Jakiś miesiąc później
Nie wiem, jakim
cudem Olkowi udało się mnie wyciągnąć na mecz Indykpolu AZS-u Olsztyn, ale
właśnie siedziałam na trybunach Hali Urania i oglądałam potyczkę miejscowego
klubu z Jastrzębskim Węglem. Nie potrafiłam odmówić temu malcowi, choćbym nie
wiem jak bardzo tego chciała. Pewnie właśnie dlatego znów to sobie robię –
patrzę na siatkówkę, której wciąż nie rozumiem i to w wykonaniu ludzi, do
których mam różne, niezidentyfikowane bliżej uczucia. Wielu pewnie
powiedziałoby, że powinnam być Olkowi wdzięczna za wyciągnięcie mnie na ten
niezwykle interesujący, bo aż pięciosetowy mecz. Ja jednak nie potrafiłam
skupić się stricte na tym pojedynku, bowiem moje myśli co chwila ulatywały
gdzieś w przestworza, błądząc w nieznanej mi dokładnie przestrzeni. Przy kimś,
kto w pocie czoła na boisku walczył o dwa punkty dla swojego zespołu. Nie
lubiłam tego, a ostatnio zdarzało mi się to notorycznie i to do tego stopnia,
że nie mogłam się na niczym skupić.
Poniekąd wpływało
na to moje dzisiejsze towarzystwo, bowiem oprócz Olka obok mnie siedziała także
Nina z Kają. Tak, nowe sąsiadki Hajnusów w przeciągu ostatniego miesiąca stały
się ich (i przy okazji również moimi) stałymi towarzyszkami – i to nie tylko
przy okazji meczów. Co prawda nie wiedziałam do końca, o co w tym wszystkim
chodzi. Od Piotrka nie byłam w stanie się czegokolwiek dowiedzieć, bowiem w
ostatnim czasie unikaliśmy siebie jak ognia. Od czasu tej niezręcznej sytuacji
między nami robię wszystko, aby kolejny raz nie dopuścić do czegoś podobnego. Piotr
zdaje się również przyjął taką taktykę. I choć moje ciało rwało się do niego
jak tylko mogło, umysł skutecznie stopował jego zapędy. Nie mogłam pozwolić
sobie na jakąkolwiek słabość wobec niego, zwłaszcza, gdy dotarło do mnie, że na
horyzoncie pojawiła się inna dziewczyna, która… mówiąc szczerze, wszystko między
nami popsuła.
I to chyba jeszcze
bardziej niż ten niedoszły pocałunek.
***
Siedziałem na
parkiecie Hali Urania po skończonym meczu i rozmawiałem ze swoim starym, dobrym
przyjacielem. Jeszcze nie tak dawno z Wojtkiem graliśmy po ten samej stronie
siatki. Byliśmy niemal nierozłączni, gdzie coś się działo, tam zawsze był
Hajnus i Feru. Do czasu aż ten postanowił zmienić klub i w tym sezonie grać w
Jastrzębskim Węglu, przez co coraz rzadziej mieliśmy okazję do rozmowy, o
spotkaniu się nie wspominając. Mimo wszystko starałem się, aby Feru był
odpowiednio poinformowany o tym, co się u mnie dzieje, stąd nie zdziwiło mnie pytanie,
które jako pierwsze po skończonym meczu mi zadał.
- Pokażesz mi w
końcu, która dziewczyna tak mocno zawróciła ci w głowie, że nawet na meczu nie
potrafisz się skupić? – mimo porażki dobry humor go nie opuszczał. – Bo Olek
widzę, że ma dziś większą kobiecą obstawę niż się spodziewałem – mówił, patrząc
dokładnie w tym samym kierunku co ja.
Marni by z nas
byli detektywi. Nietrudno bowiem było się domyślić, kogo właśnie obserwujemy,
żaden z nas nie umiał tego ukryć.
Choć trzeba
przyznać, że też jakoś specjalnie się nie staraliśmy…
- Tak, jest tu
też nasza nowa sąsiadka ze swoją córką. Mała uwielbia siatkówkę, czemu więc
miałbym nie sprawić jej przyjemności, skoro mogę? – odrzekłem nonszalancko. – A
Miśka to ta blondynka, którą Olek właśnie ciągnie za rękę w naszą stronę –
szepnąłem, w ogóle na niego nie patrząc.
Mój wzrok bowiem
wciąż śledził każdy ruch Michaliny. Feru miał rację, nawet na meczu nie umiałem
się należycie skupić, kiedy wiedziałem, że Miśka siedzi tak blisko mnie...
- No, nieźle cię
wzięło, brachu! Ale nie dziwię się ani trochę – dodał, spoglądając na mój
profil. – I to ona jest z tym Adamajtisem?
- Tak –
potwierdziłem niechętnie. – Chyba tak. W sumie to nie wiem, bo dawno ich razem
nie widziałem… – mruknąłem pod nosem, poprawiając się.
Zauważyłem
bowiem, że Miśka przechodząc obok Pawła zachowała dzisiaj tak zimną i
niedostępną postawę, jakby ci w ogóle się nie znali, a co tu dopiero mówić o
czymś więcej. On też ostatnio był jakiś nieswój. Powątpiewałem, że to mój cios
dał mu do zrozumienia, aby przestał wałkować ze mną temat blondynki, bo i tak
swojej postawy wobec niej nie zmienię. Coś innego musiało się stać, ale naprawdę
nie miałem pojęcia, co tu jest grane. Dawno z nią nie rozmawiałem i ewidentnie
coś mnie w jej życiu ominęło…
Nie miałem
jednak czasu, aby się nad tym dłużej zastanawiać, bowiem właśnie Olek
przyciągnął do nas blondynkę – wyglądającą, co tu kryć, jakby była tu za karę.
