poniedziałek, 7 marca 2016

15. Jeszcze raz.



Pierwsze, co poczułam dzisiejszego ranka zaraz po otworzeniu oczu to… ból prawego ramienia. Taki, który wiesz, że nie minie, jeśli tym ramieniem nie poruszysz, ale jednocześnie boisz się to zrobić, bo wiesz, że ów ruch sprawi ci jeszcze większy ból. I nawet świadomość, że później będzie już tylko lepiej, w niczym nie pomaga… Drugim odczuciem, które po sekundzie zdominowało całą moją świadomość, była dezorientacja. Bo nie byłam u siebie, to było pewne – ten pokój jest zdecydowanie większy od mojej klitki na poddaszu. Ponadto nie bardzo wiedziałam, co wydarzyło się wczorajszego wieczora i jak się tutaj znalazłam, a co za tym idzie – nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo ścierpła mi ręka.
A gdy już przypomniałam sobie, co się wydarzyło minionej nocy, zaczęłam się zastanawiać, czy brak świadomości nie był przypadkiem dla mnie lepszy… ten ogrom wiedzy dotyczącej wczorajszych wydarzeń momentalnie mnie przytłoczył i nie bardzo wiedziałam, jak mam sobie z nim poradzić. Jednak widok Olka, smacznie śpiącego przy moim prawym boku, mimo bólu w ręce, jaki mi swoim rozłożeniem się na moim ciele przysparzał, wynagradzało mi wszystko. Nawet to, że dzisiejszej nocy poznałam drugie oblicze mojego…
No właśnie. Kogo? Chłopaka? Przyjaciela? Kochanka? W jaki sposób miałam zdefiniować Adamajtisa i to dziwne „coś”, co od jakiegoś czasu nas łączyło? Bo coś nas łączyło, tylko – właśnie – co? Naprawdę, powoli sama już gubiłam się w tym wszystkim…
Z obolałą ręką i pulsującym bólem w mojej skacowanej głowie, zwlekłam się z łóżka już prawie pięciolatka, starając się to zrobić najbardziej delikatnie, jak tylko umiałam, byleby moim ruchem nie wyrwać go z zapewne pięknych miejsc, w których przebywa teraz w swoich snach. Przyglądałam się Olkowi jeszcze przez chwilę, dzięki czemu stwierdziłam, że musiało być mu tam niewiarygodnie przyjemnie, skoro uśmiechał się przez sen w ten swój piękny, dziecięcy sposób. Patrzenie na śpiącego malca wywołało specyficzne ciepło odczuwalne w moim podbrzuszu, jednak – mimo najszczerszych chęci – nie mogłam przypatrywać mu się w nieskończoność, dlatego najciszej jak się dało opuściłam jego pokój, zamykając za sobą drzwi.
Obróciłam się na pięcie i ogarnęłam wzrokiem pomieszczenie, w którym się znalazłam. Co teraz?, spytałam samą siebie, a w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza, bowiem kompletnie nie wiedziałam, co począć. Mam zrobić chłopakom śniadanie i poczekać na nich, czy czmychnąć niepostrzeżenie z mieszkania? Mam czuć się tu jak u siebie w domu (czyli tak jak do tej pory), czy pozwolić, aby fala paniki pchnęła mnie do jak najszybszej ucieczki? Tak usilnie rozważałam wszystkie za i przeciw moich opcji, że nawet nie poczułam zapachu jajecznicy. I chyba właśnie dlatego tak bardzo się wystraszyłam, gdy usłyszałam za sobą:
- Wybierasz się dokądś?
Obróciłam się na pięcie i spojrzałam w miejsce, z którego ów pytanie do mnie dotarło, Zamarłam. Bo gdy w końcu postanowiłam, że wychodzę stąd jak najszybciej się da, zanim chłopaki się obudzą, musiał pojawić się on. Piotrek. Z drewnianą łyżką w dłoni stał w drzwiach pomiędzy kuchnią a salonem i spoglądał na mnie spod przymrużonych oczu.
- Tylko mi nie mów, że chciałaś cichaczem uciec, jak po niezobowiązującym seksie z ledwo co poznanym na wczorajszej imprezie facetem? – śmiał się w najlepsze zapewne z mojej zaskoczonej miny.
