środa, 18 lutego 2015

7. Zaskoczenie.



Miesiąc później.



Jedyne, co byłam w stanie zrobić po powrocie do domu, to dowlec się jakoś do swojej kanciapy i rzucić się na łóżko. I tak, już od dobrych kilkudziesięciu minut, bez jakiegokolwiek ruchu, wgapiałam się tępo w ścianę, szukając w niej odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Z tego wszystkiego nawet zdążyłam zapomnieć, że jeszcze chwilę temu zwyczajnie chciało mi się siku. Ale byłam w szoku – to by wszystko wyjaśniało. Nie miałam bowiem zielonego pojęcia, co się tak właściwie dzisiaj stało. Przecież wszystko szło tak dobrze! Było tak pięknie! Od półtora miesiąca wszystko (dosłownie WSZYSTKO) się układało jak najlepiej tylko mogło, aż zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Może to był właśnie mój błąd, bo przez to straciłam czujność? W końcu najbardziej niespodziewane rzeczy dzieją się dokładnie wtedy, gdy nie zajmują nam one jakiegokolwiek miejsca w naszej głowie. A to, co się dzisiaj wydarzyło, w ogóle nie miało tam swojego miejsca. Przez myśl mi bowiem nie przeszło, że mogłoby mnie coś takiego spotkać w tym momencie. No, naprawdę nic nie wskazywało na to, że ów scenariusz mógłby w mojej głowie zakiełkować, a co dopiero w niej urosnąć do takich rozmiarów!
Rzeczywistość była jednak zgoła inna. I to o wiele gorsza...
- Miśka, reflektujesz może na naleśnika?
Do pokoju wpadła Kora, dzierżąc drewnianą łyżkę w dłoni, z ów pytaniem, jednak widząc, w jakim stanie się właśnie znajduję, od razu zaprzestała swoich matczynych uczuć co do mnie i mojego chudego (według niej) brzucha, którego za wszelką cenę od tygodnia próbowała powiększyć poprzez dzielenie się ze mną robionymi przez nią obiadami, tylko przysiadła na skraju łóżka i przyjrzała mi się dokładnie.
- Co się stało? – spytała w końcu, dochodząc do wniosku, że to jest właściwy moment, aby zainterweniować.
A ja akurat w tej chwili w swoich rozmyślaniach byłam w momencie, w którym analizowałam od A do Z to, gdzie popełniłam błąd, co zrobiłam nie tak oraz dlaczego właśnie mi się to musiało przytrafić. Ale – niestety – za żadne skarby świata nie byłam w stanie znaleźć na którekolwiek z tych pytań jakieś sensownej odpowiedzi. Bo nic nie zrobiłam, naprawdę nic. Przyrzekam. Próbowałam nawet przewertować wszystkie ostatnie wydarzenia w swojej głowie w poszukiwaniu adekwatnej do tego sytuacji, jednak nic mi nie przychodziło na myśl. Nic, null, zero. Kompletna pustka. A najgorsze, że moje leżenie bez ruchu na łóżku i wgapianie się w ścianę też w niczym nie pomagało, wręcz pogłębiało mój psychiczny dół. Kompletna beznadzieja.
Z tego wszystkiego niemal zapomniałam, że nie jestem już sama w pokoju.
- Zwolnił mnie – odpowiedziałam, postanawiając w końcu zaspokoić ciekawość mojej współlokatorki.
- Co?! – krzyknęła Kora i była tą informacją tak bardzo zszokowana, że aż zaczęła gwałtownie mrugać oczami, a z jej dłoni wypadła łyżka.
- Piotrek. On mnie zwolnił – wyszeptałam, sama sobie próbując to uświadomić poprzez powtórzenia. – Zwolnił.
- Ale dlaczego, Miśka? – spytała zdziwiona, jeszcze szerzej otwierając oczy.
- Nie wiem. No właśnie w tym tkwi problem, że nie wiem! – krzyknęłam, wstając nagle z niesamowitą mocą z łóżka, gdzie jeszcze przed chwilą dogorywałam i zaczęłam krążyć w tę i z powrotem po moim malutkim pokoiku. – Nic nie zrobiłam. Nic! A on dziś z treningu wrócił taki wściekły, kazał Olkowi zamknąć się w swoim pokoju, założyć słuchawki na uszy i nie podsłuchiwać, bo ma ze mną do pogadania. Nawet nie spojrzał na jego ulubiony obiad, tylko od razu po wyjściu małego zaczął na mnie krzyczeć, że się tak bardzo na mnie zawiódł, że się po mnie tego nie spodziewał i że w tej chwili mam się pożegnać z małym, bo już u niego nie pracuję – wyrzucałam z siebie wszystko, co się dziś wydarzyło, z zawrotną prędkością. – Byłam tak tym zaskoczona, że nie wiedziałam, co się dzieje, co mam zrobić, jak mam zareagować…
- Ale musiał mieć jakiś powód, Miśka! Przecież nie zwolniłby cię, ot tak, bo miał takie widzimisię! Przecież on cię uwielbia, nie wspominając już o Olku – przypomniała mi wspaniałomyślnie Kora, przerywając mi wpół zdania.
