Pierwsze, co
poczułam dzisiejszego ranka zaraz po otworzeniu oczu to… ból prawego ramienia.
Taki, który wiesz, że nie minie, jeśli tym ramieniem nie poruszysz, ale
jednocześnie boisz się to zrobić, bo wiesz, że ów ruch sprawi ci jeszcze
większy ból. I nawet świadomość, że później będzie już tylko lepiej, w niczym
nie pomaga… Drugim odczuciem, które po sekundzie zdominowało całą moją
świadomość, była dezorientacja. Bo nie byłam u siebie, to było pewne – ten
pokój jest zdecydowanie większy od mojej klitki na poddaszu. Ponadto nie bardzo
wiedziałam, co wydarzyło się wczorajszego wieczora i jak się tutaj znalazłam, a
co za tym idzie – nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo ścierpła mi ręka.
A gdy już przypomniałam
sobie, co się wydarzyło minionej nocy, zaczęłam się zastanawiać, czy brak
świadomości nie był przypadkiem dla mnie lepszy… ten ogrom wiedzy dotyczącej
wczorajszych wydarzeń momentalnie mnie przytłoczył i nie bardzo wiedziałam, jak
mam sobie z nim poradzić. Jednak widok Olka, smacznie śpiącego przy moim prawym
boku, mimo bólu w ręce, jaki mi swoim rozłożeniem się na moim ciele
przysparzał, wynagradzało mi wszystko. Nawet to, że dzisiejszej nocy poznałam
drugie oblicze mojego…
No właśnie.
Kogo? Chłopaka? Przyjaciela? Kochanka? W jaki sposób miałam zdefiniować
Adamajtisa i to dziwne „coś”, co od jakiegoś czasu nas łączyło? Bo coś nas
łączyło, tylko – właśnie – co? Naprawdę, powoli sama już gubiłam się w tym
wszystkim…
Z obolałą ręką i
pulsującym bólem w mojej skacowanej głowie, zwlekłam się z łóżka już prawie
pięciolatka, starając się to zrobić najbardziej delikatnie, jak tylko umiałam,
byleby moim ruchem nie wyrwać go z zapewne pięknych miejsc, w których przebywa
teraz w swoich snach. Przyglądałam się Olkowi jeszcze przez chwilę, dzięki
czemu stwierdziłam, że musiało być mu tam niewiarygodnie przyjemnie, skoro
uśmiechał się przez sen w ten swój piękny, dziecięcy sposób. Patrzenie na
śpiącego malca wywołało specyficzne ciepło odczuwalne w moim podbrzuszu, jednak
– mimo najszczerszych chęci – nie mogłam przypatrywać mu się w nieskończoność,
dlatego najciszej jak się dało opuściłam jego pokój, zamykając za sobą drzwi.
Obróciłam się na
pięcie i ogarnęłam wzrokiem pomieszczenie, w którym się znalazłam. Co teraz?, spytałam samą siebie, a w
mojej głowie zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza, bowiem kompletnie nie
wiedziałam, co począć. Mam zrobić chłopakom śniadanie i poczekać na nich, czy
czmychnąć niepostrzeżenie z mieszkania? Mam czuć się tu jak u siebie w domu
(czyli tak jak do tej pory), czy pozwolić, aby fala paniki pchnęła mnie do jak
najszybszej ucieczki? Tak usilnie rozważałam wszystkie za i przeciw moich opcji,
że nawet nie poczułam zapachu jajecznicy. I chyba właśnie dlatego tak bardzo
się wystraszyłam, gdy usłyszałam za sobą:
- Wybierasz się
dokądś?
Obróciłam się na
pięcie i spojrzałam w miejsce, z którego ów pytanie do mnie dotarło, Zamarłam.
Bo gdy w końcu postanowiłam, że wychodzę stąd jak najszybciej się da, zanim
chłopaki się obudzą, musiał pojawić się on. Piotrek. Z drewnianą łyżką w dłoni
stał w drzwiach pomiędzy kuchnią a salonem i spoglądał na mnie spod
przymrużonych oczu.
- Tylko mi nie
mów, że chciałaś cichaczem uciec, jak po niezobowiązującym seksie z ledwo co
poznanym na wczorajszej imprezie facetem? – śmiał się w najlepsze zapewne z
mojej zaskoczonej miny.
- A co, jeśli ci
powiem, że właśnie tak się czuję? – przekrzywiłam głowę.