- Wujku, wujku!
– krzyczał niezwykle podekscytowany Aleks w stronę Ferensa, w ogóle nie
przejmując się jej nastrojem. – Poznaj Miśkę! Miśka, to wujek Wojtek – zapoznał
ich sobie, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi.
Oboje podali
sobie dłonie, nieznacznie, jakby z rezerwą, się do siebie uśmiechając. A ja modliłem
się tylko w duchu, aby Feru niczego głupiego przy niej nie palnął, co by do
reszty skompromitowało mnie w jej oczach…
***
Te pięć setów kompletnie
nie było mi na rękę, bowiem chciałam dziś czym prędzej wrócić do mieszkania. Zaliczyć
to, co musiałam i uciec stąd czym prędzej, w pośpiechu, nie oglądając się za
siebie. Musiałam w końcu z kimś porozmawiać, bo inaczej oszaleję. Z kimś
zaufanym, z kimś, kto patrzy na to wszystko z boku, z kimś bezstronnym i
spostrzegawczym. Z kimś takim jak Kora, która właśnie dziś w końcu wraca do
domu po prawie miesięcznej, nadmorskiej delegacji. Przez ten czas nie miałam
jak pogadać z nią na temat nurtujących mnie spraw, ba!, nawet nie dokończyłyśmy
naszej wcześniejszej rozmowy z parku! A ja właśnie po niej miałam tyle przemyśleń,
którymi chciałam się z nią podzielić! Tyle rzeczy musiałam jej powiedzieć! Od
tego czasu tyle się wydarzyło, a ona nic na ten temat nie wie!
Najpierw jednak
musiałam uwolnić się od mojego towarzystwa. Olek bowiem za punkt honoru
postawił sobie przedstawienie mnie jakiemuś kolejnemu wysokiemu człowiekowi.
Kolejnemu wujkowi. A ja tak bardzo nie chciałam nikogo poznawać! Nie tutaj i nie
teraz! Nie, kiedy obok niego stał Hajnus Senior, a ja na swoich plecach czułam
palące spojrzenie Adamajtisa, który gdyby tylko mógł, to pewnie prześwietliłby
mnie na wylot. Nie, gdy w mojej głowie rozpętał się huragan czwartego stopnia,
którego nie umiałam zastopować.
Musiałam jednak
zrobić dobrą minę do złej gry, w czym akurat byłam całkiem niezła, bo Olkowi
nie byłam w stanie odmówić. Chwilę więc postałam z chłopakami na parkiecie,
luźno porozmawiałam o jakichś bzdetach i gdy tylko znalazłam odpowiednią lukę w
rozmowie, czym prędzej stamtąd uciekłam, zostawiając małego w dobrych rękach i
żegnając się jeszcze po drodze z Miłym, który się napatoczył.
Mam tylko
nadzieję, że nie wyszłam przy tym na jakąś gburowatą…
Choć to w sumie
nieistotne jak wypadłam. To nie ja powinnam była być przedstawiana Ferensowi.
Bo kimże ja jestem?
Tylko.
Opiekunką.
Nikim.
Więcej.
Wbij to sobie wreszcie
do głowy, dziewczyno!
- Już chyba
wiem, o co ci chodziło w tym parku – powiedziałam, gdy tylko wparowałam do
naszego wynajmowanego mieszkania na poddaszu i ujrzałam Korę, stojącą w kuchni
nad czajnikiem. Pędziłam do domu, jakby coś mnie goniło (coś innego niż moje
własne myśli), nic więc dziwnego, że nawet się z nią nie przywitałam. – No,
wtedy – dodałam, widząc, że ta nie bardzo kuma, o co mi chodzi.
- Cześć Miśka,
mnie również jest miło, że cię widzę – zironizowała, ale chyba nie była na mnie
zła. Raczej zaintrygowana. – Ale skoro już przeszłaś do sedna, to oświeć mnie
proszę, o co mi wtedy chodziło? – zapytała, wlewając wrzątek do swojego
ulubionego kubka i przy okazji robiąc drugą herbatę dla mnie.
Chyba wyczuła,
że to będzie długi wieczór…
- O to, że to
nie Adamajtisa kocham – odpowiedziałam szybko. – I właśnie dlatego z nim
zerwałam. Krótko po naszej rozmowie.
Stałam
przed tak dobrze znanymi mi drzwiami mieszkania i układałam sobie w głowie
wszystko, co chcę mu powiedzieć. Wiedziałam już, że właśnie to jest najlepszym
wyjściem z tej sytuacji, mimo że świadomość najbliższych, kompletnie
nieprzewidywalnych kilkunastu minut mojego życia odrobinę mnie paraliżowała.
Ale nie mogłam stchórzyć. Nie teraz, gdy już wszystko wiem. Co prawda w głowie
miałam przeróżne scenariusze tej rozmowy i każdy był zupełnie inny, jednak po
cichu liczyłam, że przecież nie może być aż tak źle…
Wzięłam
więc głęboki wdech i pewna swego nadusiłam na dzwonek do drzwi. Odkąd dotarło
do mnie, co muszę zrobić, byłam o wiele spokojniejsza. I gotowa na wszystko.
Nawet na najgorsze.
A
to właśnie przede mną.
Chwilę
później w otworze między framugą a skrzydłem drzwi ukazała się postać
Adamajtisa. Spojrzał na mnie kompletnie zaskoczony, jednak starał się to
zamaskować bladym uśmiechem. Bezskutecznie.
-
Miśka!? Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałem? – spytał niepewnie.
-
Nie, po prostu chciałam porozmawiać – odpowiedziałam spokojnie. – Masz chwilę?
-
Dla ciebie? Zawsze – rzucił, po czym wpuścił mnie do środka.