Ale co ja jej miałam odpowiedzieć, skoro ja sama nic z tego nie rozumiałam?
- Podobno złamałam klauzulę poufności – wyszeptałam po chwili.
- Co zrobiłaś? – Kora nie bardzo mnie rozumiała. – Jaką klauzulę?
- No, bo na samym początku naszej współpracy obiecałam mu, że nigdy nikomu nie powiem, że ma dziecko, bo to by się mogło źle odbić przede wszystkim na Olku – wyjaśniłam jej. – Ale ja tego nie zrobiłam, nie wiem, dlaczego on tak sądzi. Przecież mi też na małym zależy, nie mogłabym mu czegoś takiego zrobić… – głos mi się łamał.
- Poza tym równie mocno zależy ci na tej pracy, więc gdybyś tak zrobiła, to… to byłoby to kompletnie nierozsądne z twojej strony – dodała Kora.
I miała stuprocentową rację.
- Czekaj, Kora, ale ty… – zaczęłam, uświadamiając sobie coś nagle – ty nikomu nie…
- No pewnie, że nie! Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć, Miśka?! – naskoczyła na mnie, nawet nie dając mi dokończyć mojego pytania.
- Przepraszam – odpowiedziałam ze skruchą. – Naprawdę cię przepraszam. Z tego wszystkiego mam już cholernie głupie myśli… Wybacz mi – westchnęłam ciężko.
- Słyszę właśnie – odpowiedziała z przekąsem moja współlokatorka. – Ale w porządku, już ci to wybaczyłam i nawet o tym zapomniałam – uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
Odwzajemniłam jej gest, bo nic innego mi w tym momencie nie pozostało.
 - Ale wciąż nic z tego nie rozumiem… – Kora jednak dalej drążyła ten temat.
- To dokładnie tak jak ja – przytaknęłam jej, oglądając swoje dłonie z każdej strony, mimo że nic ciekawego w nich nie było.
- Nie mogłaś spytać, o co dokładnie mu chodzi? Jakoś się wybronić?
- Kora, ja się tego kompletnie nie spodziewałam! W najśmielszych snach! – krzyknęłam oburzona tymi pytaniami. A może bardziej zniesmaczona? – Byłam tym tak bardzo zaskoczona, że aż zapomniałam języka w gębie, co sama wiesz, że rzadko kiedy mi się zdarza, nie wspominając już o tym, że nie miałam pojęcia, co mam ze sobą zrobić. A potem jeszcze Olek wpadł do kuchni i się rozryczał, że on się nie zgadza, że nie chce, abym go zostawiała i musiałam grać twardą przy małym, że tak będzie lepiej… że… – głos mi się łamał na samo wspomnienie zapłakanego małego. On bowiem znosił tę sytuację gorzej niż ja sama.
- Ale, kurwa, nie będzie – skwitowała to Kora, idealnie dobierając słowa.
- Nie, masz rację, Kora, nie będzie dobrze – potwierdziłam ze łzami w oczach. – A widok zapłakanego Olka złamał mi serce i teraz nie wiem, jak mam je poskładać… – przyznałam z bólem.
- Co z niego za pieprzony egoista! Ja pierdolę przeklęła. Jak można tak bardzo nie liczyć się z uczuciami innych?! I wybacz, złociutka, ale tu akurat nie mam na myśli twoich, tylko przede wszystkim jego własnego dziecka. Bo on ma takie, kurwa, widzimisię i tak musi być, i basta, niezależnie od tego, że inni na tym cierpią. No dupek! Dupekdupekdupek! I to nie do kwadratu, a do pierdyliardu! – pastwiła się nad nim Kora.
A z każdym kolejnym jej słowem… nie, w ogóle nie było mi lepiej.
- Boże, i co teraz? – spytałam nagle samą siebie.