- No co ty,
Miśka! Aleks by się zapłakał, gdyby się obudził i cię tutaj nie zastał. Chyba
nie miałaś zamiaru mu czegoś takiego zrobić – spojrzał na mnie uważnie i
zamilkł na moment. A mnie od razu opanowały wyrzuty sumienia, bo kompletnie nie
pomyślałam w tej chwili o Olku. Myślałam tylko o sobie. Jak mogłam? – Poza tym
myślałem, że jesteśmy na wyższym levelu naszej znajomości. Na tym, na którym
nie ucieka się po wspólnej nocy – dodał po chwili już trochę ciszej, nie
patrząc tym razem na mnie, tylko na swoje buty.
- Nie wiem,
Piotrek – westchnęłam ciężko – nic już nie wiem.
Po tych słowach
spojrzenie Hajnusa momentalnie przeniosło się z analizowania swoich kapci na
moją twarz.
- Za to ja wiem,
że głodną cię stąd nie wypuszczę, choćby nie wiem co. Choćbyś zapierała się
rękami i nogami, wrzeszczała w niebogłosy, czy co tam jeszcze robią kobiety w
samoobronie… po prostu musisz zjeść z nami śniadanie! Także marsz do kuchni –
dodał, a po chwili wskazał mi łyżką miejsce przy kuchennym stole, na którym
zgodnie z jego rozkazem usiadłam – i mów, co ci leży na wątrobie – zakończył.
Spojrzałam na
niego z ukosa.
- Aktualnie to
chyba ten alkohol, który wczoraj wypiłam…
- Bujać to my, a
nie nas, więc mnie nie zbywaj, złociutka, bo mam oczy i dobrze widzę, że coś tu
jest nie halo – naprawdę wyglądał na szczerze zmartwionego moim samopoczuciem.
– Miśka… jeśli nie chcesz, to nie musimy, ale… możemy pogadać – jąkał się, nie
bardzo wiedząc jak delikatnie dać mi do zrozumienia, że mogę mu zaufać.
Tylko, że ja mu
ufałam. Przecież całkiem niedawno opowiedziałam mu wszystko, łącznie z najgorszymi
szczegółami z mojego dotychczasowego życia, więc to kompletnie nie o to
chodziło. Nie wiedziałam jednak, jak długo jeszcze mogę obarczać go swoimi
problemami. Przecież ma swoje życie, dlaczego ma się interesować moim? Dlaczego
ma się przejmować zmartwieniami jakieś głupiej blondynki, która u niego
pracuje? No właśnie. PRACUJE. Tylko i wyłącznie. A takie spoufalanie się
niczego dobrego nie wróży… dlaczego więc mamy wychodzić poza granice relacji
podwładny - szef?
Z drugiej jednak
strony komuś musiałam się wygadać. A czy on nie był do tego najodpowiedniejszą
osobą?
- Skoro tak
mówisz… – zdecydowałam momentalnie, zaskakując tym nawet samą siebie. Wzięłam
głęboki oddech, tak na odwagę. – Po prostu źle mi z tym, że tak cię
wykorzystuję, że zamiast dać ci od siebie odpocząć, to nawet w wolne dni tu
przyłażę i ci się narzucam ze sobą i swoimi problemami. Już i tak nie dość, że
wiszę ci sporą kasę i mam spory dług wdzięczności za wszystko, co do tej pory
dla mnie zrobiłeś, to jeszcze ci dokładam. A do tego wczoraj nie dotrzymałam
obietnicy i padłam zanim wypiliśmy to wino… z drugiej jednak strony tak trochę
cieszę się z tego, bo nie wiem, czy to byłoby dobre, wiesz, takie przekraczanie
granicy pomiędzy pracownikiem a szefem, takie spoufalanie się… – westchnęłam
ciężko, bo to wszystko wydawało mi się takie łatwe do powiedzenia, zanim
otworzyłam usta. Teraz jest zdecydowanie ciężej. – Po prostu już nie ogarniam
tego, co się ostatnio dzieje dookoła mnie, Piotrek. Gubię się w tym wszystkim,
nie wiem, co jest czym i kto jest kim w moim życiu, tak naprawdę to chyba nic
już nie jest w nim pewne… a do tego jeszcze ten narwany Adamajtis i jego
wczorajsze zachowanie… Jezuśku! Jednym słowem, masz rację. Czuję się jak po
niezobowiązującym seksie z ledwo co poznanym facetem w klubie. Jest mi wstyd za
samą siebie. A do tego boli mnie głowa i teraz już nie wiem, czy to od
alkoholu, czy od nadmiaru przemyśleń… – zakończyłam dramatycznie.