- A co, jeśli ci powiem, że właśnie tak się czuję? – przekrzywiłam głowę.
- No co ty, Miśka! Aleks by się zapłakał, gdyby się obudził i cię tutaj nie zastał. Chyba nie miałaś zamiaru mu czegoś takiego zrobić – spojrzał na mnie uważnie i zamilkł na moment. A mnie od razu opanowały wyrzuty sumienia, bo kompletnie nie pomyślałam w tej chwili o Olku. Myślałam tylko o sobie. Jak mogłam? – Poza tym myślałem, że jesteśmy na wyższym levelu naszej znajomości. Na tym, na którym nie ucieka się po wspólnej nocy – dodał po chwili już trochę ciszej, nie patrząc tym razem na mnie, tylko na swoje buty.
- Nie wiem, Piotrek – westchnęłam ciężko – nic już nie wiem.
Po tych słowach spojrzenie Hajnusa momentalnie przeniosło się z analizowania swoich kapci na moją twarz.
- Za to ja wiem, że głodną cię stąd nie wypuszczę, choćby nie wiem co. Choćbyś zapierała się rękami i nogami, wrzeszczała w niebogłosy, czy co tam jeszcze robią kobiety w samoobronie… po prostu musisz zjeść z nami śniadanie! Także marsz do kuchni – dodał, a po chwili wskazał mi łyżką miejsce przy kuchennym stole, na którym zgodnie z jego rozkazem usiadłam – i mów, co ci leży na wątrobie – zakończył.
Spojrzałam na niego z ukosa.
- Aktualnie to chyba ten alkohol, który wczoraj wypiłam…
- Bujać to my, a nie nas, więc mnie nie zbywaj, złociutka, bo mam oczy i dobrze widzę, że coś tu jest nie halo – naprawdę wyglądał na szczerze zmartwionego moim samopoczuciem. – Miśka… jeśli nie chcesz, to nie musimy, ale… możemy pogadać – jąkał się, nie bardzo wiedząc jak delikatnie dać mi do zrozumienia, że mogę mu zaufać.
Tylko, że ja mu ufałam. Przecież całkiem niedawno opowiedziałam mu wszystko, łącznie z najgorszymi szczegółami z mojego dotychczasowego życia, więc to kompletnie nie o to chodziło. Nie wiedziałam jednak, jak długo jeszcze mogę obarczać go swoimi problemami. Przecież ma swoje życie, dlaczego ma się interesować moim? Dlaczego ma się przejmować zmartwieniami jakieś głupiej blondynki, która u niego pracuje? No właśnie. PRACUJE. Tylko i wyłącznie. A takie spoufalanie się niczego dobrego nie wróży… dlaczego więc mamy wychodzić poza granice relacji podwładny - szef?
Z drugiej jednak strony komuś musiałam się wygadać. A czy on nie był do tego najodpowiedniejszą osobą?
- Skoro tak mówisz… – zdecydowałam momentalnie, zaskakując tym nawet samą siebie. Wzięłam głęboki oddech, tak na odwagę. – Po prostu źle mi z tym, że tak cię wykorzystuję, że zamiast dać ci od siebie odpocząć, to nawet w wolne dni tu przyłażę i ci się narzucam ze sobą i swoimi problemami. Już i tak nie dość, że wiszę ci sporą kasę i mam spory dług wdzięczności za wszystko, co do tej pory dla mnie zrobiłeś, to jeszcze ci dokładam. A do tego wczoraj nie dotrzymałam obietnicy i padłam zanim wypiliśmy to wino… z drugiej jednak strony tak trochę cieszę się z tego, bo nie wiem, czy to byłoby dobre, wiesz, takie przekraczanie granicy pomiędzy pracownikiem a szefem, takie spoufalanie się… – westchnęłam ciężko, bo to wszystko wydawało mi się takie łatwe do powiedzenia, zanim otworzyłam usta. Teraz jest zdecydowanie ciężej. – Po prostu już nie ogarniam tego, co się ostatnio dzieje dookoła mnie, Piotrek. Gubię się w tym wszystkim, nie wiem, co jest czym i kto jest kim w moim życiu, tak naprawdę to chyba nic już nie jest w nim pewne… a do tego jeszcze ten narwany Adamajtis i jego wczorajsze zachowanie… Jezuśku! Jednym słowem, masz rację. Czuję się jak po niezobowiązującym seksie z ledwo co poznanym facetem w klubie. Jest mi wstyd za samą siebie. A do tego boli mnie głowa i teraz już nie wiem, czy to od alkoholu, czy od nadmiaru przemyśleń… – zakończyłam dramatycznie.
