niedziela, 1 listopada 2015

12. Przywiązanie.



Następnego dnia – w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia – zostałam obudzona przez... czyiś dotyk. Ktoś delikatnie głaskał mnie po policzku i szeptał moje imię tuż obok mojego ucha, uśmiechając się przy tym. Mimo że wciąż miałam zamknięte oczy, wiedziałam, że się uśmiecha. To było czuć na odległość. Było to tak przyjemne uczucie, że aż zamruczałam niczym dopieszczone kocisko. Tak dawno nie doświadczałam tego typu przyjemności i dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo mi ich brakowało...
Wiedziałam jednak, że ten przyjemny sen długo nie potrwa i żeby się nie przyzwyczajać do niego, wolałam się od razu obudzić. Zaczęłam się więc powoli przeciągać, by wrócić do mojego niełatwego życia i zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. Po chwili usłyszałam brzdęk naczyń, czego w tej chwili kompletnie się nie spodziewałam. Wystraszyło mnie to do tego stopnia, że od razu otworzyłam szeroko oczy.
Nici ze spokojnej pobudki, no!
- Boże, Paweł – szepnęłam zaskoczona.
Obok mnie na łóżku, jak gdyby nigdy nic, siedział Adamajtis i wpatrywał się jak urzeczony w moją nierozbudzoną do końca twarz, uśmiechając się przy tym z czułością. Zaczęłam się zastanawiać, co on tutaj do cholery robi. W moim pokoju. W moim łóżku. W świąteczny poranek. Rano naprawdę ciężko kojarzyło mi się fakty i zanim w głowie odblokowała mi się odpowiednia klepka, dzięki której przypomniało mi się, co się wydarzyło wczorajszego wieczora, minęło trochę czasu. A kiedy już dotarł do mnie sens tamtejszych wydarzeń, byłam tym trochę przerażona.
Nie! Wróć! Bardziej niż trochę.
- Dzień dobry, Misia – tymczasem Paweł, nieświadomy burzy toczącej się aktualnie w moim mózgu, ucałował mnie z czułością w policzek. – Co prawda to nie te święta, ale pomyślałem sobie, że możemy przenieść wczorajszą wigilijną kolację na dzisiejsze śniadanie – dodał, wskazując ręką na stolik nocny po prawej stronie.
A tam stała taca ze śniadaniem. Na jej widok momentalnie zaburczało mi w brzuchu. Przecież ostatni posiłek jadłam wczoraj przed czternastą, a teraz mamy… dziesiątą. Rano. Dnia następnego. Minęło więc ponad 20 godzin bez jedzenia.
W sumie na mnie i moje ostatnie kompletnie niezdrowe wyczyny żywieniowe, to nic.
Paweł tymczasem dalej wpatrywał się we mnie, jakby czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony. A mnie z rana tak ciężko się myślało! Uśmiechnęłam się jednak nieznacznie do niego, nie bardzo wiedząc, co mam teraz zrobić. Wyjaśniać to, co wczoraj między nami zaszło? Pytać go o jego odczucia? Rozmawiać z nim jak gdyby nigdy nic się nie stało? Czy złapać się innej taktyki? Po krótkiej analizie postanowiłam jednak pójść na żywioł, zobaczyć jak się sytuacja rozwinie i dostosowywać się do niej na bieżąco. Dlatego też usiadłam wyprostowana, wskazując Pawłowi miejsce obok siebie.
Po chwili siedzieliśmy już ramię w ramię, z tacą ze śniadaniem przygotowanym przez Adamajtisa pomiędzy naszymi nogami. A był na niej barszczyk z proszku, paluszki rybne, grzanki z masłem i ryba w galarecie. I dwa kubki z zieloną herbatą.
- Na bogato – uśmiechnęłam się na ten widok.
- Wiem, powinienem był się bardziej postarać – mruknął Paweł, skubiąc grzankę – ale sklepy są dzisiaj zamknięte, a w twojej lodówce…
- Paweł, źle odebrałeś moje słowa. To nie była ironia – przerwałam mu z rozdrażnieniem. Jejku, jaki on jest momentami przewrażliwiony na swoim punkcie! – Poza tym mam świadomość, jakie mam zapasy w lodówce i wiem, że cudów z nich nie da się zrobić. A ty, chłopie, nie powinieneś tak bardzo przejmować się moimi słowami.
- Jak mam się nie przejmować słowami mojej dziewczyny? – zdziwił się. I zrobił to całkiem poważnie.
Przełknęłam nieznacznie ślinę, gdy tylko usłyszałam jego słowa. Czyli tak to wygląda. Niedobrze.
