Następnego dnia,
momentalnie po otworzeniu oczu, odczułam skutki wczorajszych szaleństw.
Wszystko – a już zwłaszcza wydarzenia wczorajszego wieczoru – widziałam jak
przez mgłę, a w głowie mi szumiało, jakbym płynęła jakimś statkiem. Całe
szczęście, że nie miałam choroby morskiej… a przynajmniej nic mi na ten temat
nie było wiadomo. Najgorsze jednak było dopiero przede mną, bowiem to, co
dotarło do mnie chwilę później, otrzeźwiło mnie lepiej niż kawa czy kubeł
zimnej wody. Była to chwila, w której odzyskałam już w pełni świadomość i…
poczułam czyjąś rękę obejmującą mnie w pasie.
- O kurwa! –
przeklęłam, gdy tylko odwróciłam głowę w bok i zobaczyłam tam… smacznie śpiącego
obok mnie Pawła.
Po chwili
zorientowałam się, że najprawdopodobniej jesteśmy u niego, ja mam na sobie
tylko jego koszulkę, moje rzeczy porozrzucane są po podłodze, a on też ilością
ubrań założonych na siebie nie grzeszy. Przeraziłam się nie na żarty, bo to
oznaczało tylko jedno – przespałam się z kumplem mojego pracodawcy, no lepiej
być nie mogło!
Tfu,
przepraszam, mojego BYŁEGO już pracodawcy. Wciąż jakoś nie potrafię sobie tego
do końca uświadomić…
Miałam teraz jednak
inny problem, niż utrwalanie sobie w głowie, że już nie pracuję u Haina, że
jestem bezrobotna i więcej nie zobaczę się z Olkiem, bo mój nagły i głośny
krzyk rozbudził mojego towarzysza, przez co ciche wymknięcie się z jego mieszkania
i nie pojawienie się już nigdy więcej na jego drodze, nie wchodziło w grę.
- Miśka… – mruknął
zaraz po tym, jak otworzył oczy i mnie ujrzał.
A najgorsze było
to, że się do mnie uśmiechnął w taki sposób, jakby był niezwykle zachwycony
tym, że mnie tu widzi.
- Ciii, ciii,
śpij – szepnęłam, próbując jeszcze chwycić się resztek szansy na ucieczkę, zanim
ten się na dobre rozbudzi.
Z marnym
skutkiem, niestety.
- Jak mógłbym
spać, mając obok siebie takiego anioła? A raczej anielicę – sprecyzował,
uśmiechając do mnie się zawadiacko.
Nie pomagał.
Wcale a wcale.
Nie wiedziałam tak naprawdę, co
mam teraz począć. W końcu nikt mnie nie uczył, jak się zachować w takiej
sytuacji. Jego nagi i umięśniony tors, będący tuż na wyciągnięcie mojej ręki, też w
niczym mi nie pomagał. A wręcz przeszkadzał, bowiem przez to nie mogłam zebrać
myśli i nie miałam pojęcia, gdzie mam podziać swoje oczy, by się na niego perfidnie
nie gapić. Do tego na usta cisnęło mi się jedno, zasadnicze pytanie, ale… nie
wiedziałam, w jaki sposób mam je zadać, co by uzyskać satysfakcjonującą mnie
odpowiedź i przy tym nie urazić Pawła.
- Czy my… –
zaczęłam nieśmiało po chwili, w końcu zbierając się na odwagę, by go zapytać o
to, co mnie teraz trapiło.
Bo ja naprawdę
niczego ze wczorajszego wieczora nie pamiętałam od momentu, w którym ruszyliśmy
na parkiet. Potem najzwyczajniej w świecie urwał mi się film.
- Jeśli pytasz o
to, czy spaliśmy ze sobą – zaczął Paweł, powoli ważąc słowa i idealnie
domyślając się, o co mi chodzi – to tak. Ale tylko spaliśmy – dodał po chwili,
widząc moje przerażenie wymalowane na twarzy.