- Niepotrzebnie się tym wszystkim tak przejmujesz – odpowiedział poważnie Piotrek, stawiając przed moim nosem talerz z jajecznicą. – Smacznego – dodał, po czym wsadził mi do ręki widelec.
Po chwili siedział już naprzeciwko mnie i jak gdyby nigdy nic jadł sobie swoją porcję.
- Dlaczego nie jesz? – zdziwił się, widząc że wciąż siedzę i gapię się w talerz. – No nie bój się, nie otrujesz się. Przez ostatnie kawalerskie lata nauczyłem się tego i owego. O, na przykład nie przypalać wody na herbatę i właśnie jajecznicy – zapewniał mnie. – To są dwie rzeczy w kuchni, które mi wychodzą i których możesz być u mnie pewna. No i może jeszcze nie przeszkadzanie, gdy ktoś inny w niej urzęduje, co zresztą bardzo lubię.
Tyle tylko, że to kompletnie nie o to chodziło. Ja po prostu wciąż nie bardzo ogarniałam tego, co się tu przed chwilą wydarzyło… Ja wyrzuciłam z siebie całą listę zażaleń, bo mnie o to poprosił, a on w ogóle się tym nie przejął. Ponadto nie miałam pojęcia, skąd brał się ten jego dobry nastrój, ale chciałam, aby i mnie się udzielił. Pomyślałam więc, że może dodał jakiegoś rozweselającego proszku do tej swojej jajecznicy i dlatego postanowiłam jej spróbować. A nuż okaże się to prawdą?
- No, grzeczna dziewczynka – pochwalił mnie, gdy tylko wzięłam pierwszy kęs do ust. – A co do tego, co powiedziałaś przed chwilą…– zaczął, momentalnie poważniejąc.
- Nieważne, zapomnij o tym – próbowałam go zbyć, bo było mi wstyd za moje dzisiejsze zachowanie i te egzystencjalne wywody, których nigdy nie powinien był usłyszeć.
Ale chyba przez moją pełną buzię nie usłyszał mojej prośby. Albo zwyczajnie ją zignorował.
- Wydaje mi się, Miśka, że my już jakiś czas temu przekroczyliśmy nigdy nie ustaloną granicę pomiędzy byciem zwykłym szefem, a zwykłą pracownicą. Nie wiem kiedy i nie wiem jak to się stało, ale stało się. Tak mimowolnie. I jest mi z tym dobrze. Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że nasza relacja jest czymś więcej, nie wiem, czy można już nazwać ją przyjaźnią, ale… powiedzmy, że to coś w ten deseń – zastanawiał się na głos. – Poza tym nie rozumiem, jak w ogóle możesz myśleć, że mnie w jakikolwiek sposób wykorzystujesz? To chyba ja ciebie… jesteś na każde nasze pstryknięcie, znosisz wszystkie nasze fanaberie rodzinne, a do tego to dzięki tobie w tym mieszkaniu wszystko jest na swoim miejscu… wszystko się jakoś układa, więc Misia, nie pierdol mi tu, że to jest jak niezobowiązujący seks. Już prędzej jest to coś na kształt wolnego związku czy jak to tam można nazwać – uśmiechnął się pod nosem – ale na pewno jest to jakaś relacja. Dlatego chcę, żebyś wiedziała, że nie tylko ty mi możesz służyć poradą czy rozmową, ale ja tobie również… oczywiście, o ile będę potrafił.
Jedyne, co mi przyszło do głowy po jego monologu, to jedno, wielkie wow. W-O-W. Byłam tak zdziwiona jego słowami, że aż zabrakło mi jakichkolwiek słów komentarza, co dość rzadko mi się zdarzało. Zapewne wyglądałam teraz komicznie z szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia, no ale nie ukrywajmy, że nie tego się spodziewałam. W sumie to sama nie wiem, co myślałam, że mi powie… ale na pewno nie było to coś takiego.
Coś tak wielkiego i ważnego.