- W takim razie liczę na to, że teraz przejmiesz się moimi słowami i zachowasz się prawidłowo, i pojedziesz dzisiaj do swoich rodziców – powiedziałam, postanawiając wykorzystać tę sytuację i jego własne słowa przeciwko niemu.
- Wyganiasz mnie? – spytał smutno.
- To nie tak – zaprzeczyłam. – Po prostu święta powinno się spędzać z rodziną, zwłaszcza, gdy tak rzadko ma się okazję, by ją odwiedzać. I gdy tak bardzo się tego chce.
Mówiłam prawdę. Serio. Nie chodziło mi o to, że mam go dość i ma sobie iść. Teraz, zaraz, już, natychmiast. Było mi zwyczajnie źle ze świadomością, że z mojego powodu Adamajtis nie pojechał do swojego rodzinnego domu. Tak nie powinno być. Nie cierpiałam uczucia, które pojawiało się we mnie wraz ze świadomością, że ktoś coś zrobił dla mnie, zaniedbując przy tym innych i to tak ważnych ludzi w swoim życiu. Zwłaszcza, gdy nie czułam się tego „poświęcenia” warta.
Poza tym lepiej, żeby nie popełniał moich błędów w kontaktach z rodzicami.
- I mam cię tutaj zostawić samą? – spytał Adamajtis.
- A co to za problem? – zdziwiłam się, wzruszając przy tym ramionami. – Paweł, poradzę sobie, naprawdę. Jestem już dużą dziewczynką. A wczoraj i tak dotrzymałeś mi towarzystwa…
Czego się kompletnie nie spodziewałam. Tej wizyty, jak i sposobu, w jaki się ona zakończy, chciałam dodać, ale w odpowiedniej chwili udało mi się ugryźć w mój niewyparzony jęzor, który nie raz przysparzał mnie o nie lada kłopoty.
- Hm, dobrze, zrobimy tak – zastanawiał się na głos – ale pod jednym warunkiem.
- No proszę, już mi warunki stawia! – zarzuciłam rękoma, śmiejąc się, wiecie, tak dla rozładowania atmosfery.
Paweł jednak w ogóle nie przejął się moimi słowami, jakby w ogóle nie zauważył mojej reakcji, tylko błądził myślami w swoim świecie. Nie wiem, czy właśnie zastanawia się, czy ma prawo stawiać mi warunki i czy mnie to nie zirytuje?
Jeśli tak, to dobrze, że o czymś takim myśli. Niech tylko jeszcze dojdzie do odpowiednich wniosków.
- Pojadę do rodziców, jeśli pójdziesz ze mną na sylwestra – wydusił z siebie w końcu, hardo patrząc mi w oczy.
- To ma być zaproszenie? – zdziwiłam się. – Nie powiem, oryginalne.
- Tak, Miśka, zapraszam cię. Chcę, żebyś była moją osobą towarzyszącą – wyjaśnił, spoglądając mi prosto w oczy z poważną miną. – To co, pójdziesz ze mną?
- A co to za Sylwester? – zainteresowałam się.
Tak w ciemno nie można się zgadzać na cokolwiek. Nawet jeśli komuś się w pewnym stopniu ufa. Najpierw trzeba poznać szczegóły. Zawsze, bo potem można wpakować się w niezłą kabałę. Poza tym dzięki temu będę miała więcej czasu do namysłu, mimo że raczej za wiele mi to nie pomoże w moim aktualnym położeniu. Bo niestety wciąż nie miałam pojęcia, co mam z jego niespodziewanym zaproszeniem począć. Nie posiadałam odpowiedniej instrukcji dotyczącej tego typu wydarzeń.
Nie posiadałam jakiejkolwiek instrukcji, która tyczyłaby Pawła.
- Mamy taki drużynowy sylwester. Co prawda nie zajmowałem się organizacją, ale wiem, że chłopaki zamówili lożę dla nas i naszym partnerek w jakimś klubie. Także na pewno będziesz znała towarzystwo – Adamajtis próbował przekonać mnie do tego pomysłu.
- Nawet w święta jest się wam ciężko ze sobą rozstać – skwitowałam ze śmiechem. – Tyle tylko, że jest pewien problem. Ja i chłopaki z drużyny to dwa różne światy, powinieneś o tym wiedzieć dość dobrze…
- Wiem, wiem to, kochanie, ale wśród ludzi, których widziałabyś po raz pierwszy w życiu, czułabyś na pewno bardziej obco niż wśród nich. Ich przynajmniej kojarzysz i wiesz mniej-więcej na co ich stać – tłumaczył i musiałam przyznać, że miał w tym sporo racji. – Poza tym, jakby co, to przecież cały czas będę obok ciebie i nie pozwolę, aby ktokolwiek cię denerwował – obiecał.