Bo tak jakoś mnie olśniło w tym momencie. Uświadomiłam sobie, że przez to, co się dzisiaj stało, jestem w dupie. Czarnej i głębokiej niczym Rów Mariański. I to nie tylko dlatego, że cholernie mocno przywiązałam się do tego małego, czarnowłosego i rezolutnego chłopca, jakim jest Olek, i że na samą myśl, że już go więcej nie zobaczę, pękało mi serce z żalu i rozpaczy, ale przede wszystkim dlatego, że brak pracy równał się z brakiem kasy. A co za tym idzie – z zawaleniem się wszystkiego, co już zdążyłam sobie poukładać po ostatnim Armagedonie w moim życiu. Nie miałam pojęcia, czy i tym razem starczy mi sił, by na nowo to wszystko posklejać… W ogóle, jak ja mam to zrobić?
Który to już raz tak masz, moja panno? No który?
- Jak to, co teraz? – spytała Kora zdziwiona moimi wątpliwościami, przywołując mnie tym pytaniem do rzeczywistości. – Teraz to się w mig przebierasz, robisz się na bóstwo i idziemy w miasto zaszaleć! – krzyknęła, zapominając nawet o swoich naleśnikach.
- Nie, Kora, nie – kręciłam głową. – Nie jestem w nastroju...
- No pewnie, że nie jesteś, ale właśnie o to w tym chodzi, żeby ci ten nastrój poprawić – mówiła dalej, niezrażona moją odmową.
- Kora, proszę cię… – jęknęłam, licząc na jej łaskę.
Umiesz liczyć, licz na siebie, Hradecka. W tym przypadku idealnie się to sprawdzało.
- Nic nie słyszę, tralalala – Kora zatkała sobie uszy, nucąc pod nosem. – Musisz się rozerwać i zapomnieć o smutkach, dalej, no dalej! – i już zaganiała mnie do szafy.
A gdy nie chciałam do niej podejść z własnej woli, to sama się w niej porządziła i rzuciła we mnie wybranymi rzez siebie ciuchami. I na nic się zdały moje jęki i stęki, z Korą nie miałam żadnych szans (co nie znaczy, że nie próbowałam), więc po pięćdziesiątej próbie wymigania się od wymyślonego przez nią naprędce wyjścia, w końcu skapitulowałam i z podkulonych ogonem udałam się do łazienki, by – tak jak powiedziała – zrobić się na bóstwo.
A może ona ma rację? Może właśnie tego mi trzeba?


***


Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem, bo wciąż nie ogarniałam Olsztyna na tyle, aby przy licznej ilości skrętów, które tego wieczora wykonałam, idąc za Korą z naszego mieszkanka do ów klubu, mój błędnik nie oszalał. To jednak nie było aż tak istotne. W sumie to w ogóle nie było istotne. Kora miała bowiem rację, wyciągając mnie tu. Jeden drink, drugi, a potem trzeci i już byłam na tyle rozluźniona, że nawet sama z siebie chciałam się bawić. I nawet fakt, że Kora zniknęła już na samym wstępie – po naszym pierwszym wspólnym drinku (jedynym, za którego zapłaciłam), wyhaczając w tłumie jakiegoś (według niej) hot faceta, którego musi mieć tu i teraz, kompletnie się mną nie przejmując. No nie, byłabym troszkę niesprawiedliwa, mówiąc tak o niej, bo zanim poszła z nim w tany, spytała się mnie lojalnie, czy może mnie zostawić samą. Ale co ja jej miałam powiedzieć? Że nie może i ma siedzieć na dupie tuż przy mnie? I że może ma mnie jeszcze pocieszać? Niedoczekanie! Zwłaszcza, że widziałam, jak jej się oczka świecą na widok ów ciacha, z którym teraz bawi się w najlepsze, monitorując od czasu do czasu, co ze mną. Nie miałam więc prawa psuć jej zabawy. Poza tym ze mną też nie było aż tak najgorzej, a na brak towarzyszów nie miałam co narzekać i ściany podpierać nie musiałam. A najlepsze, że z każdą kolejną chwilą było ich coraz więcej ku mojemu zaskoczeniu.
Najwidoczniej jeszcze nie wyszłam z wprawy...
Wśród tego całego zainteresowania moją osobą – najprawdopodobniej spowodowanym krótką spódniczką i obcisłym gorsetem, wybranym z mojej szafy przez Korę – w końcu udało mi się znaleźć chwilkę spokoju dla samej siebie. Siedziałam więc przy barze i sączyłam… w sumie to już sama nie wiem którego z kolei drinka, przyglądając się szalejącym ludziom na parkiecie. O tak, rzeczywiście właśnie tego było mi trzeba! Takiego oddechu, oderwania się do rzeczywistości…
- Cześć, Miśka! – usłyszałam nagle tuż przy moim prawym uchu, co przerwało mi w swobodnym rozmyślaniu.