- Ehmmm… dzięki Piotrek… To naprawdę dużo dla mnie znaczy – wydusiłam z siebie.
A najgorsze, że tylko na tyle było mnie teraz stać…
- Dla mnie nasza znajomość też dużo znaczy – szepnął, jakby nie będąc pewnym, czy powinien był mi o tym mówić. – I właśnie dlatego martwię się, że zaraz ci śniadanie wystygnie. Więc jedz, na zdrowie, bo pewnie nie spało ci się dziś zbyt wygodnie…
- Jeśli mam być szczera, to strasznie ścierpłam – skrzywiłam się, jednocześnie się przeciągając, zadowolona, że zmieniliśmy temat, bo powoli zaczynało się już robić niezręcznie.
- Jak was wczoraj zobaczyłem razem śpiących w tym krótkim łóżku, to podejrzewałem, że poranek nie będzie należał do najprzyjemniejszych, ale nie miałem serca cię budzić, bo wyglądałaś na taką odprężoną…
- I tu się mylisz – zaprzeczyłam, nie dając mu dokończyć tego zdania. – Gdy budzisz się u boku takiego mężczyzny jak Olek, nic nie może być piękniejsze – uśmiechnęłam się. – Nawet jeśli odrobinę ścierpłam.
- Chyba czuję się zazdrosny… albo zaniepokojony.
Zignorowałam to, wiedząc doskonale, że w tym momencie Hajnus po prostu się ze mnie śmieje w najlepsze. Do tego miałam jeszcze jedną sprawę, a skoro już wszystko ze sobą ustaliliśmy, co do wczorajszego wieczora, to mogłam ją poruszyć, zwłaszcza, że mały śpioch jeszcze nie wyłonił się ze swojej jamy.
- A właśnie, jeśli o Olku mowa, to niedawno w mojej głowie zakwitł pewien pomysł, który chciałabym z tobą obgadać, wykorzystując fakt, że go tu z nami jeszcze nie ma – zaczęłam, a Piotrek momentalnie się zaciekawił. W sumie to tak jak zawsze, gdy mówię cokolwiek o jego synie. – Chodzi mi o jego nadchodzące urodziny. Ja wiem, że mały nie ma tu jeszcze kolegów w swoim wieku, co postaram się zmienić, jak tylko nadejdzie wiosna. Wiesz, place zabaw, piaskownice, huśtawki są najlepszym miejscem na zawieranie znajomości z dziećmi sąsiadów – zaśmiałam się. – O ile te dzieci mają normalne matki… mniejsza z tym, pomartwię się tym później – odgoniłam tę dygresję na bok. – Pomyślałam jednak, że mimo to warto w jakiś sposób uczcić jego piąte urodziny, w końcu ma się je raz w życiu i że można by to zrobić w gronie osób, które zna. A że mamy karnawał to pomyślałam, że może… o ile oczywiście nie uznasz tego za kompletną głupotę… może zrobić mu taki mały balik przebierańców? Twoi znajomi poprzebieraliby się za postaci z bajek, co wydaje mi się, że dla tych dużych dzieci będzie nawet większą frajdą niż dla Olka, do tego można by ogarnąć jakiegoś cyrkowca, tort, zamek dmuchany i nie wiem, co tam jeszcze, bo to już zależy od ciebie… – spojrzałam na niego uważnie, starając się zbytnio nie zagalopować w swoich rozważaniach. – Hm, co o tym myślisz?
Piotrek patrzył przez chwilę w moją twarz, a po chwili rozpromienił się i krzyknął:
- Miśka jesteś genialna!
I właśnie tym krzykiem obudził Olka, który swoim wtargnięciem do kuchni uniemożliwił nam dalsze rozwijanie tego planu. W końcu niespodzianka musi pozostać niespodzianką. I Olek nie może nic o tym wiedzieć.
Także cicho sza!


***


Wciąż odrobinę skacowana, jednak podniesiona na duchu przez dwóch Hajnusów, wspinałam się po schodach na poddasze, jednocześnie szukając w torebce kluczy od mieszkania i marząc o gorącej kąpieli. Co prawda Piotrek proponował, abym się u nich ogarnęła, nawet zaoferował, że mogę zostać tam do jutra, skoro i tak rano do nich wrócę, bo on idzie na trening, jednak nie chciałam nadużywać jego gościnności. Już i tak nie było mi dobrze z tym, że tak dużo czasu dzisiaj u nich spędziłam. Poza tym co własny kąt, to własny, mimo że wynajmowany i ciasny.