A ja wiedziałam, że zrobi wszystko, aby tak właśnie było. Był jednak jeszcze jeden problem i nie nazywał się on: nie mam się w co ubrać.
Choć nie miałam. Ale o tym pomyślę później.
- Ale skoro to drużynowy sylwester, to Piotrek też tam będzie, prawda? – spytałam go.
Adamajtis przytaknął nieznacznie, potwierdzając tym moje spostrzeżenie. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że na samo wspomnienie przeze mnie imienia Hajnusa, Adamajtis się spiął. I to znacząco.
Ale może tylko mi się wydawało.
- W takim razie niestety, ale muszę ci odmówić – ciągnęłam niezrażona jego dziwnym zachowaniem, nie zaprzątając sobie tym głowy – bo skoro on tam będzie, to przecież ktoś musi się zająć Olkiem. A kto jak nie ja, jego opiekunka? – tłumaczyła mu.
- Miśka no, proszę cię, nie rób mi tego! – zajęczał Paweł błagalnie, nie mając żadnych racjonalnych pomysłów, by rozwiązać ten problem.
Trochę nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo mu zależało, abym z nim poszła.
- Paweł, naprawdę, chętnie bym z tobą poszła, bo tak dawno się nigdzie nie bawiłam – nie kłamałam, tak właśnie było – ale podpisując umowę z Piotrkiem, obiecałam mu, że będę dostępna zawsze, gdy tylko będzie mnie potrzebował. A wtedy na pewno będzie mnie potrzebował, bo przecież nie pójdzie na imprezę z Olkiem. Wiesz, jakby to wyglądało? Dziecko na imprezie z samymi dorosłymi? W klubie? – starałam się obrazowo mu to wyjaśnić, aby lepiej zrozumiał powagę sytuacji.
- A nie da się tego jakoś załatwić? Przecież nic nie wiedziałaś o tej imprezie, czyli Piotrek nie rozmawiał z tobą na ten temat, prawda? Nie prosił cię, abyś pracowała w Sylwestra? – Adamajtis tymczasem próbował z każdej możliwej strony, jakby nie docierały do niego moje słowa.
- Prawda, do dziś nic o tej imprezie nie wiedziałam, ale zrozum, Paweł, że to dla Piotrka normalne. On już się przyzwyczaił do tego, że nigdy nie robię mu problemów, kiedy muszę zostać z małym, że jestem na każde jego zawołanie, niezależnie czy to ma trwać godzinę, czy dwa dni. Obiecałam mu przecież, że zawsze będę do jego dyspozycji, a że w Olsztynie za wyjątkiem Kory nikogo nie mam... – Paweł od razu spojrzał na mnie krzywo, jakbym o nim zapomniała. A nie zapomniałam. – Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że między nami tak wyjdzie. Wtedy jeszcze cię nie znałam, więc nie patrz tak na mnie! – zirytowałam się.
- Ale trochę się zmieniło od tamtego czasu – przypomniał mi.
- Nie zmieniło się jednak jedno, Paweł – odpowiedziałam oschle. Bo zdenerwował mnie tymi swoimi reakcjami. – Ja zawsze dotrzymuję obietnic.
Adamajtis zamyślił się na chwilę. Chyba wyczuł, że ze mną i z moim poczuciem obowiązku nie wygra tak łatwo.
- Porozmawiam z nim – wypalił nagle.
- O nie! Ani mi się waż! – wystraszyłam się, natychmiast zrywając się z łóżka. Bo jeszcze tego mi brakowało, aby mój (podobno) chłopak ustalał moją codzienność z moim pracodawcą. I to co, że to jego kolega? Nie pozwolę sobie, aby ktokolwiek kiedykolwiek ustalał cokolwiek dotyczącego mojej osoby za moimi plecami! – To jest moje życie i nic nie uprawnia cię do sterowania nim! – zaperzyłam się, ale widząc jego minę szybko spuściłam z tonu i dodałam: – Ale jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to mogę ci obiecać, że porozmawiam o tym z Piotrkiem i zrobię wszystko, by z tobą pójść. Ale za wiele sobie nie obiecuj! – dodałam od razu, widząc jego minę.
Paweł od razu się rozpromienił i wyciągnął te swoje długi ręce w moim kierunku, chcąc przycisnąć mnie nimi do siebie.
- Oczywiście, zrobię to pod warunkiem, że pojedziesz dzisiaj do rodziców – dodałam, żeby o tym nie zapomniał.
