poniedziałek, 28 lipca 2014

2. Pierwsze wrażenie.



Kiedy rozbrzmiał gwizdek, oznajmiający, że to koniec wysiłku na dziś, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Mieliśmy już po dziurki w nosie pracy na siłowni, mimo że doskonale wiedzieliśmy, iż tylko w taki sposób nabierzemy formy fizycznej tak potrzebnej nam w ciągu sezonu. Krzysztof właśnie z takiego założenia wychodził i dlatego tak nas męczył już od kilku tygodni. Z każdym kolejnym dniem było jakby lżej, jednak mimo to trener wciąż narzucał nam duże tempo. Nic w tym dziwnego, w końcu goniły nas terminy. Rozgrywki ligowe miały się zacząć lada moment, krótko po tym, jak zakończą się Mistrzostwa Świata w piłce siatkowej mężczyzn organizowane w Polsce. A to przecież miało mieć miejsce już za tydzień! Z każdą chwilą mieliśmy więc coraz mniej czasu, by przygotować się do nadchodzącego sezonu, w którym to chcieliśmy, co najmniej, powtórzyć nasz wynik z poprzedniego roku – taki właśnie był cel. Można było odczuć na każdym kroku – nie tylko na treningach, ale również i w naszym terminarzu, że liga nadciąga wielkimi krokami, bowiem nieuchronnie zbliżały się pierwsze poważniejsze sparingi, gdzie trzeba będzie pokazać się z jak najlepszej strony, by wywalczyć dla siebie miejsce w wyjściowej szóstce na nadchodzący sezon. To był ten moment w przygotowaniach, które lubiliśmy najbardziej. W końcu po drugiej stronie siatki będą inne twarze niż te znane ze swojego zespołu. Całe szczęście więc, że w końcu znalazłem opiekunkę dla Aleksa, bo gdybym wciąż jej nie miał, to dopiero teraz zacząłby się poważny problem… Bo jak tu gdzieś wyjechać z drużyną, nie mając z kim zostawić swojego syna?
A jeśli już o Miśkę chodzi, to właśnie dlatego próbowałem wymknąć się niepostrzeżenie z terenu Uranii zaraz po zakończeniu dzisiejszego treningu. W mig opuściłem więc salę treningową i udałem się do szatni, by jako pierwszy zająć jeden z natrysków i wyjść stamtąd jak najszybciej, by tym sposobem uniknąć niewygodnych pytań z ust kolegów z zespołu. Na pewno dziwiliby się, dlaczego spieszę się do domu, mając już opiekunkę dla Aleksa, a mi nie uśmiechało się im tłumaczyć zaistniałej sytuacji. Jeszcze nie teraz. Bo prędzej czy później i tak się dowiedzą, ale dla mnie będzie lepiej, jak stanie się to jak najpóźniej. Poza tym odzwyczaiłem się od zostawania w szatni po treningach, jak to kiedyś bywało. Może w najbliższych dniach znów sobie wyrobię taki nawyk, jednak teraz musiałem się spieszyć. Wypadałoby ustalić wreszcie z Michaliną szczegóły naszej współpracy, bo przez poranną sytuację i mój pośpiech nie udało nam się tego zrobić. Ba, nie zdążyłem z nią czegokolwiek ustalić! Należały się więc dziewczynie jakieś konkretniejsze wyjaśnienia niż tylko te, że to mój syn, ja idę na trening, a ty się nim zajmij.
Zabrzmiało to trochę jak rozkaz dyktatora. A to nie tak miało być.
- A co ty się tak spieszysz do domu, Hajnus? – usłyszałem, co przerwało mi w rozmyślaniu. – Mówiłeś, że od dzisiaj mały ma już opiekę, więc masz teraz czas, by skoczyć z nami na jakieś piwo albo przynajmniej, żeby nie musieć spieszyć się do domu.