- Niepotrzebnie
się tym wszystkim tak przejmujesz – odpowiedział poważnie Piotrek, stawiając
przed moim nosem talerz z jajecznicą. – Smacznego – dodał, po czym wsadził mi
do ręki widelec.
Po chwili
siedział już naprzeciwko mnie i jak gdyby nigdy nic jadł sobie swoją porcję.
- Dlaczego nie
jesz? – zdziwił się, widząc że wciąż siedzę i gapię się w talerz. – No nie bój
się, nie otrujesz się. Przez ostatnie kawalerskie lata nauczyłem się tego i
owego. O, na przykład nie przypalać wody na herbatę i właśnie jajecznicy –
zapewniał mnie. – To są dwie rzeczy w kuchni, które mi wychodzą i których
możesz być u mnie pewna. No i może jeszcze nie przeszkadzanie, gdy ktoś inny w
niej urzęduje, co zresztą bardzo lubię.
Tyle tylko, że
to kompletnie nie o to chodziło. Ja po prostu wciąż nie bardzo ogarniałam tego,
co się tu przed chwilą wydarzyło… Ja wyrzuciłam z siebie całą listę zażaleń, bo
mnie o to poprosił, a on w ogóle się tym nie przejął. Ponadto nie miałam
pojęcia, skąd brał się ten jego dobry nastrój, ale chciałam, aby i mnie się
udzielił. Pomyślałam więc, że może dodał jakiegoś rozweselającego proszku do
tej swojej jajecznicy i dlatego postanowiłam jej spróbować. A nuż okaże się to
prawdą?
- No, grzeczna
dziewczynka – pochwalił mnie, gdy tylko wzięłam pierwszy kęs do ust. – A co do
tego, co powiedziałaś przed chwilą…– zaczął, momentalnie poważniejąc.
- Nieważne,
zapomnij o tym – próbowałam go zbyć, bo było mi wstyd za moje dzisiejsze
zachowanie i te egzystencjalne wywody, których nigdy nie powinien był usłyszeć.
Ale chyba przez
moją pełną buzię nie usłyszał mojej prośby. Albo zwyczajnie ją zignorował.
- Wydaje mi się,
Miśka, że my już jakiś czas temu przekroczyliśmy nigdy nie ustaloną granicę
pomiędzy byciem zwykłym szefem, a zwykłą pracownicą. Nie wiem kiedy i nie wiem
jak to się stało, ale stało się. Tak mimowolnie. I jest mi z tym dobrze. Nie
wiem jak ty, ale ja uważam, że nasza relacja jest czymś więcej, nie wiem, czy
można już nazwać ją przyjaźnią, ale… powiedzmy, że to coś w ten deseń –
zastanawiał się na głos. – Poza tym nie rozumiem, jak w ogóle możesz myśleć, że
mnie w jakikolwiek sposób wykorzystujesz? To chyba ja ciebie… jesteś na każde
nasze pstryknięcie, znosisz wszystkie nasze fanaberie rodzinne, a do tego to dzięki
tobie w tym mieszkaniu wszystko jest na swoim miejscu… wszystko się jakoś
układa, więc Misia, nie pierdol mi tu, że to jest jak niezobowiązujący seks.
Już prędzej jest to coś na kształt wolnego związku czy jak to tam można nazwać
– uśmiechnął się pod nosem – ale na pewno jest to jakaś relacja. Dlatego chcę,
żebyś wiedziała, że nie tylko ty mi możesz służyć poradą czy rozmową, ale ja
tobie również… oczywiście, o ile będę potrafił.
Jedyne, co mi
przyszło do głowy po jego monologu, to jedno, wielkie wow. W-O-W. Byłam tak
zdziwiona jego słowami, że aż zabrakło mi jakichkolwiek słów komentarza, co
dość rzadko mi się zdarzało. Zapewne wyglądałam teraz komicznie z szeroko
otwartymi oczami ze zdziwienia, no ale nie ukrywajmy, że nie tego się
spodziewałam. W sumie to sama nie wiem, co myślałam, że mi powie… ale na pewno
nie było to coś takiego.
Coś tak
wielkiego i ważnego.