Z
sercem na dłoni przekroczyłam próg jego mieszkania. Stanęłam w salonie,
pozwoliłam mu odwiesić mój płaszcz i podziękowałam za kawę. Nie miałam ochoty
się tutaj rozgaszczać. Wolałam od razu przejść do meritum.
-
Coś się stało? O czym chciałaś porozmawiać? – spytał.
-
O nas – wypaliłam od razu, chcąc przejść do konkretów. I choć wciąż uważałam,
że żadnych „nas” nie ma, jakoś musiałam go naprowadzić na mój tok myślenia. – A
raczej o mnie i o tobie – uściśliłam, obracając się w jego stronę.
Do
tej pory bowiem Paweł stał po skosie, tak że ciężko było mi cokolwiek zauważyć.
Nie mogłam jednak przeprowadzić t e
j rozmowy bez spojrzenia mu w twarz. Nie
sądziłam jednak, że zobaczę tam coś takiego.
-
Paweł – podeszłam lekko przestraszona i dotknęłam jego policzka – co ci się
stało?
Moim
oczom bowiem ukazało się wielkie limo pod jego lewym okiem, które przez światło
zostało skutecznie zamaskowane, tak, że gdy otworzył mi drzwi nie zauważyłam
tego w półmroku.
-
Jak to co? To ty nie dlatego przyszłaś? – autentycznie się zdziwił.
A
ja kompletnie nic nie rozumiałam z tego bełkotu. Chyba od uderzenia mu się coś
w mózgu poprzewracało.
-
Nie-e? A powinnam była? – dopytywałam.
-
Już myślałem, że ci się poskarżył – jęknął.
-
Ale kto? Paweł! – poirytowałam się odrobinę, że szyfrem do mnie gada. – O co
chodzi?
-
O Piotrka! – krzyknął.
-
A ty znowu zaczynasz… - westchnęłam, bo naprawdę miałam już serdecznie dość
tego notorycznie odgrzewanego kotleta. On już od dawna nie był zjadliwy.
Poza
tym nie o nim chciałam rozmawiać. W końcu nie było o czym. Przecież nic się
między nami nie wydarzyło, więc po co ruszać ten temat?
-
Miśka, to on mi to zrobił – wyjaśnił mi Paweł jakby zrezygnowany.
-
Co? Czekaj… - nie wierzyłam. – Ale dlaczego? Piłką na treningu, tak?
-
Nie. Normalnie. Z pięści – wycedził. – A ja tylko poprosiłem go, żeby przestał
się do ciebie przystawiać. I widzisz? I jak ja mam wierzyć, że między wami to
tylko przyjaźń, skoro teraz mam limo pod okiem? Ono mówi wszystko!
Aż
zakręciło mi się w głowie od tej informacji. Nie, to niemożliwe. Piotrek
uderzył Pawła.
I
poszło o mnie.
Boże,
niepotrzebnie tyle wczoraj nagadałam Piotrkowi! Choć z drugiej strony, skąd
mogłam wiedzieć, że obudzi się w nim rycerz w lśniącej zbroi, który zamiast
puścić w niepamięć moje słowa, wypowiedziane po alkoholu, weźmie je do siebie i
postanowi coś z tym zrobić? Zwłaszcza, że prosiłam go, aby się w to nie wtrącał!
-
O co go poprosiłeś? – zmarszczyłam nos, gdy pierwszy szok minął i dotarł do
mnie sens słów Adamajtisa. – Paweł, ja już naprawdę nie mam do ciebie siły. Nie
mam ochoty ciągle słuchać, że między mną a Piotrem to coś więcej niż przyjaźń –
mówiłam, nawet nie czekając na jego odpowiedź. Nie mogłam pozwolić mu na
wtrącenia. Nie teraz. – I jak widać, Piotrek też ma już tego dosyć, skoro cię
uderzył. Choć akurat tego nie popieram…
-
Czyli to teraz moja wina, tak? – zaperzył się Adamajtis.
Chciałam
krzyknąć, że tak, że go sprowokował i sam się prosił o to limo, ale wiedziałam,
że te słowa go tylko bardziej rozjuszą.
-
Tego nie powiedziałam – zaprzeczyłam więc. – Choć w sumie dla ciebie nieistotne
jest to, co powiem, bo w tej głowie ubzdurałeś sobie coś, czego nie ma i
szukasz tego tam, gdzie tego nie ma. Paweł, jak ja mam z tobą być, skoro ty w
ogóle mi nie ufasz? – zapytałam spokojnie. – Skoro za moimi plecami każesz się
innym ode mnie odczepić, mimo że cię o to nie prosiłam, bo nikt mi się nie
narzuca?
-
Miśka – Paweł złapał mnie za ręce i spojrzał mi głęboko w oczy – to nieprawda.
Ufam ci, ale jemu nie. I jak widać, mam ku temu powody!
-
Nie, Paweł, gdybyś mi ufał, to uwierzyłbyś w moje słowa i nie powtarzał
notorycznie, że coś między mną a Piotrkiem jest – skwitowałam, wyswobadzając
ręce z jego uścisku. – Nie szukałbyś dziury w całym, nie drążył, zniechęcając
mnie tym do siebie. Paweł, mam dość tego, że najchętniej trzymałbyś mnie w
złotej klatce, by mnie wszyscy oglądali, ale broń Boże nie dotykali. Nie jestem
w stanie żyć w ten sposób.
-
O czym ty mówisz, Miśka? – Adamajtis chyba nie nadążał za moim tokiem rozumowania.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
-
Że to się nie uda, Paweł. To, co jest między nami, nie ma przyszłości.
Po
tych słowach zaległa między nami dość długa cisza. Paweł patrzył na mnie
niedowierzając, jakby nie bardzo wiedział, co się teraz dzieje i co ma w tej
sytuacji zrobić.