Westchnąłem. A byłem już tak blisko! Wystarczyło tylko drugą nogą przekroczyć próg szatni i cichaczem zamknąć za sobą drzwi, co by nikt mnie nie usłyszał. Ale nie, akurat wtedy musiał odezwać się Zajder! Jak zawsze w najmniej odpowiednim momencie.
- No właśnie! – nie zdziwiło mnie jakoś specjalnie, że to Bednorz przyklasnął temu pomysłowi. Ewidentnie nudziło mu się samemu w domu i szukał dla siebie towarzystwa. – Tyle tylko, że ja mam lepszy plan od Maćka. Chodźmy do Hajnusa obczaić tą opiekunkę! – krzyknął entuzjastycznie.
No, jeszcze tego mi brakowało, żeby te wielkoludy mi ją wystraszyły swoim niespodziewanym wtargnięciem w tak małą przestrzeń, którą było moje mieszkanie. A które za ich sprawą sprawiałoby wrażenie jeszcze mniejszego. Musiałem więc interweniować. Najlepiej, jak najszybciej!
- Chłopaki, wszystko fajnie, ale nie dzisiaj – powiedziałem, nie zwracając w ogóle uwagę na składnie i sens wypowiedzianego przeze mnie zdania, machając przy tym rękoma, jakbym próbował odgonić od siebie natrętną muchę. Choć w sumie… chłopaki czasami byli nawet bardziej natrętni niż niejeden owad. Dlatego też musiałem szybko skończyć ten temat. Wiedziałem doskonale, że gdybym im pozwolił na skojarzenie faktów, nie miałbym jakiejkolwiek szansy, by się wydostać z szatni bez szwanku. Albo bez obstawy, która i tak nieproszona weszła by za mną do mojego mieszkania, czego w tym momencie nie chciałem. – Mam pewną, niecierpiącą zwłoki, sprawę do załatwienia – dodałem jeszcze.
I zanim rozległy się jakiekolwiek słowa sprzeciwu, wyszedłem z szatni, zamknięciem za sobą drzwi ucinając wszelakiego rodzaju spekulacje na temat tego, o co może mi chodzić. Na razie nie miałem zamiaru im cokolwiek mówić na temat Miśki, bo a nuż zapeszę, tak jak to było z Malwiną? Jeszcze mi się dziewczyna rozmyśli po tych trzech godzinach spędzonych dzisiejszego przedpołudnia z Aleksem i tyle z naszej współpracy będzie. A tego bym nie chciał…
Poza tym najpierw sam musiałem ją lepiej poznać, zanim zrobią to chłopcy.
- Hajnus, czekaj! – usłyszałem krzyk, kiedy tylko opuściłem Uranię.
A już myślałem, że mi się udało i że nikt za mną nie ruszy… Musiałem się jednak boleśnie rozczarować. Nie było sensu uciekać przed tym człowiekiem, który za mną podążał, bo i tak by mnie dogoni – w końcu każdy dobrze z nich wie, gdzie mieszkam. Dlatego też stanąłem i obejrzałem się, modląc się w duchu, żeby to tylko nie Bedni za mną biegł, bo jego z nich wszystkich najtrudniej jest się pozbyć. Na szczęście nie był to ani on, ani żaden inny kumpel jego pokroju, tylko Miły. Zniszczoł biegł za mną trochę w niekompletnym stroju. Widać było, że ubierał się w pośpiechu, pewnie dlatego, by móc mnie dogonić. Jedyne, czego tu nie rozumiałem, to to, dlaczego to robił? Cierpliwie jednak zaczekałem na niego.
- Co jest? – spytał Miły, kiedy już do mnie dotarł, narzucając na siebie jesienną kurtkę.