- Ehmmm… dzięki
Piotrek… To naprawdę dużo dla mnie znaczy – wydusiłam z siebie.
A najgorsze, że
tylko na tyle było mnie teraz stać…
- Dla mnie nasza
znajomość też dużo znaczy – szepnął, jakby nie będąc pewnym, czy powinien był mi
o tym mówić. – I właśnie dlatego martwię się, że zaraz ci śniadanie wystygnie.
Więc jedz, na zdrowie, bo pewnie nie spało ci się dziś zbyt wygodnie…
- Jeśli mam być
szczera, to strasznie ścierpłam – skrzywiłam się, jednocześnie się
przeciągając, zadowolona, że zmieniliśmy temat, bo powoli zaczynało się już
robić niezręcznie.
- Jak was
wczoraj zobaczyłem razem śpiących w tym krótkim łóżku, to podejrzewałem, że
poranek nie będzie należał do najprzyjemniejszych, ale nie miałem serca cię
budzić, bo wyglądałaś na taką odprężoną…
- I tu się mylisz
– zaprzeczyłam, nie dając mu dokończyć tego zdania. – Gdy budzisz się u boku
takiego mężczyzny jak Olek, nic nie może być piękniejsze – uśmiechnęłam się. –
Nawet jeśli odrobinę ścierpłam.
- Chyba czuję
się zazdrosny… albo zaniepokojony.
Zignorowałam to,
wiedząc doskonale, że w tym momencie Hajnus po prostu się ze mnie śmieje w
najlepsze. Do tego miałam jeszcze jedną sprawę, a skoro już wszystko ze sobą
ustaliliśmy, co do wczorajszego wieczora, to mogłam ją poruszyć, zwłaszcza, że
mały śpioch jeszcze nie wyłonił się ze swojej jamy.
- A właśnie,
jeśli o Olku mowa, to niedawno w mojej głowie zakwitł pewien pomysł, który
chciałabym z tobą obgadać, wykorzystując fakt, że go tu z nami jeszcze nie ma –
zaczęłam, a Piotrek momentalnie się zaciekawił. W sumie to tak jak zawsze, gdy
mówię cokolwiek o jego synie. – Chodzi mi o jego nadchodzące urodziny. Ja wiem,
że mały nie ma tu jeszcze kolegów w swoim wieku, co postaram się zmienić, jak
tylko nadejdzie wiosna. Wiesz, place zabaw, piaskownice, huśtawki są najlepszym
miejscem na zawieranie znajomości z dziećmi sąsiadów – zaśmiałam się. – O ile
te dzieci mają normalne matki… mniejsza z tym, pomartwię się tym później –
odgoniłam tę dygresję na bok. – Pomyślałam jednak, że mimo to warto w jakiś
sposób uczcić jego piąte urodziny, w końcu ma się je raz w życiu i że można by
to zrobić w gronie osób, które zna. A że mamy karnawał to pomyślałam, że może…
o ile oczywiście nie uznasz tego za kompletną głupotę… może zrobić mu taki mały
balik przebierańców? Twoi znajomi poprzebieraliby się za postaci z bajek, co
wydaje mi się, że dla tych dużych dzieci będzie nawet większą frajdą niż dla
Olka, do tego można by ogarnąć jakiegoś cyrkowca, tort, zamek dmuchany i nie
wiem, co tam jeszcze, bo to już zależy od ciebie… – spojrzałam na niego uważnie,
starając się zbytnio nie zagalopować w swoich rozważaniach. – Hm, co o tym
myślisz?
Piotrek patrzył
przez chwilę w moją twarz, a po chwili rozpromienił się i krzyknął:
- Miśka jesteś
genialna!
I właśnie tym
krzykiem obudził Olka, który swoim wtargnięciem do kuchni uniemożliwił nam
dalsze rozwijanie tego planu. W końcu niespodzianka musi pozostać
niespodzianką. I Olek nie może nic o tym wiedzieć.
Także cicho sza!
***
Wciąż odrobinę
skacowana, jednak podniesiona na duchu przez dwóch Hajnusów, wspinałam się po
schodach na poddasze, jednocześnie szukając w torebce kluczy od mieszkania i
marząc o gorącej kąpieli. Co prawda Piotrek proponował, abym się u nich
ogarnęła, nawet zaoferował, że mogę zostać tam do jutra, skoro i tak rano do
nich wrócę, bo on idzie na trening, jednak nie chciałam nadużywać jego gościnności.