- Tak jest, pani kapitan! – zasalutował Paweł ze śmiechem. – Ale najpierw pozwól mi jeszcze chwilkę się tobą nacieszyć…– dodał, po czym objął mnie, przyciągnął do siebie i położył na łóżku tuż przy swoim boku.
I tak przytuleni, leżeliśmy jeszcze w moim łóżku (które było dla niego trochę za krótkie) z jakąś godzinę. A potem Adamajtis pojechał do swoich rodziców ze świąteczną wizytą, zostawiając mnie z kompletnym mętlikiem w mojej blond głowie.
Chyba moje życie właśnie wymknęło mi się spod kontroli. Znów.


***


Drugi dzień świąt, a człowiek spędza go w pracy. I to jeszcze na treningu, na którym nie można liczyć na jakąkolwiek taryfę ulgową w związku z Bożym Narodzeniem. Wiem, że powinienem był się do tego przyzwyczaić przez te wszystkie lata, podczas których święta wyglądały dokładnie w taki sam sposób, ale wciąż uważałem, że to nie jest wobec nas fair. A mówią, że życie sportowca jest usłane różami, tymczasem zamiast spędzać ten czas z rodziną, z synem, przy stole pełnym jedzenia, wspominając czasy, w których byłem młody (bo przecież nie mały, mały to ja nigdy nie byłem), ja oglądam dwudziestkę spoconych facetów, będących w zupełnie nieświątecznym nastroju. To naprawdę nie jest przyjemny widok, stwierdziłem, pchając z całej siły drzwi od Hali Urania i wychodząc na dwór. Momentalnie wstrząsnęło mną zimno. Niby nigdy w Uranii na gorąc nie mogliśmy narzekać, ale jednak zawsze wychodząc z pomieszczenia można było odczuć zmianę temperatury. Zwłaszcza, jeśli przez minioną godzinę (ponad godzinę!) mięśnie pracowały na najwyższych obrotach.
I pewnie dalej bym narzekał na wszystko, co mnie dzisiaj spotyka, na każdą nawet najmniejszą pierdołkę, gdyby zaraz po wyjściu z hali moim oczom nie ukazał się blond anioł, uśmiechający się najprawdopodobniej w moim kierunku. Momentalnie zmieniło się moje postrzeganie świata, nastrój i stosunek do otoczenia.
- Cześć – powiedziała Miśka tymczasem, szczękając przy tym zębami, czego nie była w stanie ukryć, mimo wzmożonych prób.
Nie widziałem jej trzy dni, a wydawało mi się, jakby minął co najmniej miesiąc. A to spora różnica. Wynosiła dni dwadzieścia siedem.
- Miśka! Ty się cała trzęsiesz! – przeraziłem się, widząc jak dygocze z zimna. – Długo tutaj czekasz? Dlaczego nie weszłaś do środka? – pytałem zaniepokojony.
Podszedłem do niej z zamiarem objęcia jej i rozgrzania jej ramion moimi rękoma, jednak w ostatniej chwili się przed tym powstrzymałem. Nie powinienem... Nie mogłem... Nie...
Co ja sobie w tej chwili myślałem?
- Nikt nie chciał mnie wpuścić – odpowiedziała Miśka bez grama wyrzutu.
Walnąłem się z otwartej ręki w czoło.
- Na śmierć o tym zapomniałem! Przepraszam! Najmocniej cię przepraszam! – krzyczałem przejęty sytuacją. – Już dawno powinienem był ci wyrobić identyfikator, żebyś w nagłej sytuacji mogła wejść do środka. Ale ze mnie głupek. Nieodpowiedzialny głupek!
- No już bez przesady – zaśmiała się, widząc moją reakcję – nie jest jeszcze z tobą tak źle.
Mimo że cała się trzęsła, poklepała mnie pokrzepiająco po ramieniu, abym tak o sobie nie myślał, szeroko się przy tym uśmiechając. Bez cienia złości, żalu, czy wyrzutu co do mojego zapominalstwa. Anioł, nie kobieta.
Czy ja przypadkiem już tego kiedyś nie mówiłem?
Wszystko to, ten moment, psuł pewien element. Otóż Adamajtis dokładnie w tej chwili wyszedł z hali i zbliżył się do nas, gdy tylko zauważył Miśkę stojącą tuż obok mnie. Ale w sumie nie to było najgorsze. Bez cienia krępacji, gdy tylko do nas podszedł, objął ją od tyłu i pocałował w szyję.
- Cześć kochanie. Jak fajnie, że jesteś – zamruczał, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi, jakby mnie tu nie było.
Choć chyba nie to było w tym wszystkim najbardziej denerwujące, tylko to, że byłem jedyną niepoinformowaną osobą w tym gronie. I było mi z tym dziwnie źle.