-
Nie, Misia, nie mów tak! – zaprzeczał tylko. – Zrobię wszystko… Miśka… tylko
nie…
-
Przestań – grałam twardą. – Nie umiem żyć w ten sposób i wiem, że ty też nie.
Zwariujesz od tej zazdrości, a tego nie chcę. Będzie nam lepiej osobno, nam
obu.
-
Nie mówisz poważnie.
-
Jestem wręcz bardzo poważna.
- I naprawdę
przyjął to tak spokojnie? – zdziwiła się Kora, w międzyczasie wygodnie rozsiadając
się na kuchennym krześle.
- Coś ty! –
zaśmiałam się smutno. – Dzwonił, pisał, przychodził, próbował, przepraszał i
obiecywał, kwiaty kupował, prezenty wysyłał, ale moje „nie” tym razem naprawdę
znaczy nie. Nie chcę z nim być, nie chcę dla siebie takiego życia… Już drugi
raz nie dam mu się przekonać, nie dam mu do siebie wrócić.
- W końcu jakaś
mądra decyzja, dziewczyno! – Kora orzekła zachwycona. – Mam nadzieję, że nic ci
nie zrobił? – spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Nie, choć przy
którymś razie, gdy znów wałkowaliśmy ten temat, w końcu powiedziałam mu prawdę,
tę, że go nie kocham, i z początku myślałam, że się na mnie rzuci w gniewie –
pokręciłam głową. – Ale było zupełnie inaczej. To jego zranione spojrzenie
strasznie mnie dobiło. Chyba właśnie tego najbardziej się bałam i dlatego usilnie
trwałam w tym związku, nic nie robiąc, bo nie chciałam go ranić. Wolałam
niszczyć siebie…
- Och, Miśka,
Miśka – pokręciła głową Kora. – Oboje wyrządziliście sobie sporo krzywd. On,
próbując cię zdominować i ty, będąc z nim, mimo że tak naprawdę nigdy go nie
kochałaś – skwitowała. – Cieszę się jednak, że w końcu to zrozumiałaś i nawet
powiedziałabym, że jestem z ciebie dumna, ale niedokładnie o to mi chodziło
podczas naszej rozmowy…
- Wiem –
przerwałam jej, bo przecież to nie był koniec tej historii. – Masz rację. Jak
ta idiotka zakochałam się w swoim pracodawcy. W Piotrku.
Powiedziałam to
tak spokojnie, że nawet na mnie te słowa zrobiły wrażenie.
- No wreszcie! –
tymczasem moja rozmówczyni była zachwycona tą wiadomością, nie zauważając nawet
mojej skwaszonej miny. – I co w związku z tym masz zamiar dalej zrobić? –
zapytała.
- Nic –
odpowiedziałam, wzruszając ramionami ku jej zaskoczeniu. – No nie patrz tak na
mnie! Po pierwsze: to mój pracodawca, u którego mam nie tylko spory dług
wdzięczności, ale również pieniężny. Nie mogę tego psuć, bo coś tam sobie
uroiłam…
- Nie uroiłaś
sobie tego! – krzyknęła rozemocjonowana Kora, nie przyjmując do wiadomości, że znowu
nie wszystko idzie po jej myśli. – Przecież po tym, co mu opowiedziałaś na
temat Adamajtisa, sam mu przyłożył, więc na pewno nie jesteś mu obojętna –
przekonywała mnie.
- Myślę, że to Paweł
go sprowokował. Nagadał mu, że ma się ode mnie odczepić, bo kiedyś ten mnie mu
odstąpił i ten nie może działać wbrew jakiemuś męskiemu kodeksowi…
- Co? –
przerwała mi zaskoczona Kora.
Tak, też tak
zareagowałam w pierwszej chwili.
- Kiedyś, jakoś
na początku naszej znajomości, Paweł ponoć zapytał Piotrka, czy ten nie ma nic
przeciwko naszym spotkaniom – wyjaśniłam. – Jakby Piotrek miał cokolwiek do
powiedzenia w tej kwestii…
- Skąd to wiesz?
– dopytywała. – Gadałaś o tym z Piotrkiem?
- Nie, Paweł mi
powiedział. Podobno Piotrek stwierdził, że jemu nic do tego, zwłaszcza jeśli to
nie będzie kolidowało z moją opieką nad Olkiem. I właśnie dlatego Adamajtis ma
tak wielkie pretensje do Haina, że ten się obok mnie kręci, jak to on stale
powstarza. Bo przecież mnie mu odstąpił, pozwolił mu, więc nie ma prawa teraz
czegokolwiek próbować! Wiesz, męska logika jest pokręcona…
- I nie wkurzyło
cię to? – zdziwiła się Kora, że mówię o tym tak spokojnie. – Nie chciałaś tego
wyjaśnić z Hainem?
- Wkurzyło i to
mocno. I chciałam, naprawdę – mówiłam. – I nawet zaraz po tym zerwaniu z Pawłem
poszłam do Piotrka, by o tym pogadać, by poznać jego wersję, bo jakoś ciężko mi
było uwierzyć w słowa Adamajtisa. Ale tu pojawiły się pewne komplikacje, które
są głównym powodem, przez który nic z tym moim niedorzecznym uczuciem nie
zrobię… - westchnęłam. Kora spojrzała na mnie teraz już kompletnie nic nie
rozumiejąc. Nie było jej chwilę, a tu tyle nowych rzeczy musi się dowiedzieć. –
Drzwi otworzyła mi Nina. Wiesz, ta która nam przeszkodziła wtedy w parku. I to
drzwi jego mieszkania. W jego koszuli. Jasne więc, że na nic z jego strony nie
mogę liczyć.