Dni bowiem powoli stawały się coraz chłodniejsze. A jeszcze niedawno krótka koszulka wydawała się być niepotrzebnym odzieniem. Nienawidzę, jak aura tak szybko się zmienia, bo to mi zawsze uświadamia, jak szybko mija czas…
- Nic, a co ma być? – wzruszyłem ramionami, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Bo jakoś tak dziwnie się zachowujesz – wyjaśnił mi Zniszczoł, bacznie mi się przyglądając. – Sam przecież mówiłeś, że jak mały będzie miał z kim zostać, to wreszcie nie będziesz musiał się spieszyć do domu, a tymczasem uciekasz od nas, jakby się paliło.
Westchnąłem, słysząc jego słowa. Miał rację. Przecież sam wciąż powtarzałem, jak to będę miał dobrze, kiedy w końcu znajdę odpowiednią dla Aleksa osobę – że nie będę musiał się spieszyć, zastanawiać nad tym, co u niego, czy czegoś nie zmalował i że w końcu będę mógł gdzieś sam wyjść. Albo z chłopakami. Do tego Miły znał dobrze moją sytuację. A nawet lepiej niż dobrze – jako jedyny z drużyny wiedział wszystko. Z kimś przecież musiałem pogadać na ten temat, a wszyscy, z którymi trzymałem się w zeszłym sezonie, jak na złość pozmieniali kluby. Co prawda mógłbym radzić się ich na odległość, ale to nie było to samo. Poza tym nie chciałem im przeszkadzać w aklimatyzowaniu się w nowym towarzystwie i otoczeniu. I w taki sposób właśnie zostałem sam w Olsztynie i – niestety – z coraz większą ilością problemów. Z Miłym jednak jakoś szybko udało nam się złapać dobry kontakt. Już od pierwszego dnia rozmawialiśmy ze sobą jak starzy, dobrzy kumple, a z każdym kolejnym nasza znajomość się zacieśniała. Na całe szczęście, bo gdybym go nie miał, to chyba bym zwariował od nadmiaru myśli. Od zawsze miałem tak, że musiałem się komuś wygadać z dręczących mnie problemów i wątpliwości, nie umiałem dusić tego w sobie, samemu analizować i podejmować decyzji – zawsze ktoś musiał mi w tym pomagać. A decydując się na sprowadzenie Aleksa do Olsztyna, problemów pojawiło się co nie miara i to takich, których się nie spodziewałem. Miły miał więc co wysłuchiwać. Dobrze, że chłopak ma do mnie (i w ogóle do otoczenia) wręcz anielską cierpliwość, bo inaczej mogłoby być ze mną źle…
Zniszczoł jednak nie znał najnowszych doniesień na polu poszukiwania opiekunki dla Aleksa, nie wiedział więc, jak wiele się od wczoraj zmieniło. I dlatego bez wahania opowiedziałem mu to, co wydarzyło się dzisiejszego poranka, nie pomijając żadnego, ważnego szczegółu.
- Coś ty zrobił?! – krzyknął Miły, kiedy doszedłem do momentu, w którym zostawiam Aleksa pod opieką Michaliny. Spojrzałem na niego zaskoczony. – Zostawiłeś go z kimś wziętym, ot tak, z ulicy? Czy ty nic w tej głowie nie masz? – pytał rozzłoszczony.
- Ale ona nie jest z ulicy, przecież przyszła się starać o tą pracę… – nie bardzo rozumiałem, o co to całe zamieszanie.
- A mało to dziwnych ludzi przychodzi na takie rozmowy? – spojrzał na mnie jak na idiotę, za którego chyba mnie w tym momencie uważał. – Właśnie dlatego się je przeprowadza, żeby takich osobników wyeliminować i wybrać odpowiednią kandydaturę. A ty tak z marszu dajesz komuś pracę. Przecież nic o niej nie wiesz! – krzyczał, nie mogąc uwierzyć w to, co zrobiłem.
- O, wypraszam sobie! Wiem, że ma na imię Michalina – oburzyłem się jego słowami.