- Co? – spytałam
głupio, bo go kompletnie nie zrozumiałam w tym momencie.
- Nie pamiętasz?
– zdziwił się. W odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. – Najpierw mnie nie
kojarzysz, teraz nie pamiętasz tego, co wczoraj robiliśmy. Niedobrze z tobą,
moja droga – oświadczył mi ze śmiechem. – Wiesz, że mógłbym ci teraz każdy kit
wcisnąć, a ty byś musiała mi w to uwierzyć? – podpuszczał mnie, przyglądając mi
się dokładnie.
- Wiem, ale wiem
też, że byś mi tego nie zrobił – odpowiedziałam pewna swego. Nie wiem, skąd
brałam ów pewność, ale w ogóle nie mieściło mi się w głowie, by Paweł mógł mnie
okłamać. – No więc, to jak było naprawdę? – dopytywałam.
Siatkarz
uśmiechnął się nikle pod nosem, jakby miał zamiar się jeszcze przez jakiś czas nade
mną pastwić i nic mi nie powiedzieć.
- Wczoraj, gdy
wychodziliśmy – zaczął w końcu, dokładnie w momencie, w którym otwierałam usta,
by jakoś przyśpieszyć jego odpowiedź – odczytałaś smsa od swojej
współlokatorki, że tej nocy będziecie miały gościa… a raczej, że ona będzie go
miała i ty stwierdziłaś, że tam nie wracasz i że nie masz gdzie spać. No to
zaproponowałem ci nocleg u siebie i własne łóżko, ale nie chciałaś się zgodzić
na to, abym spał na kanapie, bo jak stwierdziłaś, jest dla mnie za krótka. Ja
jednak nie mogłem pozwolić na to, abyś to ty na niej spała, w końcu byłaś moim
gościem. I tak sprzeczaliśmy się ze sobą dobrych kilka minut, aż ostatecznie
stwierdziłaś, że przecież możemy spać razem w moim łóżku, bo bez problemu się
zmieścimy – zakończył.
- I… i nic z
tych rzeczy? – spytałam, patrząc na niego podejrzliwie.
- Rączki miałem
przy sobie – zapewnił mnie, unosząc je w górę na potwierdzenie. – Wszystko inne
również – dodał, uśmiechając się pod nosem.
- W takim razie
dlaczego mam na sobie twoją koszulkę? – dopytywałam, wciąż węsząc tu jakiś
podstęp.
- A co, miałaś
się kisić w tym gorsecie? – zdziwił się i był w tym totalnie autentyczny.
A mi ulżyło, gdy
tylko to usłyszałam i utwierdziłam się w tym, że na serio wczoraj nic niepożądanego
między nami się nie wydarzyło. Aż uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wyglądasz
teraz, jakbyś poczuła wielką ulgę – wytknął mi Paweł.
- Bo tak jest –
potwierdziłam to od razu, nawet nie zastanawiając się nad tym, że ta odpowiedź
może urazić jego męskie ego. Dopiero po chwili zorientowałam się, jaką gafę
palnęłam, gdy zobaczyłam, jak mu mina zrzedła. I szczerze, to trochę zrobiło mi
się go żal, dlatego kontynuowałam: – Po prostu nie lubię komplikować sobie już
i tak mocno skomplikowanego życia…
Paweł
przytaknął, ale jego twarz już nie była tak rozpromieniona jak chwilę temu.
Bałam się trochę tego, co chodziło mu teraz po głowie… Nawet nie chciałam
wiedzieć, co tam teraz w niej było.
- To może w
ramach wdzięczności za tę noc zrobię nam jakieś śniadanie – zaproponowałam, nie
mogąc już dłużej wytrzymać tej ciszy.
I – jeśli mam
być szczera – chcąc się uwolnić od niego choćby na momencik.
- Nie, to ja je
zrobię, a ty tu sobie leż – zaprzeczył nagle Paweł, co mnie trochę zaskoczyło. –
W końcu jesteś moim gościem! – przypomniał mi i już zrywał się z łóżka, by
ruszyć do kuchni tak, jakby nagle wrócił mu jego dobry humor sprzed kilku
minut.