- A to szmata! –
Kora momentalnie zaczęła bluźnić. – Tylko go poznała, a już sobie wzięła go w
obroty! A on też nie lepszy, Boże, faceci, nigdy ich nie zrozumiem. Tylko się
jakaś chętna dupa pojawi na horyzoncie i już… bęc!
I tak mówiła
jeszcze na nich przez dłuższą chwilę, po której zaległa cisza. Było mi lepiej,
bo w końcu komuś wszystko z siebie wyrzuciłam. I choć byłam w patowej sytuacji,
to i tak wiem, że postąpiłam słusznie. W sensie w tej sytuacji z Pawłem. I w
sumie też z tym, jak teraz zachowuję się w stosunku do Piotrka. Neutralnie, bez
spiny. W końcu nic między nami nie ma.
Nie było i nie
będzie. Zapamiętać!
- Ale i tak
powinnaś z nim o wszystkim porozmawiać – przerwała mi Kora w rozmyślaniu.
- Że co? Tu nie
ma o czym! – zaperzyłam się.
- Jest, moja
droga, właśnie, że jest! – zaprzeczyła gwałtownie. – Chłop cię najpierw
odstępuje innemu, zwalnia, rani, później pociesza, pomaga, prawie całuje i
jeszcze drugiemu daje w mordę, bo w jego mniemaniu ten ci robi krzywdę! Miśka!
Czy tylko mi tu coś w tym wszystkim nie gra? – zapytała retorycznie? – Ja nie
wierzę, że on tak nagle zadowolił się tą wywłoką, mając ciebie obok siebie!
- Ty go bronisz?
– zdziwiłam się. Kora wzruszyła ramionami, jakby stwierdzając, że jakoś tak
samo wyszło. – Poza tym dlaczego ty zawsze musisz używać takiego słownictwa? –
westchnęłam.
I robić mi
jeszcze większy mętlik w głowie, dodałam w myślach.
- Bo zauważyłam,
że tylko mocne słowa na ciebie działają – odpowiedziała. – Nie mówi mi tylko,
że chcesz teraz żyć w ciągłej niewiedzy? Zastanawiając się dlaczego i po co to
wszystko się stało? – pytała. A ja nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. –
Przecież wiem, że nie! – kontynuowała, widząc moją minę. – Więc idź i z nim
pogadaj, przecież nie musisz mu od razu mówić, że go kochasz. Po prostu zapytaj
się, czy to prawda z tym, co ci powiedział Adamajtis, wyjaśnij to, powiedz, co
od niego usłyszałaś. Przecież te ostatnie nieporozumienia na pewno nie wpłynęły
dobrze na atmosferę między wami. A chyba nie chcesz, aby to wszystko odbiło się
na Olku – spojrzała na mnie podejrzliwie.
Chytra z niej
lisica! Doskonale wie, z której strony mnie podejść, abym zatańczyła jak mi
zagra. Gdzie uderzyć, aby najbardziej zabolało. I aby to mnie zmotywowało.
***
Siedzieliśmy w
trójkę w barze przy piwie. Ja, Miły i Feru. Olka oddałem pod opiekę Ninie, by
móc tu posiedzieć sobie w spokoju z chłopakami i pogadać. Chciałem poprosić o
to Miśkę, ale ta czmychnęła tak szybko, że nawet się nie spostrzegłem. Ostatnio
robi to notorycznie i już nie powinno mnie to dziwić. Ucieka, unika mnie, nie
chce ze mną gadać. Już sam nie wiem, co robić.
Właśnie
powiedziałem o tym wszystkim chłopakom. Wyjaśniłem im, że Nina mnie nie
interesuje, mimo że ich zdaniem ja interesuje ją. Trudno. Przecież to nie w
niej się tak beznadziejnie zakochałem, a w Miśce właśnie. Tylko że ta unika
mnie jak ognia, w ogóle nie chce ze mną gadać. Robi to co zwykle, ale już nie
spędza ze mną (tfu!, z nami) tyle czasu co wcześniej. Że w sumie nie wiem nawet
co u niej. Że chyba już nie jest z Adamajtisem, a przynajmniej takie sprawia
wrażenie. Mimo to nie chce ze mną gadać, jakby ten jej coś na mój temat
naopowiadał, co ją ode mnie jeszcze bardziej odsunęło. Że sam nie wiem, kiedy i
jak to się stało. I że nie wiem co mam z tym zrobić.
- Jak to nie
wiesz? – zdziwił się Ferens. – Chłopie, pogadaj z nią – odpowiedział, jakby to
było takie proste.
- Myślisz, że mu
tego nie mówiłem? – ziewnął Miły. – Ale w ogóle to do niego nie trafia. Woli
się użalać nad sobą, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce i powalczyć – mówili,
jakby w ogóle mnie przy nich nie było.
I jakby się
zmówili przeciwko mnie.
- Czego się
boisz, Hajnus? Że cię pogoni? – pytał Ferens, nie ustępując. – Może nie znam
jej dobrze, a tylko z waszych opowieści i z tej dzisiejszej kilkuminutowej
rozmowy, ale nie wygląda na taką. A nawet jeśli, to co się stanie? Świat się
nie zawali! A jeśli nie spróbujesz, to tak może się stać. W końcu jakiś
Adamajtis ci ją sprzed nosa sprzątnie, a ty będziesz tylko pluł sobie w brodę,
że siedziałeś jak taka dupa i się wszystkiemu przyglądałeś, zamiast wziąć
sprawy w swoje ręce. Bądź mężczyzną! – orzekł.
I miał w tym
trochę racji.
- No właśnie! –
poparł go Miłosz, który od dawna już mi powtarza, abym w końcu się przed
Michaliną odkrył. Ale to nie było takie proste… – Od miesiąca jest między wami
gęsta atmosfera. Przecież nie musisz od razu się jej oświadczać, wystarczy,
abyś wyjaśnił z nią ostatnie wydarzenia. Żeby nie było tego kwasu między wami.