Ha, nawet nie czuję, kiedy rymuję!
- Gdzieś ty była? – usłyszałam, gdy tylko stanęłam na ostatnim piętrze kamienicy.
Gdyby ktoś mi powiedział, że nawet nie dotarłszy do mieszkania, usłyszę takie pytanie pełne wyrzuty i pretensji, pomyślałabym, że to pewnie Kora znowu zapomniała zabrać kluczy do mieszkania i kwitła na korytarzu przez całe przedpołudnie, czekając na mój powrót. A że mnie się telefon rozładował, to nie mogła się do mnie dodzwonić… I w sumie wszystko by się zgadzało, gdyby nie głos. Ten zdecydowanie nie należał do niej.
Ten był męski. A Kora zdecydowanie takiego nie miała.
Podniosłam więc głowę znad torebki i zaskoczona spojrzałam we wkurzone oblicze Adamajtisa, stojącego z wielkim bukietem czerwonych róż przed drzwiami od mojego mieszkania. Zamrugałam kilkakrotnie, przyswajając sobie ten widok, po czym wzruszyłam ramionami i go wyminęłam, mimo że Paweł ewidentnie czekał na moją odpowiedź.
- Gdzie byłaś? – ponowił więc swoje pytanie, tym razem skierowane do moich pleców. – Czekam tu na ciebie od kilku godzin! – rzucił z wyrzutem.
- Pamięć mam jeszcze dobrą i nie przypominam sobie, abyśmy byli umówieni – odpowiedziałam oschle, przekręcając klucz w zamku i otwierając drzwi.
Wchodząc do środka, spojrzałam na wieszak wiszący po prawej stronie i doszłam do wniosku, że Kora – w odróżnieniu ode mnie – musiała się naprawdę nieźle bawić dzisiejszej nocy, skoro jeszcze nie wróciła do mieszkania (a było już dobrze po szesnastej!). Wnioskowałam to po tym, że nigdzie nie było śladu po jej kurtce, szaliku i muszkieterkach.
- Bo nie byliśmy – odpowiedział mi Paweł, wchodząc za mną do środka, mimo że go nie zapraszałam. – Przyszedłem, bo musimy porozmawiać – dodał, przyglądając się jak ściągam z siebie płaszcz i wieszam go na wieszaku.
- Tylko, że ja kompletnie nie mam na to ochoty – odpowiedziałam, wciąż nie nawiązując z nim kontaktu wzrokowego. Skupiłam się bardziej na rozpięciu kozaków i założeniu prawego papucia na prawą stopę, lewego na lewą.
- Byłaś u Hajnusa – stwierdził, spoglądając na mnie z góry. W sumie jak zawsze. – Nie mylę się, prawda?
- A, to o tym chcesz rozmawiać – roześmiałam się, po czym ruszyłam do kuchni, by zrobić sobie ciepłej herbaty.
Jakoś tak strasznie zmarzłam przez drogę.
- Odpowiedz mi! – krzyknął w moje plecy, idąc krok w krok za mną.
Obróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego ze zrezygnowaniem. Jakoś jego wybuchy złości już mnie nie ruszały.
- Nic ci do tego, gdzie bywam i z kim się spotykam. Nie jesteś moim ojcem.
- Ale jestem twoim chłopakiem!
- A mnie się wydaje, że jakimś pieprzonym kontrolerem mojego wolnego czasu – fuknęłam. – No, ale skoro naprawdę musisz wiedzieć, to tak, byłam u Hajnusa. Całą noc tam byłam. To chciałeś usłyszeć, tak? To proszę, masz co chciałeś.
Paweł w tym momencie wyglądał, jakbym właśnie zasadziła mu potężny cios łopatą prosto w twarz. Oddychał ciężko, a gdyby to było możliwe, to pewnie para buchała by mu z uszu jak tym wściekłym bykom w kreskówkach.
- To ja tu się martwię, wydzwaniam od rana jak szalony, czekam na ciebie, bo cię chcę przeprosić, a ty… a ty bawisz się w najlepsze i to jeszcze z… z nim – zakończył dramatycznie.
