wtorek, 7 kwietnia 2015

10. Normalność?



- Piotrek, no! Czy ty chcesz mnie wykończyć, że tak długo trzymasz mnie w niewiedzy? Jak było wczoraj, mówże wreszcie, do cholery! – dopytywał Miły, kiedy tylko wyszliśmy z Uranii.
Wracaliśmy właśnie z popołudniowego treningu, ostatniego przed jutrzejszym meczem z Jastrzębskim Węglem. Treningu, na którym Zniszczoł uparcie wiercił mi dziurę w brzuchu, próbując dowiedzieć się, jak wyglądało wczorajsze wieczorne spotkanie moje i Miśki z tymi bandziorami, którym blondynka (a raczej jej były facet) wisiała pieniądze. Miły wiedział już bowiem, że jego rada podziałała i udało mi się przekonać Michalinę do powrotu do nas, ale wiedział także, co się z tym wiązało...
- Dobrze wiesz, że nie mogłem o tym mówić tak przy wszystkich – odpowiedziałem spokojnie, już trochę znudzony jego dociekliwością. Jeszcze chwila, a zacznę żałować, że w ogóle mu o tym powiedziałem! – Przecież obiecałem Miśce, że nikt się o tej sprawie nie dowie, a w tym towarzystwie trudno jest o jakąkolwiek dyskrecję.
Wiedziałem dobrze, że nie dotrzymałem danego jej słowa, opowiadając o całej sprawie Zniszczołowi i, jeśli mam być szczery – nie czułem się z tym dobrze. Miałem tę świadomość, że nadwyrężyłem jej zaufania, którym mnie obdarzyła, mimo swoich oporów. Obiecałem jej przecież, że nikomu, pod żadnym pozorem, nie opowiem o jej przeszłości, ale… Miły nie był nikim. A przynajmniej w taki sposób usprawiedliwiałem się sam przed sobą ze swojego uczynku. Ufałem Miłoszowi i znałem go na tyle dobrze, by wiedzieć, że nikomu niczego nie wypapla, choćby nie wiem co, mogłem więc być spokojny, że wszystko zostanie między nami. Zwłaszcza, że on także bardzo polubił blondynkę i jemu również leżał na sercu jej los. Dlaczego więc miałbym to przed nim ukrywać? Do tego musiałem z kimś o tym wszystkim porozmawiać. Musiałem upewnić się, że dobrze zrobiłem. A Miły był jedyną osobą, która spełniała obydwa warunki – umiała trzymać język za zębami i powiedzieć mi prosto w oczy, z niesamowitą szczerością, co na ten temat myśli. Musiałem więc to zrobić. Tak dla własnego spokoju.
Choć obawiam się, że gdyby cała prawda wyszła na jaw, Miśka nie zrozumiałaby moich argumentów…
- Ale teraz już jesteśmy sami – odpowiedział Zniszczoł. – Nawet nie ciągniemy za sobą żadnego niepożądanego ogona – dodał, oglądając się jeszcze, czy nikt za nami nie idzie.
Miał rację. O dziwo nikt nam dzisiaj nie towarzyszył w drodze powrotnej z treningu, jakby chłopaki wyczuli nosem, że musimy pogadać w cztery oczy o czymś naprawdę poważnym, o czym oni nie mogli się dowiedzieć.
- Cóż ja ci mogę powiedzieć? – westchnąłem, wiedząc dobrze, że nie mogę już dłużej zwlekać, tylko muszę odpowiedzieć mu na wszystkie nurtujące go pytania. – Wydaje mi się, że już nie będą chcieli od Miśki więcej pieniędzy. Jestem jakoś dziwnie o to spokojny.
- Skąd taki wniosek? – zdziwił się Miłosz.