- Kpisz czy o
drogę pytasz? – spojrzałam na niego jak na idiotę. – Nie dość, że mnie
przechowałeś, to jeszcze masz mi śniadania robić? Niedoczekanie! – oburzyłam
się, również wstając z łóżka.
- Tak mówisz? – Paweł
spojrzał na mnie przenikliwym spojrzeniem, przekrzywiając przy tym głowę i
uśmiechając się do mnie zawadiacko. – To w takim razie najpierw musisz mnie
dogonić – oznajmił mi po chwili.
I tym oto
sposobem rozpoczęła się gonitwa do kuchni, którą… przegrałam. Ale to nie moja
wina, że Paweł jest większy i silniejszy ode mnie, i że to wykorzystał na swoją
korzyść, siłą przytrzymując mnie w łóżku, a potem zabarykadował mnie w
sypialni! Udało mi się jednak jakoś stamtąd wydostać po negocjacjach z mym
oprawcą i… ostatecznie śniadanie zrobiliśmy wspólnie, niczym stare dobre
małżeństwo.
Tfu, Hradecka, wypluj
to lepiej. To nie czas i miejsce na takie deklaracje.
***
I znowu wpadłam
w wir wysyłania swojego CV gdzie popadnie, chodzenia w przeróżne miejsca i
imania się złudnej nadziei, że gdzieś mnie przyjmą. Tym razem jednak nie było
lepiej niż poprzednio. A może nawet i gorzej, bowiem czułam się niesprawiedliwie
potraktowana przez Piotrka. Wiem, powinnam była wrócić do mieszkania numer
jedenaście i wbić Hajnusowi do głowy, że się myli co do mnie, tyle tylko że…
nie miałam na to żadnych dowodów. Poza tym tylko winny się tłumaczy, a ja nią
nie byłam ani się taką nie czułam, dlatego też nie dążyłam do kolejnego
spotkania z siatkarzem i zostawiłam to tak, jak jest. Nie walczyłam, bo czułam,
że cokolwiek bym nie zrobiła i tak jestem na straconej pozycji. Może właśnie tak
musiało być? Może nawet lepiej, że tak się stało? Właśnie to próbowałam sobie wmówić,
ale – jeśli mam być szczera – to nie bardzo mi to wychodziło, zwłaszcza, gdy
przed moimi oczami stawał obraz śmiejącego się Olka. Zdecydowanie za mocno
pokochałam tego chłopca i to w tak krótkim okresie czasu, przez co teraz nie
potrafiłam znaleźć dla siebie miejsca…
W tych ciężkich
dla mnie chwilach pomagał mi… Paweł Adamajtis. Kto by pomyślał, że kumpel
Hajnusa, którego do tej pory kompletnie nie kojarzyłam, po jednej wspólnej nocy
stanie się dla mnie taką podporą? Jego smsy rozweselały mnie w te ponure dla
mnie dni, a to, że trzymał za mnie kciuki i mi dopingował, dodawało mi odwagi i
wiary, że jednak uda mi się tu coś znaleźć, przez co nie będę zmuszona po
raz kolejny się przeprowadzać. Albo, co gorsza, by wrócić do ojca.
Poza tym łączyła
nas jeszcze jedna sprawa. Podobno wśród chłopaków rozeszła się plotka, że się z
Pawłem… spotykamy. Jako para. Jak to się stało? I skąd to wiem? Otóż niedługo
po moim wyjściu ów ranka z mieszkania Adamajtisa zadzwonił do mnie zaaferowany
całą sytuacją Paweł.
- Przed chwilą
był u mnie Biku. Nie uwierzysz, co on wymyślił! – zaczął na wstępie, nawet się
ze mną nie witając.
Choć w sumie to widzieliśmy
się kilkadziesiąt minut temu.
- A kto to Biku?
– spytałam, kompletnie nie interesując się tym, na co ów gościu wpadł o tak
wczesnej porze.