Już i tak nie było mi dobrze z tym, że tak dużo czasu dzisiaj u nich spędziłam.
Poza tym co własny kąt, to własny, mimo że wynajmowany i ciasny.
Ha, nawet nie
czuję, kiedy rymuję!
- Gdzieś ty była?
– usłyszałam, gdy tylko stanęłam na ostatnim piętrze kamienicy.
Gdyby ktoś mi
powiedział, że nawet nie dotarłszy do mieszkania, usłyszę takie pytanie pełne
wyrzuty i pretensji, pomyślałabym, że to pewnie Kora znowu zapomniała zabrać
kluczy do mieszkania i kwitła na korytarzu przez całe przedpołudnie, czekając
na mój powrót. A że mnie się telefon rozładował, to nie mogła się do mnie
dodzwonić… I w sumie wszystko by się zgadzało, gdyby nie głos. Ten zdecydowanie
nie należał do niej.
Ten był męski. A
Kora zdecydowanie takiego nie miała.
Podniosłam więc
głowę znad torebki i zaskoczona spojrzałam we wkurzone oblicze Adamajtisa,
stojącego z wielkim bukietem czerwonych róż przed drzwiami od mojego
mieszkania. Zamrugałam kilkakrotnie, przyswajając sobie ten widok, po czym wzruszyłam
ramionami i go wyminęłam, mimo że Paweł ewidentnie czekał na moją odpowiedź.
- Gdzie byłaś? –
ponowił więc swoje pytanie, tym razem skierowane do moich pleców. – Czekam tu
na ciebie od kilku godzin! – rzucił z wyrzutem.
- Pamięć mam
jeszcze dobrą i nie przypominam sobie, abyśmy byli umówieni – odpowiedziałam
oschle, przekręcając klucz w zamku i otwierając drzwi.
Wchodząc do
środka, spojrzałam na wieszak wiszący po prawej stronie i doszłam do wniosku,
że Kora – w odróżnieniu ode mnie – musiała się naprawdę nieźle bawić
dzisiejszej nocy, skoro jeszcze nie wróciła do mieszkania (a było już dobrze po
szesnastej!). Wnioskowałam to po tym, że nigdzie nie było śladu po jej kurtce,
szaliku i muszkieterkach.
- Bo nie byliśmy
– odpowiedział mi Paweł, wchodząc za mną do środka, mimo że go nie zapraszałam.
– Przyszedłem, bo musimy porozmawiać – dodał, przyglądając się jak ściągam z
siebie płaszcz i wieszam go na wieszaku.
- Tylko, że ja
kompletnie nie mam na to ochoty – odpowiedziałam, wciąż nie nawiązując z nim
kontaktu wzrokowego. Skupiłam się bardziej na rozpięciu kozaków i założeniu
prawego papucia na prawą stopę, lewego na lewą.
- Byłaś u
Hajnusa – stwierdził, spoglądając na mnie z góry. W sumie jak zawsze. – Nie
mylę się, prawda?
- A, to o tym
chcesz rozmawiać – roześmiałam się, po czym ruszyłam do kuchni, by zrobić sobie
ciepłej herbaty.
Jakoś tak strasznie
zmarzłam przez drogę.
- Odpowiedz mi!
– krzyknął w moje plecy, idąc krok w krok za mną.
Obróciłam się w
jego stronę i spojrzałam na niego ze zrezygnowaniem. Jakoś jego wybuchy złości
już mnie nie ruszały.
- Nic ci do tego,
gdzie bywam i z kim się spotykam. Nie jesteś moim ojcem.
- Ale jestem
twoim chłopakiem!
- A mnie się
wydaje, że jakimś pieprzonym kontrolerem mojego wolnego czasu – fuknęłam. – No,
ale skoro naprawdę musisz wiedzieć, to tak, byłam u Hajnusa. Całą noc tam
byłam. To chciałeś usłyszeć, tak? To proszę, masz co chciałeś.
Paweł w tym
momencie wyglądał, jakbym właśnie zasadziła mu potężny cios łopatą prosto w
twarz. Oddychał ciężko, a gdyby to było możliwe, to pewnie para buchała by mu z
uszu jak tym wściekłym bykom w kreskówkach.
- To ja tu się
martwię, wydzwaniam od rana jak szalony, czekam na ciebie, bo cię chcę
przeprosić, a ty… a ty bawisz się w najlepsze i to jeszcze z… z nim – zakończył
dramatycznie.