Obejrzałam się, by spojrzeć na kolesia, który wyróżnił się od innych, próbujących mnie tu dzisiaj poderwać, tym, że znał moje imię. Skąd? Nie miałam pojęcia. Ale ów facet był wielki, był brunetem, w dłoni trzymał drinka i uśmiechał się do mnie w taki sposób, jakbyśmy byli co najmniej znajomymi. Szkoda, że tylko on tak uważał… Mimowolnie postawił mnie w dość kłopotliwej sytuacji, bowiem nie wiedziałam, co mam teraz z nim począć. Czy mam udawać, że go znam i że super jest go znów widzieć, czy może spytać, skąd się urwał, czy jednak… brać nogi za pas.
Wybrałam jednak opcję B. Ucieczka nie wchodziła w grę, swoimi długimi nogami dogoniłby mnie zanim zdążyłabym wyjść z klubu. A kłamstwa i tak prędzej czy później wychodzą na jaw...
- Wybacz, ale… skąd my się tak właściwie znamy? – spytałam go ostrożnie, przyglądając się mu badawczo i próbując jeszcze raz skojarzyć jego twarz z jakimś imieniem.
Niestety – bezskutecznie. Czyżby alkohol już tak bardzo pomieszał mi w głowie, że przez niego nie kojarzę ludzi? A już zwłaszcza, że w Olsztynie znajomych zbyt wielu nie mam...
- Paweł… Paweł jestem – przedstawił mi się, zaskoczony tym, że go nie kojarzę. – Nie pamiętasz mnie? – spytał z posępną miną.
- Wybacz, ale… nie bardzo – odpowiedziałam z wahaniem.
Trochę było mi głupio, że nie miałam pojęcia, kim jest, ale wolałabym być z nim szczera, niż przez ten cały czas udawać, jak to dobrze znów go widzieć, zwłaszcza, że nie mam pojęcia, kiedy widziałam go po raz pierwszy i co się od tego czasu mogło zmienić. Troszkę się jednak obawiałam jego reakcji, bo nie chciałam go zdenerwować moją niepamięcią. Ludzi z przewagą wzrostową (i zapewne też siłową) nie wypada denerwować, bo to się może dla ów osoby źle skończyć…
- Jestem kumplem Hajnusa, gramy razem w klubie – wyjaśniał, a mi z każdym kolejnym jego słowem klapki opadały z oczu. – Wiem, że nie rozmawialiśmy ze sobą jakoś zbyt długo, bo w sumie to trochę mnie peszyłaś…
- Ja cię peszyłam? – zdziwiłam się nie na żarty. On jednak przytaknął. – A to dobre! – uśmiechnęłam się do niego, wielce tym ucieszona. – Czym, jeśli mogę spytać? – zaciekawiłam się.
- Swoją osobą – przyznał po chwili z wahaniem.
I gdyby tylko był tu piasek, to zacząłby czubkiem buta w nim grzebać, jak pięciolatek zawstydzony całą sytuacją. To było urocze.
- To dlaczego dzisiaj do mnie podszedłeś? – spytałam, a on w odpowiedzi pokazał na dzierżony przez siebie w dłoni trunek. No tak, alkohol. To wszystko wyjaśnia. I zarazem ułatwia sprawę. – I co? Jest aż tak źle? – ciągnęłam dalej temat, będąc jakoś w dziwnie dobrym humorze.
- No nie, nie, skądże znowu! Nie to miałem na myśli! – zaprzeczył od razu, co bym go źle nie zrozumiała. – Jest bardzo dobrze, naprawdę, no może poza tym, że mnie nie pamiętasz, mimo że ci się przedstawiałem, no wtedy, gdy… gdy przyszliśmy cię z chłopakami poznać – dodał po chwili z wyraźnym wahaniem, jakby nie wiedząc, jak zareaguję na wspomnienie ów dziwnego spotkania na początku mojej pracy u Haina.
Widocznie moje zniesmaczenie ich tamtejszym występem zostało dobrze zapamiętane.
- Kurczę, naprawdę cię przepraszam, ale w ogóle cię nie zapamiętałam. Tak właściwie, to dlaczego ja cię nie pamiętam? – spytałam samą siebie, łapiąc się za głowę i zastanawiając się nad tym usilnie.
Po chwili tak nagle mnie olśniło!
- A tak, Bedni! – krzyknęliśmy nagle w tym samym momencie, po czym oboje roześmialiśmy się w głos.
- Też jest tu? – spytałam, gdy tylko się uspokoiliśmy, rozglądając się z lekkim przerażeniem po bokach.