- Oni po prostu dobrze wiedzieli, że Miśka jest z tym wszystkim sama, że nikt jej nie pomaga, nikt jej nie chroni, nikt nie wie o jej problemach i chcieli to wykorzystać. Wiesz, łatwy zysk. W końcu mieli nad nią przewagę nie tylko liczbową, ale także siłową i łatwo im było ją zastraszyć, nawet jeśli Miśka nie należy do jakiś specjalnie strachliwych osób – tłumaczyłem mu. – Ale gdy wczoraj zobaczyli ją z takim wielkim facetem jak ja, jako jej obstawą, od razu zrobili się łagodni jak baranki.
Co prawda nie miałem do czynienia z kimkolwiek ich pokroju, ale nigdy przez myśl by mi nie przeszło, że można normalnie rozmawiać z bandziorami, załatwić jakąś sprawę bez użycia siły. Chyba za dużo naoglądałem się filmów i stąd te moje mylne wrażenia…
- Spodziewałeś się wybuchów, pościgów, strzelaniny? – Miłosz śmiał się ze mnie w najlepsze.
- Wiesz, idąc tam z nią, byłem przygotowany na wszystko. Nawet na użycie pięści – wyjaśniłem mu ze spokojem. – Udało nam się jednak dojść do konsensusu bez tego. Wydaje mi się, że zbił ich z pantałyku fakt, że Miśka w końcu nie jest z tym wszystkim sama. Poza tym z pewnością ją od jakiegoś czasu obserwowali i zorientowali się, że nie jestem jedynym dwumetrowym facetem w jej życiu, który w razie czego jej pomoże…
- No tak, Miśka ma teraz niezłą obstawę. Z tobą i mną na czele – zaśmiał się Miły, wypinając klatkę piersiową. – A co ona o tym wszystkim myśli? Rozmawiałeś z nią o tym? – zmienił temat po chwili, uspokajając się.
- Wiesz, jaka ona jest skryta. Ciężko z niej cokolwiek wyciągnąć – westchnąłem. – Podziękowała mi wczoraj za wszystko i ucięła temat, dziś zachowując się tak, jak gdyby nigdy nic. Zgrywa twardą, tak jak to zawsze robiła, ale widzę, że jeszcze nie jest spokojna. W końcu już kiedyś mówili jej, że wszystko spłaciła, a później wrócili jak bumerang ze swoimi żądaniami, nie dziwię się więc, że wciąż trochę się ich boi.
Tak rzeczywiście było. Miśka starała się nie dać po sobie poznać, że wciąż się tym wszystkim martwi, ale przez ostatni miesiąc, podczas którego u mnie pracuje, udało mi się już trochę ją poznać, by wiedzieć, że to tylko taka maska. Może gdyby nie odkryła się przede mną ze swoją przeszłością, gdybym nie widział jej w innym stanie, niż ten na co dzień, dałbym się nabrać, że wszystko jest w porządku. Ale ja wiedziałem już wszystko (a przynajmniej tak mi się wydawało), dzięki czemu mogłem poznać, co tak naprawdę czuje teraz blondynka. I z pewnością było to zgoła inne od tego, co chciała, abyśmy myśleli.
- No tak, to normalne po tym wszystkim, co przeszła – przytaknął Zniszczoł. – Wiesz, szczerze ją podziwiam. Całe życie była ze wszystkim sama. Całe życie miała pod górkę, a mimo to parła do przodu. Niesamowita z niej dziewczyna – uśmiechnął się pod nosem, mówiąc to.
A ja nie mogłem się z tym nie zgodzić. Jej historia życiowa zrobiła na mnie tak samo wielkie wrażenie, jak na Zniszczole. A to, jak walczyła i cały czas walczy… Aż zacząłem się zastanawiać, czy ja, będąc w jej sytuacji, poradziłbym sobie ze wszystkim tak dobrze jak ona. Im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej mi się wydawało, że… nie dałbym rady. I w sumie nic by w tym dziwnego nie było, skoro mnie zwykłe rodzicielstwo przerasta!