I mimo że doskonale wiedziałem, iż w tym momencie stoję na straconej pozycji, nie mogłem przyznać się do błędu. W sumie to nie bardzo umiałem tego robić. I to nawet w takich chwilach, gdy ktoś miał rację. A Miłosz ją miał. Przecież – za wyjątkiem imienia – niczego o niej nie wiedziałem, a zostawiłem swojego syna pod jej opieką i to na trochę ponad trzy godziny! Chyba gdy rozdawali rozum, ja stałem w kolejce po wzrost…
Gdy ja dochodziłem do właśnie takich wniosków, Zniszczoł przejechał otwartą dłonią po swojej twarzy, ubolewając nad moją głupotą.
- W takim razie nie ma na co czekać, stary. Chodźmy – powiedział zdecydowanie, starając się być spokojnym, by jawnie nie zwyzywać mnie od idiotów. – Muszę obczaić tą twoją Michalinę.
- A Monika i obiad? – spytałem,  przypominając sobie, że jego żona zapewne nie będzie zadowolona z tego, że Miły znowu przeze mnie wróci później do domu.
- Jak kocha, to poczeka – zaśmiał się Zniszczoł, jakby to było naturalne.
Po chwili jednak już pisał do niej SMS-a z usprawiedliwieniem, dlaczego się spóźni. Pantoflarz jeden.
Tego mu jednak nie powiedziałem. Jeszcze niepotrzebnie by się na mnie zdenerwował.


***


- Już jestem! – krzyknąłem zaraz po tym, jak pchnąłem drzwi od swojego mieszkania.
Momentalnie uderzył mnie zapach… pomidorówki. To było dziwne. Czyżby moja mama przyjechała z niezapowiedzianą wizytą? Bo nikt inny, oprócz niej, w tym mieszkaniu nigdy niczego bardziej zaawansowanego od zupek w proszku czy makaronu nie gotował…
A jeszcze dziwniejsze było to, że nikt się nie odezwał na moje wezwanie. Gdyby to była mama, na pewno już by mnie ściskała na środku korytarza, twierdząc, że znowu zmizerniałem i że w ogóle o siebie nie dbam. Aleks też nie dawał znaku życia, jakby w ogóle nie przejął się tym, że jego ojciec wrócił z treningu. To było do niego niepodobne. Odłożyłem więc torbę na bok i podążyłem za tym pięknym zapachem. Miłosz szedł krok w krok za mną z nieprzejednaną miną, w ogóle się do mnie nie odzywając.
I takim oto sposobem wylądowaliśmy w kuchni.
- O, cześć! Już jesteś? – Miśka uśmiechnęła się do mnie lekko zdziwiona, prawdopodobnie moją obecnością tutaj, odwracając się od kuchenki gazowej, z której roznosił ten piękny zapach. – Tak właściwie, to nie mówiłeś mi, co leży w moich obowiązkach – zaczęła nieśmiało, spoglądając na mnie jakby trochę bojąc się tego, że zrobiła coś złego – więc mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że się tu troszkę porządziłam – dokończyła, po czym podeszła do nas i wyciągnęła rękę w stronę Zniszczoła. – Michalina jestem – przedstawiła się.
- Miłosz – Zniszczoł z ewidentną rezerwą uścisnął jej dłoń.
Chyba chciał być surowym jurorem w tym castingu na opiekunkę Aleksa. Albo coś w tym guście. W sumie to może i dobrze, że taki jest, bo gdybym znowu coś istotnego przeoczył, on przynajmniej zwróci mi na to uwagę. Miałem jednak nadzieję, że nie będzie niemiły dla dziewczyny, która przecież uratowała mnie przed ukręceniem głowy przez Krzysztofa, a do tego zrobiła mi normalny obiad. Nie miałem takiego od… odkąd wróciłem z rodzinnego domu, czyli dawno temu.
Boże, ja już nawet nie pamiętam jak smakuje maminy rosół!