- Daruj sobie te sceny, naprawdę, bo jakoś nie widzę, żebyś przyszedł mnie przepraszać – odpowiedziałam. – Raczej robisz wszystko na opak.
- Ja robię wszystko na opak?
- No a kto? Ja? – zdziwiłam się. – Wiesz, nigdy nie sądziłam, że jesteś w stanie zachowywać się w taki sposób. Wydawało mi się, że jesteś inny, taki normalny… inaczej w ogóle nie myślałabym o spotykaniu się z tobą, tylko trzymałabym się jak najdalej, bo dość mam kłopotów. Ale byłeś dla mnie taki wspaniały, byłeś kimś, kogo szukałam i potrzebowałam… jednak ostatnio… ja kompletnie cię nie rozumiem. Nie poznaję cię! – krzyknęłam. – A to, co wczoraj wyprawiałeś…. Boże, gdyby nie Piotrek, gdyby nie Olek!, to byłby najgorszy sylwester w moim życiu!
- Chwila… ja mam cię przepraszać? Ja? – Adamajtis wyglądał na szczerze zdziwionego. – To niby ja zachowałem się nie fair wobec ciebie? To ty z nim spałaś!
- A z kim miałam spać po tym, co mi wczoraj zafundowałeś, jak nie z Olkiem? – nie rozumiałam go. – Tylko on jeden jest w stanie sprawić, że choćby na moment zapomnę o przykrościach…
- Z Olkiem?
Paweł dzisiaj ewidentnie miał problemy z rozumowaniem. Chyba ten alkohol który w siebie wczoraj wlał, wypalił mu resztki komórek w mózgu.
- No, z Olkiem. A z kim? – zamrugałam, bo nagle mnie oświeciło. I nie było to zbyt przyjemne. – Ty myślałeś, że ja i Piotrek? Że my? Ze sobą?!
Teraz to już naprawdę przesadził.
- No a co ja mogłem sobie pomyśleć, co? – bronił się. – Naprawdę nie widzisz, jak to wygląda z mojej perspektywy? Pokłóciliśmy się wczoraj, okej, z mojej winy, więc przyszedłem to z tobą wyjaśnić, porozmawiać, a ciebie nie ma. Czekam i czekam, a ty wracasz po kilku godzinach i jeszcze z uśmiechem na ustach mówisz mi, że spałaś u niego. Co ja sobie mogłem pomyśleć?
- Myślisz, że gdybym się z Piotrkiem przespała, to byłabym tak nieczułą suką, żeby ci to powiedzieć prosto w twarz? – zdziwiłam się. – I to jeszcze z szerokim uśmiechem?
- A skąd ja mogę wiedzieć, czy ty przypadkiem nie próbujesz się na mnie… no nie wiem, odegrać za wczoraj? – syknął.
I tym pytaniem ostatecznie się pogrążył. Poczułam się tak, jakby ten sztylet, który wbił mi wczoraj w plecy, wziął właśnie do ręki i zaczął go przekręcać. I to z pełną premedytacją.
- Wiesz… w sumie dobrze się stało, bo właśnie mi pokazałeś, za kogo naprawdę mnie uważasz – odpowiedziałam oschle. – A więc choć raz zrób coś dobrze i wyjdź stąd, i już nie wracaj. Nigdy!
- Ale Miśka… – szepnął, kompletnie zaskoczony.
- CO MIŚKA?! – warknęłam. – Nie słyszałeś, co powiedziałam?! Zachowałeś się wczoraj jak ostatnia zaborcza świnia, mimo że doskonale wiesz, co się do tej pory działo w moim życiu. Zaufałam ci, mimo moich wcześniejszych doświadczeń i obaw. A ty… a ty próbujesz zrobić ze mną dokładnie to samo, co Darek. Uzależnić od siebie, zniewolić, ograniczyć mnie… ale musisz wiedzieć, że ja drugi raz nie dam się zamknąć w klatce! Nie będę niczyją niewolnicą! A już na pewno nie twoją!
- Miśka, to nie tak… ja po prostu…
- Co? Co po prostu? Myślisz, że cokolwiek cię usprawiedliwia? – nie miałam zamiaru słuchać jego nieudolnych tłumaczeń, dlatego starałam się go nie dopuszczać do głosu.