I tak dobrze
wiedziałam, że Paweł zaraz powie mi, o co chodzi.
- A taki mały,
natrętny trochę niczym Bedni, był wtedy z nami w mieszkaniu u Hajnusa – siatkarz
zaczął mi to tłumaczyć tak od niechcenia. – Zresztą to nieważne. On cię
widział! – krzyknął po chwili.
- I co z tego? –
zdziwiłam się, nie widząc w tym nic złego. – Dużo osób mnie widuje.
- No, ale on cię
widział, jak wychodziłaś dzisiaj ode mnie rano z mieszkania i… i no wiesz, co
sobie pomyślał – mówił trochę speszony.
Swoją drogą, to
każdy by to sobie pomyślał, gdyby rozanielona dziewczyna wyszła z mieszkania
faceta porą przedpołudniową. Bo gdyby wyszła cichaczem o poranku to oznaczałoby
to, że ucieka. Ale jeśli wychodzi później, to oznacza, że było dobrze i że
zjedli jeszcze wspólnie śniadanie. Co w sumie w naszym przypadku było prawdą.
Ale Paweł to nie
wszyscy. On był zbyt grzeczny, żeby myśleć o TAKICH rzeczach.
- I co,
przyszedł zapytać jak było? – spytałam ze śmiechem, bo ta sytuacja naprawdę
zaczynała mnie bawić. Odpowiedziała mi jednak głucha cisza, co odebrałam za zgodę.
– To miło z jego strony – śmiałam się w najlepsze.
- Miśka, czy ty
nic nie rozumiesz?! – oburzył się Adamajtis. – Przecież on tego nie zostawi dla
siebie, bo nie byłby sobą i teraz wszyscy się dowiedzą, że ze sobą… spaliśmy – zakończył
i mogę dać sobie rękę urwać, że spalił przy tym buraka.
- Bo ty go
oczywiście z błędu nie wyprowadziłeś.
- No wiesz…
jakoś tak… nie wyszło – jąkał się zakłopotany.
Zaśmiałam się,
bo najbardziej zabawne w tym wszystkim było zakłopotanie mojego rozmówcy właśnie.
- Nie rozumiem
jednak, dlaczego do mnie dzwonisz i mi to mówisz – powiedziałam po chwili,
starając się być przy tym osobą poważną, choć przychodziło mi to z niemałym
trudem. – Przecież ja i tak już więcej ich nie zobaczę, bo nie będę miała ku
temu okazji i sposobności…
- Bo wiesz, ja naprawdę
nie chcę, żeby oni o tobie źle myśleli, ale jakoś tak… no… nie umiałem
zaprzeczyć… – jąkał się.
- Paweł, Boże!,
to jest naprawdę słodkie, że tak się martwisz o moją reputację, ale zrozum, że
mnie ich zdanie za grosz nie obchodzi – wyjaśniłam mu tonem, jaki używam do
rozmów wychowawczych z dziećmi. – A jeśli dzięki temu będą cię lepiej traktować, to cieszę
się, że ci pomogłam.
- Co? Skąd to
wiesz? – zdziwił się.
Nie, on był
przerażony tym, że wiem.
- Ty też wczoraj
nie byłeś najtrzeźwiejszy i to, i owo mi zdążyłeś powiedzieć, zanim na dobre straciłam
kontakt z rzeczywistością – wyjaśniłam. – I nie przejmuj się nimi, i ich
gadaniem. Fajny facet z ciebie, wiele dziewczyn woli takiego opiekuńczego,
wrażliwego i troskliwego chłopaka, nie wszystkie jara jakiś nieczuły bad boy, wierz mi, wiem, co mówię –
powtarzałam mu to, co mówiłam wczoraj, bo widocznie nie tylko ja mam słabą
pamięć.
I mówiłam to
całkiem poważnie, bo Paweł był na swój sposób uroczy. Nie w moim typie, ale na
pewno wiele dziewczyn uznałoby go za swój ideał.