- Daruj sobie te
sceny, naprawdę, bo jakoś nie widzę, żebyś przyszedł mnie przepraszać –
odpowiedziałam. – Raczej robisz wszystko na opak.
- Ja robię
wszystko na opak?
- No a kto? Ja?
– zdziwiłam się. – Wiesz, nigdy nie sądziłam, że jesteś w stanie zachowywać się
w taki sposób. Wydawało mi się, że jesteś inny, taki normalny… inaczej w ogóle
nie myślałabym o spotykaniu się z tobą, tylko trzymałabym się jak najdalej, bo
dość mam kłopotów. Ale byłeś dla mnie taki wspaniały, byłeś kimś, kogo szukałam
i potrzebowałam… jednak ostatnio… ja kompletnie cię nie rozumiem. Nie poznaję
cię! – krzyknęłam. – A to, co wczoraj wyprawiałeś…. Boże, gdyby nie Piotrek,
gdyby nie Olek!, to byłby najgorszy sylwester w moim życiu!
- Chwila… ja mam
cię przepraszać? Ja? – Adamajtis wyglądał na szczerze zdziwionego. – To niby ja
zachowałem się nie fair wobec ciebie? To ty z nim spałaś!
- A z kim miałam
spać po tym, co mi wczoraj zafundowałeś, jak nie z Olkiem? – nie rozumiałam go.
– Tylko on jeden jest w stanie sprawić, że choćby na moment zapomnę o
przykrościach…
- Z Olkiem?
Paweł dzisiaj
ewidentnie miał problemy z rozumowaniem. Chyba ten alkohol który w siebie
wczoraj wlał, wypalił mu resztki komórek w mózgu.
- No, z Olkiem.
A z kim? – zamrugałam, bo nagle mnie oświeciło. I nie było to zbyt przyjemne. –
Ty myślałeś, że ja i Piotrek? Że my? Ze sobą?!
Teraz to już
naprawdę przesadził.
- No a co ja
mogłem sobie pomyśleć, co? – bronił się. – Naprawdę nie widzisz, jak to wygląda
z mojej perspektywy? Pokłóciliśmy się wczoraj, okej, z mojej winy, więc
przyszedłem to z tobą wyjaśnić, porozmawiać, a ciebie nie ma. Czekam i czekam,
a ty wracasz po kilku godzinach i jeszcze z uśmiechem na ustach mówisz mi, że
spałaś u niego. Co ja sobie mogłem pomyśleć?
- Myślisz, że
gdybym się z Piotrkiem przespała, to byłabym tak nieczułą suką, żeby ci to
powiedzieć prosto w twarz? – zdziwiłam się. – I to jeszcze z szerokim
uśmiechem?
- A skąd ja mogę
wiedzieć, czy ty przypadkiem nie próbujesz się na mnie… no nie wiem, odegrać za
wczoraj? – syknął.
I tym pytaniem
ostatecznie się pogrążył. Poczułam się tak, jakby ten sztylet, który wbił mi
wczoraj w plecy, wziął właśnie do ręki i zaczął go przekręcać. I to z pełną
premedytacją.
- Wiesz… w sumie
dobrze się stało, bo właśnie mi pokazałeś, za kogo naprawdę mnie uważasz –
odpowiedziałam oschle. – A więc choć raz zrób coś dobrze i wyjdź stąd, i już nie
wracaj. Nigdy!
- Ale Miśka… –
szepnął, kompletnie zaskoczony.
- CO MIŚKA?! –
warknęłam. – Nie słyszałeś, co powiedziałam?! Zachowałeś się wczoraj jak
ostatnia zaborcza świnia, mimo że doskonale wiesz, co się do tej pory działo w
moim życiu. Zaufałam ci, mimo moich wcześniejszych doświadczeń i obaw. A ty… a
ty próbujesz zrobić ze mną dokładnie to samo, co Darek. Uzależnić od siebie,
zniewolić, ograniczyć mnie… ale musisz wiedzieć, że ja drugi raz nie dam się
zamknąć w klatce! Nie będę niczyją niewolnicą! A już na pewno nie twoją!
- Miśka, to nie
tak… ja po prostu…
- Co? Co po
prostu? Myślisz, że cokolwiek cię usprawiedliwia? – nie miałam zamiaru słuchać
jego nieudolnych tłumaczeń, dlatego starałam się go nie dopuszczać do głosu.