Jedyne, czego chciałam, to to, aby się to już skończyło.
- Tak, a właśnie że tak! – krzyknął z przekonaniem. – A to, że jestem o ciebie cholernie zazdrosny!
- I to ma być to usprawiedliwienie? – prychnęłam, ledwo powstrzymując się od śmiechu. – Rozumiem, że chłopaki ci dokuczali, że chciałeś im wczoraj pokazać, że nie mają racji, że masz mnie, że w jakimś sensie jestem tylko twoja, ale te sceny mogłeś sobie darować. Alkohol także cię nie usprawiedliwia, NIC cię nie usprawiedliwia! Poczułam się jak przedmiot, do którego tylko ty masz prawo, do którego nikt nie może się zbliżyć nawet na kilometr, nie może go dotknąć… kurwa, jak jakiś eksponat w muzeum. A musisz wiedzieć, że ja jednak mam swoją wolę i nie możesz mi niczego zabronić, choćbyś nie wiadomo jak bardzo tego chciał. A już zwłaszcza kontaktu z Piotrkiem!
- Ja naprawdę nie chcę ci niczego zabraniać, ale… ale gdy jesteście obok siebie, to dostaję szewskiej pasji.
- Ale nie masz ku temu powodu – szepnęłam.
Powoli brakowało mi sił na to wszystko. Ta rozmowa… wróć, ta kłótnia pochłaniała resztki mojej energii, która mi została po wczoraj. Nie tak powinien zaczynać się nowy rok dla mnie. Zdecydowanie nie tak.
- Nie mam? – Paweł zdziwił się naprawdę na serio. – Nie mam?! Miśka, czy ty jesteś ślepa, że nie widzisz, jak on na ciebie patrzy? Jakbyś była dla niego całym światem! A jak jesteście ze sobą, to wydaje mi się, że jest tak, jakby obok was nie było nikogo i niczego. Jakby nic się nie liczyło. A jak jesteście we trójkę, to wyglądacie jak jedna, wielka, szczęśliwa rodzina. Więc jak ja mam nie być o ciebie zazdrosny, zwłaszcza, że spędzasz z nim więcej czasu niż ze mną! Dogadujesz się z nim lepiej niż ze mną!
- Przecież zajmuję się jego synem! – broniłam się. – Trudno więc, żeby było inaczej!
- Ja to wiem… rozumiem…
- Czy Piotrek kiedykolwiek zrobił cokolwiek, że uważasz go za takiego, który mógłby ci mnie odebrać? Który chciałby to zrobić? – pytałam, bo kompletnie nie docierały do mnie jego argumenty. Adamajtis widział tu jakiś pieprzony trójkąt, którego tak naprawdę w ogóle nie było. – Czy ja w jakikolwiek sposób pokazałam ci, że to on mnie interesuje? Myślisz, że gdybym chciała być z nim, to mąciłabym ci w głowie? Myślisz, że sprawiałoby mi radość zadawanie ci bólu?! – łzy napłynęły mi do oczu. – Zawiodłam cię kiedyś?
- Nie – odpowiedział szczerze.
I chyba właśnie w tym momencie dotarło do niego to, co wczoraj zrobił. Ale było już za późno.
- No właśnie – skwitowałam smutno. – A ty mnie wczoraj zawiodłeś. I to bardzo. Wydaje mi się, że w ogóle mi nie ufasz. I chyba nawet nie jesteś w stanie mi zaufać… więc jeśli właśnie tak to ma wyglądać, jeśli na każdym kroku masz mnie kontrolować, wypominać mi znajomość z Piotrkiem, dostrzegać coś, czego nie ma, to lepiej to zakończmy. Dla naszego dobra. Bo ja nie zniosę powtórek z rozrywki, a przecież będę widywała Hajnusa niemalże codziennie, będę tam nocować niejednokrotnie, on będzie blisko mnie a ja jego. Po co więc mamy się szarpać? Po co masz się denerwować, domyślać, dopowiadać sobie historie? Bo skoro już teraz mi nie ufasz, to… to się nie zmieni. I sam doskonale to wiesz. Dlatego lepiej będzie, jak zakończymy to dopóki oboje się do siebie nie przywiążemy, zaangażujemy, dopóki ból jest jeszcze do zniesienia – przekonywałam jego a zarazem i samą siebie. – Dlatego wyjdź stąd, Paweł. Wyjdź i już więcej nie wracaj – powiedziałam kategorycznie.