- A Paweł wie o wszystkim? – spytał Miłosz, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Ja mu nic nie powiedziałem. Obiecałem to Miśce i nie mam zamiaru kolejny raz łamać danego jej słowa. Poza tym to nie jest moja sprawa, nie mogę się w to wtrącać. Miśka chyba wie, co robi… – dodałem, mimo że trochę w to powątpiewałem.
Ale to ona musiała być gotowa na to, by powiedzieć o wszystkim Pawłowi. Poza tym może ona go w ogóle nie traktuje poważnie? Nie wiem, ciężko jest ją wyczuć.
- A nawet jeśli nie wie, to będą to jej własne błędy – dokończył Zniszczoł, zgadzając się ze mną.
- Właśnie – przytaknąłem. – Najważniejsze, że ja w końcu mogę być spokojny, bo mam z kim zostawić małego i jest to osoba naprawdę za niego odpowiedzialna. A do tego wiem już, że nic im nie grozi. W końcu mogę skupić się na grze.
Krzysztof na pewno się z tego ucieszy, bo ostatnio wyraźnie dał mi do zrozumienia, że sobie nie radzę, łącząc obowiązki klubowe i domowe, i że muszę coś z tym zrobić. Miałem z nim ostatnio trochę na pieńku. Rozumiał, że w moim życiu teraz wiele się zmieniło, bo w końcu zamieszkał ze mną mój syn, który jest dla mnie najważniejszy i za którego jestem odpowiedzialny. Wiedział dobrze, że muszę wszystko sobie na nowo poukładać, jednak nie podobało mu się, że teraz myślami bardziej skupiałem się na tym, co dzieje się w domu, niż na mojej grze. Naprawdę musiałem się jeszcze wiele nauczyć, a przede wszystkim tego, jak rozdzielać rodzicielstwo i pracę. Całe szczęście, że Stelmach mimo całej swojej zapalczywości, był wyrozumiały i cierpliwy.
I że mam Miśkę, która mi w tym wszystkim pomaga.
- A jak Aleks przyjął jej powrót? – spytał Miłosz, zmieniając temat.
- A jak myślisz? – spojrzałem na niego wymownie. – Jest zachwycony, odkąd tylko wróciła nie odstępuje jej na krok, aż zaczynam robić się trochę zazdrosny. Czasem nawet mi się wydaje, że on ją kocha mocniej ode mnie…
Zniszczoł pokręcił przecząco głową, słysząc moje słowa.
- Mylisz się, jesteście na tym samym poziomie, tyle tylko, że Miśka spędza z nim więcej czasu od ciebie i może stąd to twoje wrażenie. Poza tym to, że sprowadziłeś ją z powrotem, chyba spowodowało, że urosłeś w jego oczach, czyż nie?
- Na pewno nabiłem sobie tym u niego kilka dodatnich punktów – zaśmiałem się.
- No widzisz! – Miłosz zaklaskał w dłonie. – Zobaczysz, że niedługo nie będziesz myślał o Miśce jak o swojej konkurencji w jego sercu, tylko jak o sprzymierzeńcu. To jest taka dziewczyna, że swoim doświadczeniem w kontaktach z dzieciakami na pewno pomoże utworzyć wam więź syna z ojcem. Sam mówiłeś, że niedawno sprzedała ci kilka dobrych rad.
Wiedziałem, że Miłosz tymi słowami próbuje sprawić, abym zaufał blondynce i nie miał jej za złe, że mały się do niej przywiązał, ale nie musiał tego robić, ja to wszystko wiedziałem. Po prostu uczucia czasem nie są tak logiczne jak to, co mówi mi rozum.