- Cześć – uśmiechnęła się Miśka do niego, ale jakby tak mniej pięknie, jak w moim kierunku. A może tak sobie to tylko wmawiałem? – Ja też się cieszę, że cię widzę, ale dzisiaj nie przyszłam do ciebie. Tylko do Piotrka – spojrzała na mnie tymi swoimi pięknymi oczami.
- Do mnie? – zdziwiłem się, starając się zachować trzeźwy umysł i nie rozpraszać za bardzo jej osobą.
Boże, co się ze mną dzieje?
Miśka tymczasem w odpowiedzi posłała mi piękny uśmiech i potaknęła żywo głową, po czym wyswobodziła się z objęć Pawła i obróciła się w jego kierunku, tyłem do mnie.
- Mam pewną sprawę do obgadania, przecież wiesz – szepnęła tajemniczo w jego kierunku.
Widać było, że mają swoje tajemnice, że są naprawdę w dobrej komitywie, lepszej niż do tej pory. Nie widziałem jej tylko przez trzy dni, ale jak widać, nawet przez tak krótki okres czasu może się wiele w życiu człowieka zmienić. I nie powinienem był być tym jakoś specjalnie zaskoczony, przecież doskonale wiedziałem, że Paweł ma wobec Miśki spore plany. Nawet o tym ze mną rozmawiał, a ja widziałem co się dzieje... że coś się kroi...
A mimo to byłem tym wszystkim zaskoczony. Niezbyt mile.
- Jasne – odpowiedział jej Adamajtis ze skrzywioną miną. – Ale przecież mogę ci towarzyszyć – zaproponował.
- Nie – zaoponowała gwałtownie. – Takie sprawy załatwiam sama.
Pawłowi chyba nie bardzo podobała się myśl, że Miśka ma spędzić to popołudnie ze mną a nie z nim. Tylko nie bardzo rozumiałem dlaczego.
- Robię to także w twoim imieniu, nie zapominaj – dodała oschle Miśka, którą chyba zirytowała jego reakcja, po czym pocałowała go krótko w usta i odwróciła się do mnie. – To co, Piotrek, możesz mi poświęcić kilka minut? – spytała z zawadiackim uśmiechem.
- Tobie? Zawsze! – zapewniłem.
I zrobiłem to trochę nazbyt żywo aniżeli planowałem. Ale Miśka wydawała się tego w ogóle nie zauważać.
- To co, idziemy do domu? – zaproponowałem szybko, aby zatrzeć tym pytaniem moją poprzednią reakcję. – Olek się ucieszy, gdy cię zobaczy.
- O nie, nie – pokręciła przecząco głową od razu, czym mnie zaskoczyła. Nie takiej odpowiedzi się po niej spodziewałem. – Przecież dzisiaj mam wolne, zapomniałeś? Żadnej pracy – zaśmiała się. – A Olkowi przyda się parę dni beze mnie, nie uważasz? Potem się za bardzo przyzwyczai, a to nie jest dla niego dobre.
- To w takim razie co robimy? – spytałem.
 - Może spacer?
- O nie, jesteś tak zmarznięta, że nie pozwolę ci spędzać kolejnych minut na tym zimnie, żebyś się jeszcze bardziej doprawiła – rzekłem. I w tym momencie zupełnie nie chodziło mi o to, że gdy Miśka się rozchoruje, to nie będzie miał kto zająć się Olkiem. – To może kawa na rozgrzanie? – zaproponowałem. – Tu za rogiem jest kawiarnia, chyba dzisiaj powinna być otwarta...
- Dobrze, o ile zamiast kawy, wypijemy gorącą czekoladę z bitą śmietaną.
- Na lepszy pomysł to bym nie wpadł – uśmiechnąłem się. – To co, idziemy? – spytałem, wysuwając ramię.
- Jasne – przytaknęła z ochotą. – Pa, kochanie – dodała jeszcze w stronę Adamajtisa, który wciąż stał niedaleko nas i uważnie się nam przysłuchiwał, po czym posłała mu buziaka w powietrzu.
- Widzimy się wieczorem? – spytał Paweł na odchodne, jakby chciał zaakcentować, że to on ma do blondynki większe prawo.
- Pomyślę o tym. Zdzwonimy się, jak zawsze – rzekła Miśka, puszczając mu oczko.
A po chwili szedłem ramię w ramię z dziewczyną moich ma… Wróć! Z opiekunką mojego syna. I dziewczyną mojego kolegi.
Z Michaliną Hradecką w jednym.