- Totalnie to
popieram! Są między wami nieporozumienia, które warto wyjaśnić. A przy okazji
może i dowiesz się, czy masz u niej jakieś szanse, czy zerwała z tym
Adamajtisem i czy ten nie zrobił ci jakiegoś czarnego PR-u – podpuszczał mnie
Feru.
A, że znał mnie
dobrze, to doskonale wiedział, gdzie powinien uderzyć, by mnie trafić.
- Wykorzystaj
fakt, że nie ma w pobliżu Olka ani Pawła i idź do niej, pogadaj z nią.
- Teraz? –
zdziwiłem się, bo to wszystko działo się zdecydowanie za szybko.
A ja chyba nie
byłem na to gotowy.
- A kiedy? Na
starość? – oburzył się Zniszczoł.
Zostałem
przegłosowany. Nie miałem więc innego wyjścia, jak wstać i pójść do niej.
I tak też
zrobiłem. Ale najpierw wypiłem jeszcze jednego, tak na odwagę.
***
Stałam przed tak
dobrze znanymi mi drzwiami, ale jak na złość nikt mi ich nie chciał otworzyć.
Właśnie teraz nie ma go w domu, w momencie, gdy go potrzebuję, gdy jestem
gotowa.
A przynajmniej
tak mi się zdawało.
Nie miałam
pojęcia, co mam teraz zrobić. Jakoś nie obmyśliłam strategii w sytuacji, gdy
Piotrka nie będzie w domu. Raczej we wszystkich, nawet w tym najczarniejszym
scenariuszu, był i otwierał mi te pieprzone drzwi! A jednak tak się nie stało i
teraz stoję przed nimi jak jakaś idiotka. Teoretycznie mogłabym wejść do
środka, w końcu mam klucze, ale przecież nie jestem w pracy. Poza tym nie do
końca byłam pewna, czy chcę wiedzieć co zastanę w środku… Mogłabym też zapukać
do Niny w jego poszukiwaniu, ale gdyby teraz tam właśnie był, to chyba pękłoby
mi serce. Wolałam więc się łudzić, że może tylko coś mi się ubzdurało, mimo że
pewnie taki zimny prysznic by mi się przydał.
Stałam więc
przed tymi drzwiami w zawieszeniu przez dobre kilka minut, bijąc się z myślami.
Z boku pewnie wyglądało to dość dziwnie, ale na szczęście nikt się tu nie
kręcił jakoś szczególnie.
Choć jak się
okazało – strasznie się myliłam.
- Kora miała
rację! Jesteś tutaj! Jak dobrze, że się jeszcze złapałem! – usłyszałam sapanie
nad swym uchem, które ciut mnie przestraszyło. – Długo tak stoisz? Dlaczego nie
weszłaś do środka? – Piotrek zdawał się nie zauważyć mojego przerażenia.
Tym, że tu się
tak nagle znalazł (dziwne, skoro tu mieszka?). I tym, że jednak będziemy
musieli porozmawiać (dziwne, skoro po to tu przyszłam?).
- Co ci
powiedziała Kora? – zapytałam podejrzliwie, obracając się w jego kierunku i
spoglądając na niego krzywo.
- Że cię nie ma
w mieszkaniu, bo poszłaś do mnie – odpowiedział. – Tylko tyle – dodał od razu,
widząc, że nie do końca w to wierzę.
Kora była zdolna
do wszystkiego, a ja wolałam wiedzieć, na czym stoję i czy on czegoś nie wie.
- A co ty
robiłeś u mnie? – pytałam dalej.
Bo wciąż coś mi
tu śmierdziało.
- Chciałem
pogadać – wzruszył ramionami, jakby to było nic takiego. – Mam dość tej gęstej
atmosfery między nami. To co, wejdziesz, czy nadal będziemy się tak unikać? –
zapytał, otwierając przede mną drzwi.
Nic nie
odpowiedziałam, tylko weszłam do środka. Mimo że doskonale znałam to
mieszkanie, tym razem nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą począć. Gdzie pójść
i co zrobić. Nagle stało się ono dla mnie zupełnie obce. Nie miałam pojęcia,
jak mam się zachować. Piotrek chyba nie do końca zdawał sobie sprawy jak
niekomfortowo się teraz czuję, bo dziarsko ruszył w stronę salonu, uznając
zapewne, że sama się rozgoszczę. Nie pozostało mi więc nic innego, jak pójść za
nim.
- A Olek gdzie?
– zapytałam od razu, rozglądając się na boki.
- U Niny. Będzie
tam nocował, więc nikt nam nie przeszkodzi – odpowiedział.
Po tej
informacji w sumie nie miałam już najmniejszej ochoty na tę rozmowę. Właściwie
to wiedziałam już wszystko. Ale skoro powiedziało się A, to trzeba powiedzieć i
B, dlatego też usiadłam i… zaczęłam oglądać swoje dłonie z każdej strony. Między
nami zaległa nieprzyjemna cisza, jakich ostatnio było wiele. Chyba każde z nas teraz
zbierało myśli i nie do końca wiedziało od czego powinno zacząć.
- W sumie to… to
może ja już pójdę… - jęknęłam, bo ta cisza zaczęła mi mocno uwierać, a ucieczka
stąd wydała mi się być w tym momencie najlepszym rozwiązaniem. – Nie chcę ci
przeszkadzać… ja…
- Miśka –
powiedział spokojnie Piotrek, widząc moje rozchwianie – nie chcę, żeby między
nami tak było. Nie chcę, abyś przede mną uciekała. Nie chcę, abyś czuła się niekomfortowo
w moim towarzystwie. Nie zniosę tego dłużej… Porozmawiaj ze mną – poprosił.