- Tak, gdyby nie ona, pewnie nadal uważałbym, że samotne wychowywanie dziecka to nic takiego – odpowiedziałem poważnie. – Wciąż podchodziłbym do tego wszystkiego jak gówniarz, dokładnie tak jak wtedy, gdy Ola oznajmiła mi, że jest w ciąży…
- Muszę ci powiedzieć, że ostatnio niesamowicie dojrzałeś i to naprawdę widać – stwierdził Miłosz, a mi trudno było się z nim nie zgodzić. Mały wywrócił mój świat do góry nogami, ale dzięki temu wiele się nauczyłem. Wiele zrozumiałem. Chyba w końcu stałem się mężczyzną. – Ej, a jak Aleks przyjął jej wygląd? Nie przestraszył się jej? – spytał nagle Miłosz, przypominając sobie to, jak wyglądała Miśka po spotkaniu z tymi typami spod ciemnej gwiazdy.
- No cóż, Miśka próbowała jakoś to przypudrować – westchnąłem – ale tylko zminimalizowała skutki. Tych wszystkich zadrapań nie da się ukryć i mały z początku trochę się jej przestraszył. Ale Miśka wyjaśniła mu, że spadła ze schodów.
- I co? Uwierzył jej? – zdziwił się Zniszczoł.
- Tak i to do tego stopnia, że gdy teraz schodzą ze schodów, to trzyma ją kurczowo, jakby chciał ją uchronić przed kolejnym upadkiem.
- Mały rycerz. Wdał się w ojca, nie ma co – skwitował Miłosz.
A ja zacząłem się śmiać, mimo że w środku odczuwałem niesamowitą dumę z mojego syna. I po części z siebie samego.


***


Olek był niemożliwie uparty. No, gorzej niż jego własny ojciec. Co prawda miał rację, że kiedyś tam obiecałam mu pójść z nim na mecz, ale przecież doskonale wiedział, że ja nie mam o tym wszystkim jakiegokolwiek pojęcia. Poza tym liczyłam, że do tego czasu on o tym zapomni. Ale nie, było wręcz odwrotnie. Już od początku sezonu suszył mi głowę, abym poszła z nim na mecz jego taty, jednak do tej pory udawało mi się jakoś z tego wykręcić. Nie tym razem jednak. I dlatego właśnie siedziałam z nim na trybunach Hali Urania, opatulona grubym swetrem, bowiem podobno ten obiekt nie należał do najcieplejszych, zamiast siedzieć w ciepłym mieszkaniu pod kocem z gorącym kakao i klockami Lego, czy kolorowankami, czekając aż Piotrek wróci do domu z meczu, a ja będę mogła pójść do siebie. Ale nie, zamiast tego spoglądałam teraz na pomarańczowe boisko, na którym obie drużyny się właśnie rozgrzewały. Z tego, co zdążył mi już opowiedzieć Olek, to dzisiejsi przeciwnicy tutejszego zespołu byli teoretycznie o wiele mocniejsi od gospodarzy, ale że sport się rządzi swoimi prawami, wszyscy liczyli na niespodziankę. Czyli na zwycięstwo Indykpolu.
No właśnie. Indyki. Troszeczkę tego nie rozumiałam.
- Ale dlaczego Indyki? – spytałam się więc Olka, gdy do tego doszliśmy.
- Bo Indykpol. Główny sponsor AZSu – odpowiedział ze stoickim spokojem.
- Aha – pokiwałam głową, mimo że za wiele mi to nie mówiło. – A co robi tam ten wielki Indor? – wskazałam na człowieka, który właśnie chodził po trybunach hali i przybijał sobie z ludźmi piątki, przebrany w strój wielkiego indyka.
- To maskotka klubu.
- I każdy klub ma taką maskotkę?
- Tak, każdy. Resovia ma wilka, Skra pszczołę, Zaksa kozła, a my indyka.
Pokiwałam głową, mimo że kompletnie nie wiedziałam, o czym on teraz do mnie mówi. Przecież poza tutejszym AZSem nie znałam żadnego innego polskiego klubu!
- Ale serio? Indyki? – dopytywałam, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
No, bo to śmieszne było! Siatkarze jako indyki. Taki Hain na przykład jako indyk, czy Miły-indyk, Paweł-indyk, Bedni-indyk… tak, to ostatnie było najśmieszniejsze!