***


Jeszcze chwilę stałem pod Uranią i patrzyłem jak Miśka odchodzi w towarzystwie Piotrka. Było mi z tym dziwnie. Nie miałem podstaw, by posądzać go o cokolwiek, zwłaszcza, że rozmawiałem z nim jeszcze nie tak dawno na temat Hradeckiej. Coś jednak nie pozwalało mi spać spokojnie. Temu „czemuś” nie podobała się bliska zażyłość Miśki z Hajnusem. I to bardzo. I nawet fakt, że znałem powód jej spotkania z Hajnusem, nie ujmował mojego niepokoju.
Byłem o nią zazdrosny, to fakt.
A widząc ją, oddalającą się w objęciach Haina, moja czujność wzmagała się jeszcze bardziej. Bo ona była moja i nikomu nie pozwolę jej sobie odebrać!
Nikomu. Zaprawdę powiadam wam.


***

Piotrek miał rację, mimo świąt kawiarnia była otwarta. Tylko... pusta. Za wyjątkiem naszej dwójki w środku siedziały jeszcze dwie znudzone kelnerki, zapewne chcące być w tym momencie w zupełnie innym miejscu. Wśród rodziny i znajomych. Przy świątecznym stole. Niestety, przyszło im pełnić tę niewdzięczną zmianę i pracować w święta, a my postanowiliśmy pomóc im zarobić. Nasze wejście wywołało spore poruszenie w pomieszczeniu, chyba dziewczyny nie spodziewały się, że ktokolwiek dzisiaj do nich zajrzy. My tymczasem usiedliśmy w najdalszym kącie lokalu i to nie ze względów ostrożności przed kibicami Piotrka, tylko dla bliskości rozgrzanego kaloryfera. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo zmarzłam czekając na koniec treningu AZS-u. Od razu położyłam ręce na kaloryferze, zadowolona z ciepła, które było w pomieszczeniu i które teraz rozchodziło się po moim ciele w tak przyjemny sposób, że aż na chwilę przymknęłam oczy.
- Przemarzłaś na kość – stwierdził Hajnus, przyglądając mi się uważnie.
- Nie jest tak źle – odparłam. – A za chwilę będzie lepiej.
- To co? Obiecana czekolada? – spytał. – Z podwójną porcją bitej śmietany?
Przytaknęłam ochoczo, a Piotrek z uśmiechem złożył zamówienie kręcącej się obok naszego stolika kelnerce.
- Wybacz, że pytam – zaczął po chwili ciszy między nami – ale nie mogę przejść obojętnie wobec tego, co przed chwilą zobaczyłem. Jesteście razem z Pawłem? – zapytał.
A mnie ścięła prostota tego pytania. Bo co ja mam teraz powiedzieć?
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Wiem, że z boku wygląda to, jakbyśmy byli, ale to jest jeszcze tak świeża sprawa, że... nie wiem. Naprawdę nie wiem.
- Z Pawła strony wygląda to jednoznacznie – skwitował.
- Nie wiem, nie rozmawiałam z nim jeszcze na ten temat. Poza tym wybacz Piotrek, ale to chyba nie jest twoja sprawa – spojrzałam mu prosto w twarz z zaciętą miną.
Bo co go, kurczę, obchodzi moje prywatne życie? Dopóki nie koliduje z pracą, z opieką nad Olkiem, on nie ma nic do tego.
- Tak, masz rację – stropił się. – Przepraszam.
Tyle tylko, że właśnie zaczyna kolidować. Bo przecież po to się tu z nim dzisiaj spotkałam. Nie mogę zająć się Olkiem, bo mam iść na imprezę z Pawłem.
Sama sobie zaprzeczasz, dziewczyno.
- Nie ma sprawy – odpowiedziałam już zdecydowanie mniej ostrym tonem głosu.
- Ale w jakimś celu się dzisiaj spotkaliśmy – Piotrek postanowił przejść do sedna. – I z tego co zauważyłem, to ów sprawa tyczy się także Adamajtisa.
- Tak, poniekąd chodzi o niego.
- Tylko nie mów mi, że rezygnujesz z pracy u mnie, że Paweł ci tego zabrania! – krzyknął nagle, jakby przeraziła go taka świadomość. – Jeśli tak, to nigdy mu tego nie daruję!
- Piotrek, wyluzuj – szepnęłam. – Po pierwsze on niczego nie może mi zabronić, choćby nie wiem jak bardzo tego chciał, bądź o to spokojny. A po drugie on tego nie chce, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo – wyjaśniłam mu. – Także z pracy u ciebie tak szybko nie zrezygnuję. Tak łatwo to się mnie nie pozbędziesz – pogroziłam mu ze śmiechem.