Jedyne, czego
chciałam, to to, aby się to już skończyło.
- Tak, a właśnie
że tak! – krzyknął z przekonaniem. – A to, że jestem o ciebie cholernie
zazdrosny!
- I to ma być to
usprawiedliwienie? – prychnęłam, ledwo powstrzymując się od śmiechu. – Rozumiem,
że chłopaki ci dokuczali, że chciałeś im wczoraj pokazać, że nie mają racji, że
masz mnie, że w jakimś sensie jestem tylko twoja, ale te sceny mogłeś sobie
darować. Alkohol także cię nie usprawiedliwia, NIC cię nie usprawiedliwia! Poczułam
się jak przedmiot, do którego tylko ty masz prawo, do którego nikt nie może się
zbliżyć nawet na kilometr, nie może go dotknąć… kurwa, jak jakiś eksponat w
muzeum. A musisz wiedzieć, że ja jednak mam swoją wolę i nie możesz mi niczego
zabronić, choćbyś nie wiadomo jak bardzo tego chciał. A już zwłaszcza kontaktu
z Piotrkiem!
- Ja naprawdę nie
chcę ci niczego zabraniać, ale… ale gdy jesteście obok siebie, to dostaję
szewskiej pasji.
- Ale nie masz ku
temu powodu – szepnęłam.
Powoli brakowało
mi sił na to wszystko. Ta rozmowa… wróć, ta kłótnia pochłaniała resztki mojej
energii, która mi została po wczoraj. Nie tak powinien zaczynać się nowy rok
dla mnie. Zdecydowanie nie tak.
- Nie mam? –
Paweł zdziwił się naprawdę na serio. – Nie mam?! Miśka, czy ty jesteś ślepa, że
nie widzisz, jak on na ciebie patrzy? Jakbyś była dla niego całym światem! A jak
jesteście ze sobą, to wydaje mi się, że jest tak, jakby obok was nie było
nikogo i niczego. Jakby nic się nie liczyło. A jak jesteście we trójkę, to
wyglądacie jak jedna, wielka, szczęśliwa rodzina. Więc jak ja mam nie być o
ciebie zazdrosny, zwłaszcza, że spędzasz z nim więcej czasu niż ze mną! Dogadujesz
się z nim lepiej niż ze mną!
- Przecież
zajmuję się jego synem! – broniłam się. – Trudno więc, żeby było inaczej!
- Ja to wiem…
rozumiem…
- Czy Piotrek kiedykolwiek
zrobił cokolwiek, że uważasz go za takiego, który mógłby ci mnie odebrać? Który
chciałby to zrobić? – pytałam, bo kompletnie nie docierały do mnie jego
argumenty. Adamajtis widział tu jakiś pieprzony trójkąt, którego tak naprawdę w
ogóle nie było. – Czy ja w jakikolwiek sposób pokazałam ci, że to on mnie
interesuje? Myślisz, że gdybym chciała być z nim, to mąciłabym ci w głowie?
Myślisz, że sprawiałoby mi radość zadawanie ci bólu?! – łzy napłynęły mi do
oczu. – Zawiodłam cię kiedyś?
- Nie –
odpowiedział szczerze.
I chyba właśnie
w tym momencie dotarło do niego to, co wczoraj zrobił. Ale było już za późno.
- No właśnie –
skwitowałam smutno. – A ty mnie wczoraj zawiodłeś. I to bardzo. Wydaje mi się,
że w ogóle mi nie ufasz. I chyba nawet nie jesteś w stanie mi zaufać… więc
jeśli właśnie tak to ma wyglądać, jeśli na każdym kroku masz mnie kontrolować,
wypominać mi znajomość z Piotrkiem, dostrzegać coś, czego nie ma, to lepiej to
zakończmy. Dla naszego dobra. Bo ja nie zniosę powtórek z rozrywki, a przecież
będę widywała Hajnusa niemalże codziennie, będę tam nocować niejednokrotnie, on
będzie blisko mnie a ja jego. Po co więc mamy się szarpać? Po co masz się
denerwować, domyślać, dopowiadać sobie historie? Bo skoro już teraz mi nie
ufasz, to… to się nie zmieni. I sam doskonale to wiesz. Dlatego lepiej będzie,
jak zakończymy to dopóki oboje się do siebie nie przywiążemy, zaangażujemy,
dopóki ból jest jeszcze do zniesienia – przekonywałam jego a zarazem i samą
siebie. – Dlatego wyjdź stąd, Paweł. Wyjdź i już więcej nie wracaj –
powiedziałam kategorycznie.