- Ugotowałaś obiad? – spytałem Miśkę, nawet nie zwracając uwagi na to, że to ja powinienem ich sobie przedstawić. Byłem w takim szoku, że w tym momencie w ogóle ciężko kojarzyłem fakty. – Znaczy, nie mam ci tego za złe, skądże znowu, ale nie musiałaś.
- Olek zgłodniał i zażyczył sobie pomidorówki. Co prawda takiej, jaką robi jego babcia, ale po dość długich negocjacjach ustaliliśmy, że raczej nie jestem w stanie mu takiej zapewnić, więc zrobimy ją po mojemu – wyjaśniła, uśmiechając się przy tym. – Ale czekaj, ty coś trenujesz, nie? Mam nadzieję, że możesz jeść takie potrawy? Olek powiedział, że możesz, ale on zapewne zna się na żywieniu tak samo jak ja – zaśmiała się.
- W porządku, tak ładnie pachnie, że nawet gdybym nie mógł jeść, to bym się skusił – rozluźniłem się, słysząc swobodę i bezpośredniość w jej głosie. – Czego Krzysztof nie widzi, tego jemu sercu nie żal – sparafrazowałem ze śmiechem.
Czułem się w jej towarzystwie tak jakoś… swojsko. I sam nie wiedziałem, co to powodowało. Czyżby jej pozytywne podejście do życia? Naturalność? Swoboda? Normalność?
- Miło mi to słyszeć – Miśka tymczasem uśmiechnęła się promiennie w naszym kierunku. – W takim razie umyjcie ręce i już wam nalewam. Bo kolega też zje? – spytała, spoglądając na niego szeroko otwartymi oczami.
Miłosz nie bardzo wiedział, co ma jej odpowiedzieć, więc to ja potwierdziłem jego gotowość do spożycia obiadu. Zniszczoł chyba również był zaskoczony rozwojem sytuacji i nie potrafił za bardzo pojąć tego, co tu się dzieje. Miśka tymczasem wyglądała, jakby w ogóle nie zauważyła jego zmieszania, bowiem pokiwała głową i zaczęła nalewać zupę na talerze, w ogóle nie zwracając na nas swojej uwagi. Pociągnąłem więc Miłego za rękę w stronę toalety.
- Gdzieś ty ją znalazł? – spytał Miłosz, gdy tylko stanęliśmy nad umywalką.
- Coś znowu nie tak? – wystraszyłem się.
Czyżbym znowu zapomniał o czymś istotnym? Czyżby znowu umknęło mi coś, co nie powinno było? Ale co takiego mogło się stać w ciągu ostatnich kilku minut, że Miłoszowi Miśka nie przypadłaby do gustu?
- Nie, właśnie, że nie – zaprzeczył, uśmiechając się pod nosem. – Jest… taka naturalna w tym co robi, jakby to było takie normalne. Zwyczajne. I słyszałeś? Powiedziała na Aleksa Olek, a przecież sam mówiłeś, że on nie cierpi, gdy się tak do niego mówi – przypomniał mi.
Rzeczywiście, mały zawsze bardzo się buntował, gdy go któraś z babć nazywała Olkiem. Wielokrotnie się przez to nasłuchałem, że za bardzo wychowuję go w duchu nowoczesności i wymyślam dla niego jakieś nie polskie zdrobnienia, zamiast posługiwać się naszym, rodzimym językiem, a później on się tego uczy i nie pozwala mówić do siebie po ludzku. A tu proszę – Miśce przyszło to tak po prostu, od ręki.
- Jak się jeszcze okaże, że umie gotować, to chyba będę tutaj częstym gościem – zapowiedział mi Zniszczoł, gdy już wychodziliśmy z łazienki.