- Nie chciałbym tego. W ogóle – zapewnił mnie. – W takim razie o co chodzi? – spytał, szybko zmieniając temat.
Był dzisiaj jakiś dziwny. Jak nie on. Sama nie wiedziałam, jak ja mam nazwać jego stan. Może święta nie poszły po jego myśli? Może znów wywiązała się w domu jakaś awantura?
- O sylwestra – odpowiedziałam tymczasem. Postanowiłam najpierw załatwić tę sprawę, a dopiero później pociągnąć go za język. – Ja wiem, że obiecałam ci być na każde twoje zawołanie i głupio mi jest nie dotrzymywać danego ci słowa, ale Paweł tak bardzo nalega, żebym z nim poszła, że nie miałam serca i obiecałam mu, że z tobą o tym porozmawiam. Ja wiem, że skoro to wasz drużynowy Sylwester, to ty też na niego pójdziesz, a ktoś z Olkiem musi zostać...
- Miśka, czekaj – przerwał mi nagle Piotrek – spokojnie, bo nie nadążam za tobą. Gdzie tkwi problem?
- No jak to gdzie? – zdziwiłam się. Jak można tego nie rozumieć? – W tym, kto zostanie z Olkiem w ostatni dzień tego roku.
- A, w tym! – odrzekł, jakby to było nic nadzwyczajnego. – Ja tam nie widzę problemu, tak naprawdę ja nie chciałem iść. Nie mam z kim, głupio bym się czuł wśród tych wszystkich zakochanych par, a tobie należy się trochę rozrywki, odpoczynku ode mnie i od Olka. Poza tym nie dziwię się Pawłowi, że tak bardzo nalega, abyś z nim poszła. Na jego miejscu też chciałbym się pochwalić taką dziewczyną u swojego boku, zwłaszcza, że sama wiesz jak ironiczne i nieraz niesprawiedliwe jest to towarzystwo – mówił.
To było na mnie za wiele, jak na ten moment.
- Czekaj, czekaj... teraz to ja nie rozumiem – pokręciłam głową. – To ja mam iść, a ty w tym czasie będziesz siedział w mieszkaniu? Nie zgadzam się! – zaperzyłam się.
- Miśka, ale...
- Nie, nie ma mowy – przerwałam. – Albo idziemy oboje, albo idziesz ty, a ja zostaję z Olkiem. Nie pozwolę na to, abyś siedział w domu i wykonywał moje obowiązki, gdy ja się będę bawić.
- Miśka, nie bierz tego aż tak bardzo do siebie. Poza tym to zaproszenie dla ciebie ze strony Pawła jest mi nawet na rękę. Naprawdę. Nie będę musiał szukać wymówki, żeby nie iść, a musisz wiedzieć, że właśnie tak miałem zrobić.
Nie wiem dlaczego, ale wierzyłam mu. Po pierwsze nic mi na temat Sylwestra nie mówił. Po drugie nie dziwiłam się, że jako singiel nie ma ochoty spędzać ostatniego dnia roku w towarzystwie pijących sobie z dzióbków par. A po trzecie, dlaczego nie miałby ostatni dzień roku spędzić ze swoim synem? Zwłaszcza, że przez wykonywany przez siebie zawód ma dla niego tak mało czasu.
- No super, teraz chłopaki będą winili mnie za twoją nieobecność – poddałam się.
- Kogoś muszą pognębić. Padło na ciebie – zaśmiał się Hajnus tymczasem. – A tak naprawdę to jestem ci wdzięczny. Ratujesz mi tyłek.
Pokręciłam przecząco głową. Nie miałam już siły się z nim kłócić.
- Dobrze. Powiedzmy, że się zgadzam, ale pod jednym warunkiem – nie miałam zamiaru tak łatwo kapitulować. – Jeśli będziesz miał okazję by jednak iść na tego Sylwestra, to pójdziesz.
- Miśka... – zaczął.
- Byłoby mi raźniej – ciągnęłam niezrażona tym, że Piotrek chciał coś powiedzieć – gdyby obok mnie był ktoś, kogo znam i wiem, że mi nie zagraża w żaden sposób.
- Przecież będziesz miała Pawła – przypomniał mi.
- Ciebie znam dłużej – powiedziałam, zanim pomyślałam nad tym, co mówię. – Poza tym ze mną nie zatańczysz? – brałam go pod włos, uśmiechając się zawadiacko.
- Nooo... dobrze – Piotrek skapitulował, nie mogąc już dłużej znieść mojego wzroku. – Obiecuję, że jeśli będę miał kogoś, z kim będę mógł zostawić Aleksa samego w domu, to przyjdę. Ale tylko po to, by z tobą zatańczyć – dodał.