Adamajtis stał i patrzył z rozdziawioną buzią na mnie przez kilka minut. Nie mogłam już znieść jego zbolałego oblicza, dlatego odwróciłam się w stronę kuchennych szafek i czekałam, aż usłyszę za sobą dźwięk zamykanych za nim drzwi. Aż opuści to mieszkanie, a wraz z tym moje życie.
- Miśka… nie… ja się nie zgadzam…
- Paweł, nie utrudniaj tego, co nieuniknione – powiedziałam, starając się być twardą. Ktoś musiał.
Odwróciłam się w jego stronę, chcąc pokazać mu gdzie są drzwi. Musiałam być kategoryczna. Doprowadzić to do końca. Nie spodziewałam się jednak, że Paweł będzie stał tuż za mną. Nie słyszałam nawet, kiedy się przemieścił z drugiego końca kuchni… mimo że pomieszczenie nie było zbyt wielkie.
- Jeśli myślisz, że zrezygnuję z ciebie, to grubo się mylisz – szepnął prosto w moje usta, po czym mnie pocałował.
I zrobił to w taki sposób, przez który traciłam kontakt z rzeczywistością. Nawet nie wiem, kiedy zaangażowałam się w ten pocałunek… i gdy już prawie dałam się ponieść chwili bez reszty, w mojej głowie zabrzmiał ostrzegawczy gong, dzięki któremu momentalnie oprzytomniałam. Od razu go odepchnęłam od siebie i z przestrachu usunęłam się w drugi kąt pomieszczenia, byleby być jak najdalej od niego, byleby nie prowokować siebie do poddania się chwili. By nie zwyciężyła potrzeba bliskości. By nagle nie zmienić zdania.
- Paweł… nie… wyjdź.
- Miśka, dlaczego ty to robisz? – Adamajtis nie rozumiał. – Przecież oboje wiemy, że tak naprawdę tego nie chcesz. Dlaczego?
- Bo tak będzie lepiej – powtórzyłam.
I naprawdę bardzo chciałam w to wierzyć.
- Gówno prawda! – krzyknął. – Wiem, zawaliłem. Wiem, że teraz się mnie boisz, ja sam się siebie boję i tego, co wczoraj się ze mną stało. Ale ja zapanuję nad tym. Dla ciebie zrobię wszystko, tylko pozwól…
- Nie, Paweł, nie – przerwałam mu stanowczo, wkładając w te trzy słowa wszystkie siły, jakie jeszcze w sobie miałam. Byleby go przekonać. – Żegnaj – dodałam jeszcze, wskazując mu na drzwi.
Adamajtis ze smutkiem spojrzał w moje oczy, jakby szukał w nich jakiegoś punktu zaczepienia, jednak musiałam wyglądać na naprawdę zdecydowaną, bo ostatecznie zrezygnował, opuścił głowę i szurając butami ruszył w kierunku drzwi. Założył na siebie kurtkę i zanim wyszedł, obrócił się ten ostatni raz, jakby z nadzieją, że może coś się zmieniło… po czym wyszedł. Dokładnie tak, jak go o to poprosiłam.
I gdy już wydawało mi się, że mamy to za sobą, że właśnie zamknęłam drzwi i zakończyłam tę relację, że teraz znowu muszę zaczynać wszystko od nowa, drzwi otworzyły się ponownie. Z hukiem. A w nich stał Paweł.
- MIŚKA, CZY TY NIE WIDZISZ, ŻE JA CIĘ KOCHAM?! – krzyknął najbardziej dramatycznie jak tyko umiał.
A po chwili był już przy mnie. Jego długie nogi pozwoliły mu na pokonanie naszego saloniku w mgnieniu oka i dopadnięcia do mnie. A ja byłam jego wyznaniem tak bardzo zaskoczona, że pozwoliłam mu na wszystko.
I może będę jeszcze tego żałować, jednak w tamtej chwili w ogóle o tym nie myślałam…



___________________________

Ale dramat.
I mówię tu nie tylko o tym, co się dzieje w rozdziale, ale również o tym, w jaki sposób jest on napisany. Za wszystko, co złe, przepraszam.