Uśmiechnąłem się pod nosem zadowolony z siebie. Bo jeżeli Miły mówi, że jest w porządku, to na pewno ma rację. On się przecież zna na ludziach. Ma do nich przysłowiowego nosa (w końcu kumpluje się ze mną, czyż nie?). Poza tym jest zdecydowanie bardziej rozsądny niż ja. Może dlatego, że starszy? Na pewno by nie przeoczył czegoś istotnego, co spowodowałoby, że Miśka nie byłaby odpowiednią kandydatką na opiekunkę dla Aleksa. Byłem o tym przekonany. I dziwnie spokojny, że mogę powierzyć jej opiekę nad synem. Dokładnie tak samo czułem się dzisiejszego popołudnia, gdy w tym pośpiechu to ona była jedynym wyjściem z sytuacji.
Chyba jednak nie jestem taki głupi i roztrzepany, za jakiego mnie uważają.
Wszedłem więc do pokoju niezwykle zadowolony z siebie i z dokonanej wczesnym rankiem decyzji, która – choć zrobiona na szybko – okazała się być naprawdę słuszna. Aleks siedział już przy stole i machał nogami w powietrzu, nie mogąc się doczekać, kiedy i my zasiądziemy obok niego i będzie mógł zacząć jeść. Jak stwierdziła Miśka na wejściu, sam się uparł, żeby na nas zaczekać, a teraz zachciało mu się spieszyć. I to do tego stopnia, że nawet nie chciał się z nami przywitać, tylko od razu zaczął siorbać zupę.
- Babcia robi lepszą – powiedział po chwili poważnym tonem głosu.
Zrobiło mi się głupio, gdy tylko to usłyszałem. Blondynka się postarała, mimo że nie musiała tego robić, a ten wyskakuje z takimi słowami. Nie wiem, po kim on to odziedziczył. Spojrzałem na niego ostro. Już miałem go upomnieć, że nie wolno tak mówić, ale przeszkodził mi w tym śmiech dziewczyny. Byłem zaskoczony taką reakcją Michaliny. Na jej miejscu wielu by się obraziło, a ona się śmiała w najlepsze, jak gdyby nigdy nic.
- Przecież mówiłam ci, że pod tym względem nigdy nie dorównam twojej babci – poczochrała go po głowie, wciąż się śmiejąc. – Ale mam nadzieję, że przynajmniej jest zjadliwa… – spojrzała na niego z ukosa, oczekując werdyktu.
- Jest druga w rankingu najlepszych zup jakie jadłem. Zaraz po babci – oznajmił poważnie Aleks.
- Ale mi się zaszczytne miejsce trafiło, hoho! – podziękowała mu.
Nie mogłem się nadziwić, do jakiej komitywy doszła ta dwójka w ciągu ostatnich godzin, podczas których miałem trening. Aleks, co prawda, zawsze szybko nawiązywał nowe znajomości, ale nigdy nie były one tak intensywne jak ta. Widziałem, że małemu spodobała się Miska, bo gdy opowiadał nam o tym, co robili przez ostatnie godziny, cały czas się uśmiechał, jak wtedy, gdy kupiłem mu dużą watę cukrową zaraz po jego przeprowadzce do Olsztyna, mimo że babcia nie kazała tego robić. Miśka w ogóle nie wtrącała się do relacji Aleksa z tego, jak to oboje kupowali w sklepie potrzebne produkty na zupę i jak mały pomagał jej w przygotowaniu, tylko ze spokojem jadła zupę, co jakiś czas przystawiając Aleksowi talerz pod nos, żeby nie polał sobie spodni. Wykazywała się dużą dozą cierpliwość w stosunku do małego, co było widać na pierwszy rzut oka. Z pewnością jej się to przyda w przyszłości w kontaktach z małym – można więc to wpisać po stronie plusów jej zatrudnienia, których z każdą chwilą było coraz więcej. A gdy tylko spojrzałem na Zniszczoła, wiedziałem, że muszę ją zatrzymać tutaj, choćby siłą. Miłosz wpatrywał się w Miśkę jak zaczarowany i gdybym nie wiedział, że jest żonaty i naprawdę szczęśliwy z Moniką, z miejsca pomyślałbym, że się w blondynce zakochał. Czułem się taki fajny, bo to w końcu ja ją znalazłem i ją zatrudniłem.