- Misia! Bądź poważna! – skarcił mnie Olek, jakby to on był moim opiekunem, a nie ja jego. Aż się naburmuszyłam jak dziecko za to, troszeczkę się na niego obrażając.
No, bo to nie moja wina, że mam tak spaczone poczucie humoru, że to jest dla mnie takie śmieszne! Ja naprawdę próbowałam być poważną i się nie śmiać, ale to było dla mnie ciężkie. Bardzo ciężkie. Całe szczęście, że Olek zajął się teraz machaniem do swojego ojca i przekazywaniem mu pozytywnej energii na odległość, miałam więc trochę czasu, by jakoś doprowadzić się do ładu.
Indyki. No nie wytrzymam!


***


Ze spokojem rozgrzewałem się przed meczem z Jastrzębiem, starając się skupić na tym, co mnie za chwilę czeka na boisku, co jakiś czas jednak zerkając w bok na siedzącego na trybunach Aleksa w towarzystwie Miśki. Mały właśnie machał do mnie, uśmiechając się szeroko. Dawno nie widziałem go takiego szczęśliwego, jak od powrotu Michaliny. Normalnie, nie to samo dziecko, co jeszcze cztery dni temu. Michalina tymczasem kręciła głową, będąc czymś niezwykle rozbawiona. Zapewne Aleks zabawiał ją rozmową albo zaczął już tłumaczyć jej na czym polega siatkówka, bo Miśka do tej pory nie wiedziała praktycznie niczego na jej temat. Wzbraniała się przed tym rękami i nogami, jednak Aleks i tak postawił na swoim. Siłą swojej perswazji (albo słodkich oczu; choć czy to nie to samo?) przytargał ją tu dziś ze sobą, będąc niezwykle z tego zadowolonym. Zacząłem się nawet zastanawiać, kto będzie miał dzisiaj trudniejszą przeprawę – Aleks z nic nie wiedzącą na temat siatkówki Miśką, czy Miśka z upartym, próbującym jej wszystko wyjaśnić Aleksem. I gdy już skłaniałem się ku opcji B, ktoś przerwał mi to rozmyślanie.
- Piotrek? – spytał Paweł, stając obok mnie w kolejce do próbnego ataku. – Możemy pogadać?
Ton głosu Adamajtisa świadczył o tym, że jest to dla niego coś naprawdę ważnego. Aż zacząłem się trochę tym stresować, bo o co mu mogło chodzić? Czego mógłby chcieć ode mnie? Nie miałem pojęcia. Mimo wszystko przytaknąłem.
- Wiem, że to nie jest odpowiednia pora na poważne rozmowy, ale nie wiem, czy później się w sobie zbiorę, by cię o to zapytać – wyjaśnił mi. – I czy znajdę cię samego, tak, by pogadać z tobą w cztery oczy…
Pokiwałem głową, po czym ponagliłem go trochę, co by przestał owijać w bawełnę, tylko walnął prosto z mostu, o co mu chodzi. Chciałem mieć już za sobą tę dziwną rozmowę i móc w końcu skoncentrować się na meczu. Wszystko mnie dziś rozpraszało. Wszystko i wszyscy. Jak ja mam pokazać Stelmachowi, że od teraz skupiam się już tylko na swojej grze, skoro każdy wziął sobie za punkt honoru, by mi przeszkadzać w skoncentrowaniu się na meczu?
- Bo widzę, że Miśka znów u ciebie pracuje – zaczął Paweł.
- No tak, udało mi się ją przekonać do powrotu – odpowiedziałem ostrożnie.
Nie podobał mi się temat tej rozmowy. Obiecałem sobie, że nie będę się wtrącał w ich relacje, a ten mi tu nagle wyskakuje z tematem blondynki.
- I bardzo się z tego cieszę, bo widziałem, jak było jej ciężko. Bardzo się do was przywiązała i nie mogła zrozumieć, dlaczego ją zwolniłeś tak nagle, bez jakiegokolwiek powodu.