- Wow, dziękuję
– odpowiedział chyba tym wyznaniem zaskoczony. – A ty na kogo czekasz? – spytał
jakoś dziwnie ośmielony.
- Aktualnie to
czekam aż mnie Kora wpuści do budynku, bo zapomniałam wczoraj zabrać z
mieszkania kluczy i sterczę teraz jak ta idiotka pod zamkniętymi drzwiami, a
ona się pewnie bawi w najlepsze tam na górze – narzekałam. – Całe szczęście, że
mnie nakarmiłeś, bo to chyba może dłużej potrwać – zaśmiałam się.
- Cała
przyjemność po mojej stronie – odpowiedział, darując sobie drążenie
poprzedniego tematu, orientując się, że mu nic więcej nie powiem.
- Do tego muszę
ci się do czegoś przyznać – westchnęłam, mając zamiar kontynuować tę rozmowę
dopóki Kora z łaski swojej nie ruszy swej wielmożnej dupy i mi nie otworzy, bo
samej jakoś nie chciało mi się tu sterczeć. – Chyba wczorajszy wieczór wciąż mi
uderza do głowy, bo wydaje mi się, że ktoś mnie śledzi…
Rzeczywiście,
miałam jakieś dziwne uczucie, że ktoś za mną idzie, odkąd tylko wyszłam z
mieszkania Adamajtisa. Ale gdy tylko się oglądałam, to nikogo za sobą nie
widziałam. To uczucie jednak z każdym momentem się potęgowało, gdy
przyśpieszałam, on/a przyśpieszał/a, gdy zwalniałam, zwalniał/a. Wciąż czułam
na swoich plecach czyiś oddech, jakbym miała jakąś przyczepkę…
- Mam
przyjechać? – spytał Paweł od razu, zmartwiony tym wielce. – Jedno twoje słowo
i już jestem – zapewnił mnie.
- Nie po to ci
to mówiłam, głupku, żebyś gnał tu do mnie na łeb na szyję – zaśmiałam się,
jednak nie powiem, że nie zrobiło mi się przyjemnie na te słowa. – Wszystko
jest w porządku, to tylko takie dziwne… – zamilkłam.
Nie tego się
spodziewałam. Tak właściwie to miałam nadzieję, że już wszystko zostało
załatwione, że już nie muszę się tym martwić, że przeszłość mnie tu nie dogoni.
Było jednak inaczej, a ten, który zagrodził mi w tym momencie drogę, udowadniał
mi właśnie, że jeszcze nie stanęłam na nogi…
- Miśka?
Wszystko dobrze? – pytał Paweł zmartwiony moją nagłą ciszą w słuchawce.
- Tak, tak, jak
najbardziej – zapewniłam go w pośpiechu. – Muszę kończyć, bo Kora właśnie się
zorientowała, że dobijam się do drzwi – skłamałam gładko. – Do usłyszenia kiedy
indziej – dodałam, po czym się
rozłączyłam, nie dając mu nawet cokolwiek powiedzieć.
Włożyłam telefon
do torebki i spojrzałam w ów twarz. Uśmiechnął się dokładnie w ten sam swój
obleśny sposób, co kiedyś.
- Witaj,
złociutka. Myślałaś, że jak się przeprowadzisz, to o tobie zapomnimy? – zaśmiał
się złowieszczo. – Nic z tych rzeczy, moja droga, przed nami nie da się uciec,
powinnaś o tym doskonale wiedzieć.
A potem
widziałam już tylko ciemność.
***
- Ty imbecylu! –
usłyszałem od razu po otworzeniu drzwi, do których od kilku chwil dobijał się
Miły z Monią. – Kompletny debilu! – kontynuował Zniszczoł, jednocześnie wchodząc
do środka.
Nie ma to jak
miłe powitanie z ust przyjaciela, mówię wam.
- Może mógłbyś
pohamować swoje odzywki przy moim dziecku? – obruszyłem się trochę.