- Ale tak
naprawdę nie wiem o czym – szepnęłam.
A raczej nie
wiedziałam, co mogę powiedzieć, a czego nie powinnam.
- Zrobię
wszystko, aby między nami było tak jak kiedyś. Pytaj o co chcesz, krzycz, że przekroczyłem
granicę, że nie powinienem był tego robić, nie wiem, że co ja sobie myślałem,
nawrzucaj mi, ale nie uciekaj przede mną – poprosił.
- Przecież ja
nie…
- Nie
zaprzeczaj, aż tak głupi nie jestem – powiedział smutno. – Przepraszam Miśka.
Nie chciałem zrobić niczego wbrew twojej woli.
- I nie zrobiłeś
– powiedziałam, bo jego biczowanie mnie irytowało. – W sumie to nawet nie mam
ci niczego za złe. Nie wiem, co się stało w ostatnim czasie, że tak dziwnie się
czuję, ale to nie przez tamten wieczór… bo on… on dużo mi dał. Dzięki niemu przemyślałam
wiele rzeczy, poukładałam sobie co nieco w głowie i chyba w życiu też. Zerwałam
z Adamajtisem…
- Teraz
rozumiem, dlaczego dzisiaj tak szybko uciekłaś z hali – przerwał mi Piotrek na
tę wieść. – Mam nadzieję, że nic ci nie zrobił? – spojrzał na mnie
przenikliwie.
- Nie –
zaprzeczyłam – za to ty mu owszem.
- Należało mu
się – powiedział bez cienia skruchy, jakby był dumny z tego, że go uderzył.
- Dlaczego?
Przez to, co ci nagadałam? – dopytywałam. – Piotrek, nie musiałeś go bić,
poradziłabym sobie sama. Jestem już dużą dziewczynką.
- Wiem i to nie
do końca przez twoje słowa mu przyłożyłem. Znaczy… to była jedna ze składowych.
Paweł zaczął mi wyrzucać, że spędzam z tobą za dużo czasu, że…
- Że mu mnie
odstąpiłeś – dokończyłam za niego, bo jego zacięcie wskazywało, że nie był
pewny czy powinien mi to mówić.
- Co? – zdziwił
się, że wiem. – Powiedział ci? – pokiwałam głową. – To nie do końca prawda. Nigdy
mu cię nie odstąpiłem, w ogóle co to za beznadziejne sformułowanie! – oburzył
się. – Kiedy się poznaliście, Paweł przyszedł i zapytał mnie, czy nie mam nic
przeciwko, aby gdzieś z tobą wyszedł. Powiedziałem mu, że to nie moja sprawa, z
kim się spotykasz, ale on naciskał, wiercił mi dziurę w brzuchu… To zdarzyło
się na rozgrzewce i już kątem oka widziałem, że trener się mi przygląda,
dlaczego nie ćwiczę, a że ostatnio miałem z nim na pieńku i nie chciałem mu
znów podpaść, to w końcu na odczepnego powiedziałem Pawłowi, że jeśli będziesz
chciała i to nie będzie kolidowało z opieką nad Olkiem, to spoko. Że nie mam
nic przeciwko. Gdybym wiedział…
Nie miałam
pojęcia, co by było gdyby, bo Piotrek tej myśli nie miał zamiaru dokończyć.
- Dlatego mu
przyłożyłeś? Bo ci marudził, że mnie mu odstąpiłeś? – nie wiem, dlaczego
drążyłam temat, ale chyba musiałam wiedzieć.
- Nie, nie
dlatego – zaprzeczył. – W imię tego paktu, który sobie ubzdurał, kazał mi cię
zwolnić – dodał, przyglądając się mojej reakcji.
Nie wiem
dlaczego, ale wierzyłam, że Piotr mówi teraz prawdę. Może dlatego, że takie roszczenia
mieściły się w granicach stylu Pawła. On mógł to powiedzieć, on mógł tego od
niego chcieć.
- A ja byłam
taka wściekła na ciebie – przyznałam – kiedy przedstawił mi swoją wersję.
Myślałam, że się co do ciebie pomyliłam, że jesteś jak wszyscy i chcesz
sterować moim życiem. Nawet przyszłam tu, żeby na ciebie nakrzyczeć, ale... ale
mi to nie wyszło. Teraz jednak wiem, że to zerwanie było najlepszą decyzją,
jaką mogłam podjąć, mimo że ostatni miesiąc nie należał do najłatwiejszych… -
byłam już o wiele spokojniejsza, mimo że nurtowała mnie jeszcze jednak kwestia.
Musiałam go więc o to jakoś delikatnie zapytać. – I w związku z tym muszę
wiedzieć, czy coś mnie jeszcze w Olsztynie trzyma?
Spojrzałam mu w
oczy z nadzieją. A on ewidentnie nie zrozumiał o co pytam.
- Wiem, że to
nie moja sprawa, ale skoro opiekuję się Olkiem, to muszę wiedzieć, czy za
chwilę mnie ktoś nie zastąpi – zaczęłam trochę naokoło. – Zwłaszcza teraz, gdy oprócz
was nie mam tu nikogo. Oczywiście, cieszę się twoim szczęściem, Piotrek, ale
jednocześnie boję się, że za chwilę nie będę miała do czego wracać… że znów
będę musiała zaczynać od zera…
- Miśka, o czym
ty mówisz? – a ten nadal nie rozumiał. – Dlaczego miałabyś nie mieć? Przecież
ciebie nie da się zastąpić!
- A Nina? –
zapytałam od razu.