- Wszystko już jej wyjaśniłem – odpowiedziałem oschle. – Chyba akurat tobie nie muszę się z tego spowiadać? – burknąłem zły.
- Nie, skądże znowu! – zaprzeczył od razu, orientując się, że niechcący wszedł na grząski grunt. – Po prostu skoro Miśka znów u ciebie pracuje, to muszę się ciebie o coś zapytać. Tylko nie chcę, żeby to dziwnie zabrzmiało, ale..
- Paweł, do rzeczy – poganiałem go, bo to ciągłe przepuszczanie kumpli i nie wyskakiwanie do ataku powoli zaczynało wyglądać podejrzanie, a ja nie chciałem wkurzyć Krzysztofa.
- Bo ona mi się podoba – wypalił więc z grubej rury Adamajtis – i chciałbym ją gdzieś zaprosić, no wiesz, na randkę. Nie masz nic przeciwko? – spojrzał na mnie z nadzieją.
A mnie trochę przytkało. Wiedziałem, że Pawłowi Miśka nie jest obojętna i że traktuje ją o wiele poważniej od takiego Bedniego na przykład, ale czegoś takiego po tej rozmowie to się nie spodziewałem. Choć w sumie to sam nie wiedziałem, czego mógłbym się po niej spodziewać… Nie rozumiałem jednak, dlaczego on się mnie o to pyta. O co mu chodzi?
- A dlaczego miałbym mieć? – zdziwiłem się. – To jest jej życie i ja nie mam prawa się do niego wtrącać.
- Chodzi o to, że nie chcę, abyś miał później do mnie pretensje, że odciągam ją od zajmowania się twoim synem – wyjaśnił.
- A masz zamiar ją od tego odciągać? – uniosłem brew nad prawym okiem.
Nie wiedziałem, czemu ciągnę tę dziwną rozmowę. Dlaczego tak mnie to ciekawi? Nie rozumiałem już samego siebie.
- Nie, skądże znowu! – Paweł zaprzeczył od razu. – Poza tym ona tak uwielbia Aleksa, że nawet gdybym chciał, to by mi się to nie udało...
- No widzisz. Więc nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Chcę po prostu, abyś wiedział, że chciałbym… mam zamiar… oczywiście, jeśli ona zechce. Rozumiesz.
Plątał się niczym wyrwany do tablicy uczeń, nie mający pojęcia, co jest tematem dzisiejszej lekcji i czego nauczyciel może od niego chcieć.
- Myślę, że rozumiem – odpowiedziałem. – I skoro to dla ciebie takie ważne, to wiedz, że nie mam nic przeciwko temu, abyś się z nią spotykał.
- Dziękuję – Paweł poklepał mnie po plecach. – Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy – dodał, a potem rzucił piłkę Dobrowolskiemu, by ten wystawił mu ją do ataku, po czym wbił w boisko gwoździa, tak bardzo rozpierała go teraz energia.
A ja wciąż stałem jak ten kołek w tym samym miejscu, w którym przed chwilą rozmawialiśmy i nie wiedziałem, co się tak naprawdę przed chwilą stało. I co ja najlepszego właśnie zrobiłem.


***


Kiedy tylko zabrzmiał ostatni gwizdek i w końcu mecz dobiegł końca, Olek pociągnął mnie w dół, w stronę barierek, bo on chce do taty. Westchnęłam ciężko, zmęczona już tym wszystkim, ale zeszłam wraz z nim, nie mogąc go przecież puścić samego. Nie mogłam pozwolić na to, aby mi się gdzieś tu zgubił. Zawału bym dostała wtedy. Zatrzymaliśmy się dopiero na ochronie, która nie miała zamiaru nas wpuścić na boisko. W sumie nic w tym dziwnego, nikt mnie tu nie znał, a nawet gdyby znał, to dobrze wiedział, że nie mam żadnego prawa, by zostać wpuszczoną. Olek też mieszka tu dopiero od trochę ponad miesiąca i mało kto ogarnia, kogo jest synem. Potrzeba czasu, żeby ludzie przyzwyczaili się do fakt, że mały Hajnus gdzieś tu grasuje. Kątem oka widziałam, że Olek miał zamiar prześlizgnąć się kolesiowi między nogami, a zanim ten by go dogonił, on byłby już u swego ojca i wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, ale był na tyle kochany, że nie chciał mnie zostawiać tu samą, zdezorientowaną, nie wiedzącą, co zrobić, dlatego zaczął machać szaleńczo do Piotrka, aby nas wybawił z opresji.