Już i tak Aleks
od tygodnia był na mnie wściekły o tę akcję z Miśką, a Miły zamiast mnie
wspierać i pomagać mi w odzyskaniu jego zaufania, to mi jeszcze dokładał. I to
nie tylko w taki sposób, bo do jego obraźliwych tekstów na mój temat zdążyłem
się już przyzwyczaić, ale przede wszystkim tym, że stanął murem za blondynką, a
nie za mną, kompletnie mnie nie rozumiejąc. Nie przyjmował do wiadomości moich
argumentów. A ja zwyczajnie musiałem tak zrobić, bo nie mógłbym zostawiać
mojego dziecka pod opieką osoby, której przestałem ufać.
- Niech wie,
jakiego ma ojca idiotę! – kontynuował niczym niezrażony Zniszczoł.
- Miłosz! –
skarciła go Monia, chyba już nie mogąc znieść jego gadania.
Co prawda ona
też nie pochwalała mojej decyzji, ale przynajmniej tak jawnie mnie na każdym
kroku nie krytykowała. Ba, nawet obiecała mi zająć się małym dopóki nie znajdę
kogoś odpowiedniego na miejsce Hradeckiej.
Choć, jeśli mam
być całkowicie szczery, było to bardzo trudne…
- Kochanie, ale
jak mam mu w inny sposób uświadomić, że miałem rację? – Miłosz spytał ją, będąc
już całkowicie spokojnym i łagodnym człowiekiem.
Muszę
powiedzieć, że Monia ma niezłą siłę perswazji. Jedno jej słowo, a ten już jest
cicho. Też chciałbym tak umieć, bo odkąd tylko znam Miłego, to właśnie w taki
sposób się nade mną pastwi. A odkąd zwolniłem Miśkę, to już w ogóle.
Uważam, że
zdecydowanie przesadzał.
- Normalnie –
Monia spojrzała na niego jak na idiotę, po czym zabrała Aleksa do pokoju, żeby
dać nam swobodę, bo podobno mieliśmy do pogadania.
- O czym tym
razem chcesz ze mną rozmawiać? – spytałem, kiedy już Monia z Aleksem zniknęli
za drzwiami, wzdychając przy tym cierpiętniczo. – Znów będziesz próbował
wpłynąć na moją decyzję?
- Nie, tym razem
chcę ci zakomunikować, że miałem rację, bo informacji o Aleksie nie sprzedała
mediom Miśka! – krzyknął triumfalnie Miły.
- Jak nie ona,
to kto? – spytałem, nie rozumiejąc go i będąc już znudzony rozmowami na jeden i
ten sam temat. – Naprawdę wciąż uważasz, że moje pojawienie się z małym w
Spodku wzmogło taką falę domysłów i plotek…
- To Malwina! –
Zniszczoł nie wytrzymał mojego gadania i przerwał mi wpół zdania. – Ta twoja
była niedoszła opiekunka – dokończył już spokojniej.
A mnie zatkało.
To rozwiązanie by mi nigdy do głowy nie przyszło. Już chyba prędzej uwierzyłbym
w pierwotną wersję Miłosza, że ktoś uchwycił naszą dwójkę na hali i puścił taką
wiadomość w obieg, nie licząc się z tym, jaką burzę w nocniku to może wywołać.
Choć i to było dla mnie nie do pojęcia.
Tak jak i to,
kogo obchodzi moje życie prywatne. Po co?
- Skąd wiesz? –
spytałem, kiedy już na trochę ochłonąłem.
- Popytałem tu i
ówdzie i, jak się okazało, znajomości w mediach czasem się przydają. No i po
prośbach, i małych groźbach – zaśmiał się – od nitki do kłębka wiem już, co i
jak. Twoje zdjęcie z Aleksem ze Spodka wywołało falę domysłów, ale niczym nie
popartych. Dopóki ruda nie zadzwoniła i
ich nie potwierdziła. A potem już poszło.
- Ale jesteś tego
pewien? – spytałem słabo, bo nie chciałem po raz kolejny kogoś pochopnie
ocenić.