Choć tak właściwie to ona do mnie przyszła, a my jeszcze niczego nie podpisaliśmy… Ale w tym momencie w ogóle mi to nie przeszkadzało w byciu dumnym z samego siebie.
Obiad minął więc nam w naprawdę miłej atmosferze. Aleks tak nas zabawił rozmową, że praktycznie oprócz niego żadne z nas się nie odezwało. Miły zaraz po zjedzeniu obiadu podziękował Miśce i ulotnił się w pośpiechu z mieszkania, niemal w podskokach, udając się do rodzinnego gniazdka (gdzie pewnie dostanie drugi obiad, szczęściarz!), a Miśka zabrała się za zmywanie, uprzednio włączając małemu bajkę, co by się czymś zajął i nie marudził, że mu się nudzi. Postanowiłem jej pomóc, co, o dziwo, nie spotkało się z jakimkolwiek sprzeciwem z jej strony. Dzięki wspólnej pracy bowiem mogłem posłuchać relacji z dzisiejszego dnia z jej perspektywy. I w sumie to nie bardzo różniła się od tego, co mówił przy obiedzie Aleks.
- Mogę mieć do ciebie trochę dziwne pytanie? – spytała mnie Miśka, kiedy już pozmywaliśmy, a między nami zaległa trochę niezręczna cisza.
- Wal – odpowiedziałem, przyglądając się jej uważnie.
- Czy wszyscy twoi koledzy są takiego wzrostu? – spytała nadzwyczaj poważnie.
- Tak, w siatkówce to jest normalne – wyjaśniłem. – A dlaczego pytasz? – zainteresowałem się.
- Nie, tak tylko – wzruszyła ramionami, jakby trochę speszona. – Po prostu nigdy nie miałam do czynienia z dwumetrowymi ludźmi i mi tak trochę dziwnie w ich towarzystwie… Ale się do tego przyzwyczaję, o ile to będzie konieczne – uśmiechnęła się.
- Chyba będziesz do tego zmuszona, bo musisz wiedzieć, że u nas wieści dość szybko się rozchodzą i jak tylko chłopaki dowiedzą się, że tak dobrze gotujesz, to będą się zabijać o to, aby móc wpaść tutaj na obiad – zaśmiałem się, starając się być równie swobodny, co Miśka kilkanaście minut temu.
- W sumie to może nawet i lepiej, bo jakoś nie umiem gotować dla jednej osoby… – westchnęła, miętoląc w rękach ścierkę, jakby nie bardzo wiedziała, jak ma się w tej chwili zachować.
Coś ją gryzło, to było widać na pierwszy rzut oka. Chciała o coś zapytać, ale nie bardzo wiedziała, jak ma to zrobić. Ja też momentalnie poczułem się jakoś tak nieswojo w jej towarzystwie, co było dość dziwne. Spędziłem z nią może trochę ponad godzinę i taka sytuacja wydała mi się nienormalna. Ale chyba wiedziałem z czego to wszystko wynika. I sam musiałem przejąć inicjatywę.
- Skoro mały ogląda bajki, to myślę, że mamy trochę czasu, by wreszcie porozmawiać na temat naszej współpracy – zacząłem więc, wskazując jej miejsce naprzeciwko siebie i prosząc, by na nim usiadła. – Bo mam nadzieję, że te trzy godziny z Aleksem cię nie wystraszyły i że nadal chcesz tą pracę? – spytałem, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo nie chcę usłyszeć jej odmowy.