Po chwili staliśmy już w trójkę na uboczu boiska.
- I jak ci się podobało? – spytał mnie Hain, trzymając małego na barana, wysłuchawszy już całej recenzji meczu z jego ust.
- Szczerze… to sama nie wiem. Zgłupiałam kompletnie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Bo to było dla mnie za wiele, jak na jeden wieczór. Pięć setów, mnóstwo akcji, pełno zasad, których nie kumałam i emocji, których jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Coś dziwnego i jednocześnie niesamowitego.
Aż naprawdę zaczęłam się bać, że mi się to wszystko spodoba.
- Nie było tak źle – powiedział Olek, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Skoro szeryf tak mówi, to widocznie tak było – przytaknęłam, śmiejąc się i przybijając z małym piątkę.
Kątem oka widziałam zainteresowanie ludzi naszą trójką. Po tym, co ostatnio zaprezentował mi Hain, trochę bałam się jego reakcji na kolejne rewelacje plotkarskie, bowiem z boku mogliśmy wyglądać jak jedna, wielka, szczęśliwa rodzina. A fakt, że do tej pory Piotrek rzadko kiedy pokazywał się po meczach w jakimkolwiek innym towarzystwie niż jego koledzy, rzeczywiście mogło potęgować ciekawość ludzką.
- Miśka
Poznałam ten głos od razu. I ucieszyłam się, bo dawno go nie słyszałam. Tyle się ostatnio działo, że nie było kiedy porozmawiać. Szybko więc obróciłam się w jego stronę, by choć przez moment móc się nacieszyć jego towarzystwem. Nie takiej reakcji jednak spodziewałam się na mój widok z jego strony. Zamiast szerokiego uśmiechu, który jeszcze przed chwilą był na jego twarzy, mimo zmęczenia zakończonym właśnie spotkaniem, zagościło przerażenie.
- Co ci się stało? – spytał z troską Paweł.
Na początku nie zrozumiałam, o co mu chodzi, dopiero po chwili dotarło do mnie, dlaczego Adamajtis tak bardzo przygląda się mojej twarzy, jakby pierwszy raz ją ujrzał. Skarciłam się w duchu. Z tego wszystkiego zapomniałam, że wciąż nieciekawie wyglądam. Pewnie dlatego ludzie tak na mnie dzisiaj dziwnie patrzyli.
- Spadła ze schodów – odpowiedział Olek, zanim zdążyłam w jakikolwiek zareagować.
- Jak to spadłaś? – spytał Paweł, delikatnie dotykając mojego policzka, by nie zrobić mi tym krzywdy i przyglądając mi się uważnie.
- Normalnie – zaśmiałam się, starając się mu pokazać, że to przecież nic takiego. – Bo wiesz, że u mnie w kamienicy te schody są takie strome. No i żarówka na korytarzu się przepaliła i oczywiście nikt nie ma zamiaru jej wymienić, a ja wychodziłam wieczorem do sklepu i szłam po omacku, no i nadepnęłam na nieistniejący schodek i... spadłam.
Czułam na sobie baczne spojrzenie Piotrka, który jako jedyny wiedział, że kłamię. Pewnie był zdziwiony, że oszukuję Adamajtisa. Ale nie mogłam powiedzieć Pawłowi prawdy. Nie byłam na to gotowa.