Już i tak to
zrobiłem. I jak widać po „śledztwie” Zniszczoła – zupełnie niesłusznie.
- Rozmówiłem się
z nią i wszystko potwierdziła – odpowiedział zadowolony z siebie. – Tamci, dla których zrezygnowała
z pracy u ciebie, zwolnili ją po tygodniu. Chciała wrócić, ale okazało się, że
wakatu już nie ma…
- Taka zemsta? –
zdziwiłem się.
Nie mieściło mi
się w głowie, że taka rozsądna osoba, jaką wydała mi się być pani Malwina, może
kierować się tak niskimi pobudkami.
- Nie, raczej
brak środków ją do tego zmusił – wyjaśnił Miły, chyba nawet jej trochę
współczując. – Ale jeśli nadal mi nie wierzysz i chcesz się upewnić, że znowu
nie zmyślam, to do niej zadzwoń, a wszystko potwierdzi – powiedział z widoczną
urazą w głosie.
No tak, od
początku mi powtarzał, że Michalina by tego nie zrobiła, ale ja nie umiałem w
to uwierzyć. Blondynka znała sytuację najkrócej z nas wszystkich, nie ufałem
jej więc na tyle, aby oskarżyć o to kogoś innego, bardziej dla mnie zaufanego.
Do tego jej pokorne przyjęcie mojej decyzji i brak jakiegokolwiek sprzeciwu
utwierdził mnie w przekonaniu, że mam rację. Choć może ja ją wtedy zwyczajnie
zaskoczyłem? Może uniosła się dumą i honorem, nie mając zamiaru mi się tłumaczyć
z czegoś, czego nie zrobiła? Nie wiem, może gdybym najpierw z nią porozmawiał
tak na spokojnie, to by do tego nie doszło… Ale ja zawsze byłem w gorącej
wodzie kąpany.
I teraz mam za
swoje.
- Co ja mam
teraz zrobić? – spytałem, łapiąc się za głowę, bo to było dla mnie za wiele,
jak na jeden moment.
Dopiero teraz tak
naprawdę dotarło do mnie, co najlepszego zrobiłem. Oskarżyłem Bogu ducha winną
osobę, która do tej pory tak bardzo mi pomagała i mnie wspierała w samotnym
wychowywaniu dziecka. Skrzywdziłem tym nie tylko ją, ale przede wszystkim
mojego własnego syna.
Jestem głupi,
Zniszczoł ma rację.
- Jak to co? –
zdziwił się Miły moim pytaniem. – Kupić największy bukiet kwiatów, jaki mają w
kwiaciarni, pójść do niej i błagać ją na kolanach, by wróciła, bo sam sobie nie
radzisz – odpowiedział, jak zawsze doskonale wiedząc, co mam począć.
- Bo ja ci wciąż
pomagać nie będę – dodała Monia, pojawiając się w pomieszczeniu dosłownie znikąd.
A z nią wszedł tu również mój syn, który teraz patrzył na
mnie szeroko otwartymi oczami z wymalowaną w nich dziecięcą ufnością.
- Tato, to prawda, że idziesz
do Misi? – spytał z doskonale wyczuwalną nadzieją w głosie, widocznie dobrze słysząc końcówkę mojej rozmowy ze
Zniszczołem.
Pokiwałem głową,
kucając tuż przy nim.
- I ona wróci? –
dopytywał.
- Obiecuję ci,
synu, że nie wrócę do domu bez niej – powiedziałem naprawdę poważnie, doskonale zdając sobie
świadomość z tego, co mu właśnie obiecuję.
A on? On momentalnie wtulił
się we mnie z niesamowitą mocą i radością, jaką dawno u niego nie widziałem. I to tylko dlatego, że blondynka ma wrócić...
Boże, co ta
dziewczyna z nami zrobiła? Zmieniła nasz nie do końca poukładany w świat w… w
jeszcze większy bałagan.
_______________________
I nikt się nie
domyślił, co wymyśliłam, ha!