- Skądże znowu – Miśka zaprzeczyła od razu i zrobiła to zdecydowanie. A mi kamień spadł z serca. – No chyba, że to ty się rozmyśliłeś…
- Nawet gdyby tak się stało, to widząc Aleksa, musiałbym zmienić zdanie – stwierdziłem z uśmiechem.
Blondynka rozpromieniła się od razu, słysząc to, po czym, jakby uspokojona, mogła wreszcie wygodnie rozsiąść się na swoim miejscu i posłuchać tego, co mam jej do zaproponowania.

6 komentarzy:

  1. Suuper jest :D jestem bardzo ciekawa jak to się rozwinie :) pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmiecham się jak głupia teraz ;) Tak fajnie to piszesz. Kocham Olka i Michalinę. Tak sielankowo jest ;) Ciekawa jestem dalszych losów bohaterów, bo z pewnością będzie zabawnie z małym ;)
    Czekam na następny :)
    Jeżeli znajdziesz wolną chwilkę zapraszam do siebie na 4 rozdział historii o Włodim ;) eternalantidote.blogspot.com/2014/07/rozdzia-iv.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiłam, nadrobiłam, biorę. Piszesz tak swobodnie, że czytając to z radości uśmiechałam się do monitora. :)
    Ogromny plus za Haina. Uwielbiam go, a nie ma zbyt dużo historii z jego udziałem, a przynajmniej nie znalazłam żadnej już dawno. Ze swojej strony mogę obiecać, że będę czytać każdy rozdział i w miarę możliwości je komentować. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. małe dzieci są okrutnie rezolutne jeśli chodzi o innych, później gdzieś to tracimy. I sama nie wiem co mam Ci napisać. Michalina złapała doskonały kontakt z Aleksem co świadczy, że zostanie tu na dłużej. Miły chyba też zmienił zdanie o niej. Więc się większość układa :)
    buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  5. W sumie to ja też się zdziwiłam, że Hain z dość pobłażliwą lekkomyślnością zostawił swego pierworodnego pod opieką dopiero co poznanej dziewczyny, ale wszystko zrzuciłam na niewątpliwy urok osobisty panny Michaliny. ;d A tu klops! Bo okazuje się, że ktoś, kto jeszcze nie stanął z naszą zadziorną, aczkolwiek ujmującą, bohaterką twarzą w twarz jest skłonny zrównywać ją z szeregiem dziwnych kandydatek na nianię i przypisywać same najgorsze cechy! ;D To się Zniszczoł musiał zdziwić na widok charakteru blondynki... Nie mniej niż na widok niej samej. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, kogo on się spodziewał. ;d Trzeba Miłemu jednak oddać, że jest prawdziwym kumplem - takim, co to i do tańca, i do różańca.. Widać, iż siatkarz z troską i zażyłością podchodzi do Piotrka, co robi na mnie fantastyczne wrażenie. W ogóle, męska przyjaźń chyba na zawsze pozostanie dla mnie jedną wielką zagadką.. ;d Co do Miśki, to ona rzeczywiście świetnie urządziła się w domu Haina! Nie dość, że złapała podziwu godny kontakt z chyba odrobinę pozostającym na uboczu Olkiem - o, pardon, Aleksem - to jeszcze okazała się prawie mistrzynią kuchni domowej. ;d Będąc na jej miejscu, nawet po otrzymaniu zezwolenia od brzdąca, którym się zajmuję, bałabym cokolwiek ruszyć w obcym domu, no, ale ja na bank nie jestem tak rezolutna jak Miśka i nie umiałabym z twarzą wyjść z podobnej próby... A może się mylę? No, nic. Jedyne, co jeszcze mogę dodać to to, że i Hain, i Hradecka mają ze sobą więcej wspólnego niż myślą. Ot, choćby niemiłe doświadczenia miłosne...
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Cud, miód i malina, jesteś geniuszem, Szanowna L. ;)
    P.S. Ohhh, Bedni... *bełt* :D

    OdpowiedzUsuń