Adamajtis stał i
patrzył z rozdziawioną buzią na mnie przez kilka minut. Nie mogłam już znieść
jego zbolałego oblicza, dlatego odwróciłam się w stronę kuchennych szafek i
czekałam, aż usłyszę za sobą dźwięk zamykanych za nim drzwi. Aż opuści to
mieszkanie, a wraz z tym moje życie.
- Miśka… nie… ja
się nie zgadzam…
- Paweł, nie
utrudniaj tego, co nieuniknione – powiedziałam, starając się być twardą. Ktoś
musiał.
Odwróciłam się w
jego stronę, chcąc pokazać mu gdzie są drzwi. Musiałam być kategoryczna.
Doprowadzić to do końca. Nie spodziewałam się jednak, że Paweł będzie stał tuż
za mną. Nie słyszałam nawet, kiedy się przemieścił z drugiego końca kuchni…
mimo że pomieszczenie nie było zbyt wielkie.
- Jeśli myślisz,
że zrezygnuję z ciebie, to grubo się mylisz – szepnął prosto w moje usta, po
czym mnie pocałował.
I zrobił to w
taki sposób, przez który traciłam kontakt z rzeczywistością. Nawet nie wiem,
kiedy zaangażowałam się w ten pocałunek… i gdy już prawie dałam się ponieść
chwili bez reszty, w mojej głowie zabrzmiał ostrzegawczy gong, dzięki któremu
momentalnie oprzytomniałam. Od razu go odepchnęłam od siebie i z przestrachu
usunęłam się w drugi kąt pomieszczenia, byleby być jak najdalej od niego,
byleby nie prowokować siebie do poddania się chwili. By nie zwyciężyła potrzeba
bliskości. By nagle nie zmienić zdania.
- Paweł… nie…
wyjdź.
- Miśka,
dlaczego ty to robisz? – Adamajtis nie rozumiał. – Przecież oboje wiemy, że tak
naprawdę tego nie chcesz. Dlaczego?
- Bo tak będzie
lepiej – powtórzyłam.
I naprawdę
bardzo chciałam w to wierzyć.
- Gówno prawda!
– krzyknął. – Wiem, zawaliłem. Wiem, że teraz się mnie boisz, ja sam się siebie
boję i tego, co wczoraj się ze mną stało. Ale ja zapanuję nad tym. Dla ciebie
zrobię wszystko, tylko pozwól…
- Nie, Paweł,
nie – przerwałam mu stanowczo, wkładając w te trzy słowa wszystkie siły, jakie
jeszcze w sobie miałam. Byleby go przekonać. – Żegnaj – dodałam jeszcze,
wskazując mu na drzwi.
Adamajtis ze
smutkiem spojrzał w moje oczy, jakby szukał w nich jakiegoś punktu zaczepienia,
jednak musiałam wyglądać na naprawdę zdecydowaną, bo ostatecznie zrezygnował,
opuścił głowę i szurając butami ruszył w kierunku drzwi. Założył na siebie
kurtkę i zanim wyszedł, obrócił się ten ostatni raz, jakby z nadzieją, że może
coś się zmieniło… po czym wyszedł. Dokładnie tak, jak go o to poprosiłam.
I gdy już
wydawało mi się, że mamy to za sobą, że właśnie zamknęłam drzwi i zakończyłam
tę relację, że teraz znowu muszę zaczynać wszystko od nowa, drzwi otworzyły się
ponownie. Z hukiem. A w nich stał Paweł.
- MIŚKA, CZY TY
NIE WIDZISZ, ŻE JA CIĘ KOCHAM?! – krzyknął najbardziej dramatycznie jak tyko
umiał.
A po chwili był
już przy mnie. Jego długie nogi pozwoliły mu na pokonanie naszego saloniku w
mgnieniu oka i dopadnięcia do mnie. A ja byłam jego wyznaniem tak bardzo
zaskoczona, że pozwoliłam mu na wszystko.
I może będę
jeszcze tego żałować, jednak w tamtej chwili w ogóle o tym nie myślałam…
___________________________
Ale
dramat.
I mówię tu nie
tylko o tym, co się dzieje w rozdziale, ale również o tym, w jaki sposób jest
on napisany. Za wszystko, co złe, przepraszam.