- To tylko takie
jednorazowe – mówił. – Chciałem, abyś to ty dziś została z Olkiem, gdy
poszedłem się spotkać z chłopakami, ale tak szybko uciekłaś z meczu, że nawet
nie zdążyłem cię o to poprosić. A, że Olek ma w końcu koleżankę w swoim wieku i
Nina nie miała nic przeciwko temu, to go jej na trochę podrzuciłem – zaśmiał
się. – Nikt cię nie będzie zastępował, dlaczego w ogóle tak pomyślałaś?
- No, bo skoro
jesteście razem, to wydało mi się logiczne, że… - plątałam się w zeznaniach.
- Razem?! –
krzyknął. – Co ty mówisz!?
Był w szoku. Ale
takim prawdziwym. Aż tak dobrze nie mógłby udawać.
- Noooo… - nie takiej
reakcji się spodziewałam, zbiło mnie to trochę z pantałyku – ostatnio spędza tu
sporo czasu i jakoś tak nie ukrywa, że jest tobą zainteresowana… a jak kiedyś
przyszłam wieczorem, by porozmawiać, wiesz, wtedy, po zerwaniu z Pawłem, to
otworzyła mi drzwi w twojej koszuli… jakoś tak same fakty mi się posklejały w
całość – zakończyłam nieskładnie.
- Nie jestem z
Niną i nigdy nie będę – zaprzeczył od razu. Twardo i dobitnie. – To tylko miła
sąsiadka, matka koleżanki mojego syna, nic więcej. Nie mam pojęcia, co ci
powiedziała, ale to wszystko to nieprawda.
- To dobrze –
odetchnęłam. – W sumie to nie moja sprawa – zaczęłam się jąkać, orientując się,
że pierwsze dwa słowa powiedziałam na głos. – Po prostu tak…
- Wiem, że moja
mama opowiedziała ci o mnie wiele, ale naprawdę się zmieniłem – przerwał mi
Piotrek, widząc moją konsternację. – Nie jestem taki jak kiedyś. Nie mógłbym
najpierw całować jednej, a za chwilę pocieszać się drugą. Zwłaszcza, jeśli
chodzi o ciebie – zapewnił.
To zdanie wryło
mnie w fotel.
- Nie rozumiem…
- szepnęłam słabo.
To wszystko
chyba mi się śni.
- Miśka, ja może
nie powinienem tego mówić, nie teraz, gdy wszystko sobie wyjaśniliśmy, ale… ja…
wtedy… ja tak bardzo tego chciałem! – wyrzucił to z siebie z taką ulgą, jakby
ciążyło go to od dłuższego czasu. – Wiem, że to jest przekraczanie nieustalonej
granicy między nami i nie powinienem psuć tego, ale nie potrafię ukryć, jak
bardzo się cieszę, że nie jesteś już z Pawłem. Jak wielki kamień z serca mi
spadł, że już ci nic nie zrobi, że cię nie dotknie… że nie będzie się wokół
ciebie kręcił… - mówił, głaszcząc mnie po policzku.
Nawet nie
zauważyłam, kiedy tak bardzo się do mnie zbliżył, tak bardzo byłam
zafascynowana jego spojrzeniem.
- Piotrek, co my
robimy? – kręciłam głową, wciąż odrzucając od siebie logiczne wyjaśnienia. – Ja
u ciebie pracuję, zajmuję się twoim synem, mam u ciebie dług… tak nie może być…
Mimo że
podświadomie dobrze wiedziałam, do czego to zmierza, mimo że tak bardzo tego
chciałam, to wciąż broniłam się przed tym, ile tylko miałam sił w sobie.
- Dług to nic –
powiedział spokojnie.
- To jest
kilkadziesiąt tysięcy, Piotrek! To nie jest nic! – krzyknęłam.
- Oddałbym
wszystko, by nic ci się nie stało – powiedział poważnie.
Spojrzałam na
niego oczami wielkości pięciozłotówek. Oczami pełnymi łez.
- Dlaczego? –
szepnęłam. – Dlaczego ty to wszystko robisz?
- Bo się w tobie
zakochałem. Beznadziejnie. Do granic.
Pewność jego
słów uderzyła mnie do głębi. Spojrzałam mu w oczy, a potem… potem go
pocałowałam, dokończając tym t e n moment sprzed miesiąca, który tak wiele między
nami zmienił, tak wiele mi uświadomił.
- Czy to znaczy…
- teraz to Piotrek potrzebował wyjaśnienia.
- Tak Piotrek, jestem
w tobie beznadziejnie zakochana, a twojego syna kocham jak własne dziecko -
wyznałam.
- To
najpiękniejsze słowa, jakie usłyszałem w życiu – powiedział, po czym mnie pocałował.
Nigdy nie
przeszłoby mi przez myśl, że dzień, w którym zapukam do drzwi Piotra Haina tak
bardzo zmieni moje życie. Że znajdę tu miłość, zrozumienie i bezpieczną
przystań. Że znajdę rodzinę i szczęście, czyli to, czego szukałam przez całe
życie.
KONIEC
CZĘŚCI PIERWSZEJ
--------------------------------------------------------------------
Witajcie!
Wiem, że od
poprzedniego rozdziału minęły prawie 3 lata, ale nie lubię mieć niedokończonych
spraw. Zwłaszcza, że kilka osób nadal czekało na wielki come back Hajnusów… To mnie
niesamowicie podbudowało, dlatego w końcu zebrałam się w sobie, by zakończyć tę
historię. Choć jak widać, miała powstać jej druga część. Nie łudziłabym się
jednak na Waszym miejscu, bo skoro na zakończenie pierwszej musieliście czekać
niemal 3 lata, to lepiej już nie będzie.
Za to mnie
będzie niezmiernie miło, gdy pod tym rozdziałem odezwą się osoby, które to
przeczytały. Jestem ciekawa, czy ktoś wytrwał. Jeśli tak – jestem Wam za to
bardzo wdzięczna.
Ściskam!