- Okej, rezerwuję taniec dla ciebie. I to nie jeden – uśmiechnęłam się.
- Jestem ciekaw, co na to powie Paweł – zaśmiał się Hajnus.
- On akurat nie ma zbyt wiele do gadania w kwestii doboru moich partnerów do tańca. Powinien być zadowolony, że mam wolne i mogę z nim iść – skwitowałam. – Czyli jesteśmy umówieni? – upewniałam się, a Hajnus przytaknął. – Dobrze, w takim razie teraz mów mi jak atmosfera w domu? Jak Olek zniósł spotkanie z babcią? Nie powiem, ale cholernie mocno mnie to ciekawi.
I nie kłamałam. Martwiłam się o Olka i to bardzo. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, jakie miały miejsce po wystąpieniu pani Hain. Trzeba było zrobić wszystko, aby nie dopuścić do powtórki z rozrywki.
- Powiem ci, że spodziewałam się, że będzie gorzej – rzekł Piotrek, rozluźniając się, jakby taki temat była dla niego zdecydowanie łatwiejszy. – Co prawda z początku Aleks bawił się tylko z dziadkiem, w ogóle na moją mamę nie zwracając uwagi. W sumie było to nawet lepsze dla nas, bo mieliśmy czas, by porozmawiać ze sobą, by wszystko do końca wyjaśnić. A później chodziło już tylko o to, by całą sytuację, jaka wtedy miała miejsce, jakoś wyjaśnić małemu.
- I po minie widzę, że się udało.
- O tak – Piotrek uśmiechnął się szeroko. – Twoje rady jak zwykle zdały egzamin. Zresztą sama zobaczysz jutro, jak wygląda sytuacja. Co prawda widzę sporą rezerwę w zachowaniu Aleksa w stosunku do babci, ale na pewno jest lepiej. Nawet lepiej niż sądziłem. Wydaje mi się, że gdy mały zobaczy, w jaki sposób mama odnosi się do ciebie, podejdzie do wszystkiego inaczej.
Nie wiedziałam tylko, skąd on ma pewność, w jaki sposób jego mama będzie się do mnie odnosić. Poza tym, chwila, coś tu ewidentnie nie grało.
- A to twoja mama zostaje? – spytałam zaskoczona.
- Tak, w sumie to jeszcze nie wiem, jak długo z tatą u nas zostają – odpowiedział Piotrek, kompletnie nie zauważając mojej miny. – Możliwe, że nawet do szóstego stycznia...
- Czyli miałbyś z kim zostawić Olka na Sylwestra, świetnie! – uradowałam się. – Ale czekaj, czy to znaczy, że przez najbliższe tygodnie nie będę miała pracy? – spytałam spanikowana, uświadamiając to sobie.
To nie była dla mnie dobra perspektywa. Zdecydowanie. Nie dość, że przecież potrzebowałam tej kasy jak nigdy wcześniej, to jeszcze nie wyobrażałam już sobie tak długiej rozłąki z Olkiem.
- Nie – Piotrek od razu zaprzeczył ku mojej wielkiej uldze. – Rzeczywiście, mogłoby tak być, ale wiem jak bardzo jest ci potrzebna ta praca. Ale przede wszystkim jak bardzo ty jesteś potrzebna Olkowi. Nam potrzebna – dodał już ciszej. – Nie mogę więc pozwolić, by cię tak długo u nas w mieszkaniu nie było.
Odetchnęłam z ulgą. Naprawdę. Nie wiem, kiedy to się stało, ale stało się – nie wyobrażam już sobie dnia bez obecności Hajnusów. Przywiązałam się do nich.
A tak nie powinno być.
Rozmawialiśmy jeszcze ze sobą kilkadziesiąt minut. O wszystkim i o niczym. W naprawdę miłej atmosferze. Jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi, którzy znają się od lat. Nigdy nie sądziłam, że tu, w Olsztynie spotkam tak wspaniałych ludzi na swojej krętej drodze. Małego mężczyznę, dla którego będę tak ważna. Faceta, który da mi nadzieję, że jeszcze mogę być szczęśliwa. I przyjaciela, na którego zawsze będę mogła liczyć.
Niemożliwe stało się jednak możliwe.
Jedyne, czego się bałam, to to, że za chwilę ta sielanka się skończy. Bo przecież jest dobrze, a to długo nie może trwać. Zwłaszcza w moim przypadku.

________________
Jestem.
I nie odpowiadam za to, co wydarzyło się powyżej.


edit. 04-11-2015 poniżej nowa ankietka. będę zobowiązana, jeśli zechcecie kliknąć we właściwą wg Was odpowiedź. Wasza L.