Poza tym Olek wciąż wszystko słyszał. A on już kompletnie o niczym wiedzieć nie może.
- Ale nic poważnego ci się nie stało? – przejął się Adamajtis.
A mnie ujęło to za serce. Nigdy nie sądziłam, że tu, w Olsztynie, w miejscu, gdzie miałam uciec od problemów i zacząć wszystko od nowa, znajdę ludzi, którzy będą się martwić moim losem. Była to dla mnie zupełnie nowa sytuacja i nie umiałam się jeszcze w niej za bardzo odnaleźć.
- Paweł, spokojnie, naprawdę wszystko jest w porządku – odpowiedziałam z dość niemrawym uśmiechem.
Piotrek tymczasem chyba zauważył, że czuję się coraz bardziej niekomfortowo albo zwyczajnie stwierdził, że skoro i tak zachowujemy się, jakby jego i Olka nie było obok nas, to nic się nie stanie, jak zostawi nas samych, zabierając małego w stronę jego ulubionego wujka Miłosza.
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? – pytał dalej Paweł, nawet nie zauważając, że Hajnusów już obok nas nie ma. – Przecież od razu bym do ciebie przyjechał!
Kątem oka widziałam, jak Zniszczoł wygłupia się z Olkiem i nagle zapragnęłam tam być, a nie tu, na tym przesłuchaniu, które wpędzało mnie w coraz większe zakłopotanie. Miałam jednak poczucie, że jestem winna Pawłowi wyjaśnienia, nawet jeśli nie są one do końca zgodne z prawdą…
- I zrobiłbyś to zupełnie niepotrzebnie – odpowiedziałam z uśmiechem. – Kora mnie pozbierała, obmacała dokładnie, czy wszystko ze mną w porządku, opatrzyła i tyle.
- Mówisz tak, jakby nic się nie stało! – oburzył się Paweł.
- Bo naprawdę nic się nie stało, wyluzuj. Chyba najlepiej będzie, jak zmienimy temat, nie uważasz?
Paweł przyjrzał mi się jeszcze raz uważnie, chyba orientując się, że nie warto drążyć tego tematu i mnie mocniej irytować, po czym spoważniał jeszcze bardziej niż do tej pory. Choć myślałam, że bardziej się nie da.
- Tak właściwie to cieszę się, że cię tu widzę, bo... bo chcę cię o coś zapytać.
- Słucham? – spytałam zaciekawiona, przyglądając mu się uważnie.
Nie miałam zielonego pojęcia, czego on może ode mnie chcieć.
- Olek po meczu wraca do domu z Piotrkiem, no nie? – spytał. Przytaknęłam. – I masz od tej chwili wolne? – Znów przytaknęłam. – To super! Dasz się więc zaprosić na kawę? Ja się tylko ogarnę i możemy iść – zakończył i spojrzał na mnie z nadzieją.
Nie powiem, że mnie ta propozycja nie zaskoczyła. Bo zaskoczyła. Ale przyjemnie. A przynajmniej tak mi się wydawało. Już ostatnim razem zauważyłam, że Paweł chętnie powtórzyłby ostatni nasz wspólny wieczór, ale nie spodziewałam się, że zbierze się na odwagę, by mnie o to zapytać, dlatego nie przygotowałam się na taką ewentualność. Zlekceważyłam go, a teraz nie wiedziałam, co mam z tym jego zainteresowaniem zrobić. Gdyby to był Bedni, to bym go spławiła, ale to był Paweł, z którym miło spędzało mi się czas. Nie wiedziałam jednak, jak on może odebrać moją ewentualną zgodę albo odmowę. Nie byłam gotowa na budowanie nowej relacji. Ale chyba nic złego się nie stanie, jeśli raz wyjdę z nim na kawę i się trochę rozerwę? W końcu to nie jest żadna deklaracja...
I właśnie dlatego się na to zgodziłam.


______________________

Szanowna_ wróciła na twittery.