Bo jeszcze jego by mi tu było potrzeba w takim momencie… Jakoś nie bardzo miałam ochotę na jego towarzystwo. Teraz i w ogóle.
- Nie, nie, co prawda był, ale już go nie ma, nie musisz się tym martwić – uśmiechnął się Paweł sugestywnie pod nosem. Zrozumiałam od razu, co ten gest oznacza. Och, biedna ta jego towarzyszka wieczoru, sama nie wie, w co się pakuje... – A on nadal się do ciebie zaleca? – spytał Paweł po chwili, ledwo powstrzymując się przed chichotem.
Ach, czyli wszyscy już o tym wiedzą. No pięknie! I pewnie jeszcze ciągną z tego niezłą polewkę!
 Choć tak właściwie to dlaczego mam im to za złe, skoro ja sama czasami miałam z tej sytuacji niezły ubaw? Niech i inni się pośmieją, a co, znajcie moje miłosierdzie.
- Nie wiem, w sumie to dawno go nie widziałam – odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu się, kiedy to ostatnio miałam tę nieprzyjemność spotkać się z Chomikiem twarzą w twarz. – Ostatnim razem wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że nie ma u mnie żadnych szans. Może dał już sobie spokój? – spytałam retorycznie, nawet nie mając na myśli ów dziewczyny, z którą dzisiaj zniknął z imprezy.
- A dlaczego nie ma? – spytał zaciekawiony tym faktem Paweł, kompletnie ignorując moje rozważania na temat tego, czy Bedni zrozumiał mój przekaz, czy jednak nie.
A mógłby mi powiedzieć co i jak, skoro jest tak dobrze rozeznany w mojej i chomikowej sytuacji, żebym i ja wiedziała, na czym stoję! Czyż nie mam racji? Ale nie, ten się woli pastwić nad biedną mą. Ugh, zapamiętam to sobie, panie Pawle! Zapamiętam!
- Jeszcze się pytasz? – spytałam, zostawiając jednak te ostrzeżenia dla samej siebie. – Przecież on jest dla mnie zdecydowanie za młody! – krzyknęłam oburzona. – Jeszcze mnie o pedofilstwo oskarżą i co wtedy? A mówiąc szczerze, w pomarańczowym mi nie do twarzy.
- Myślę, że aż tak źle to by nie było, on jest już pełnoletni – wyjaśnił mi mój towarzysz. W sumie to dobrze było wiedzieć, bo po twarzy sądziłam, że Chomik osiemnastki to jeszcze nie miał… Choć może chomikom lata liczy się jakoś inaczej, tak jak psom? – Poza tym w miłości wiek nie ma znaczenia – stwierdził.
- Ale dla mnie ma – skwitowałam całą tę sprawę.
Paweł uśmiechnął się pod nosem na moje stwierdzenie, po czym zaproponował mi drinka, widząc, że zawartość mojego poprzedniego kieliszka już się skończyła. I chyba nie chcąc już dalej drążyć aktualnego tematu.
Nie wiem, nie wnikam.
- Zaraz, zaraz… – zaznaczyłam, zanim przystałam na jego propozycję. – A czy ty przypadkiem też nie jesteś dla mnie za młody? – spytałam, przyglądając mu się dokładnie.
- Jestem dla ciebie w sam raz, moja droga – zaśmiał się Paweł. Ewidentnie alkohol kierował już naszą towarzyską pogawędką, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. – A dlaczego pytasz? Czyżbym wyglądał aż tak młodo? – spytał, przeczesując ręką włosy.
- Muszę cię rozczarować, ale nie. Tylko wiesz, współczesna młodzież tak szybko dorasta… – westchnęłam ciężko niczym te babcie z komunikacji miejskiej, które to lubią rozprawiać o tym, jaka ta dzisiejsza młodzież jest zła.
- Jeśli mi nie wierzysz, mogę pokazać ci dowód – odpowiedział Paweł i nawet był przy tym całkiem poważny.
- Powiedzmy, że obejdzie się bez tego – odpowiedziałam po uprzednim otaksowaniu go podejrzliwym spojrzeniem, czy rzeczywiście może mówić prawdę, po czym pozwoliłam mu się mnie zabawiać. A niech ma i się cieszy!
- A jak już mowa o Bednim – zaczął Paweł po chwili ciszy, w której nasze kieliszki zostały na nowo napełnione – to nawet nie wiesz, jak bardzo był zawiedziony, gdy się nie pojawiłaś na imprezie przed sezonem…
- Ktoś musiał wtedy zostać z małym – odpowiedziałam spokojnie. – Poza tym to nie ja zaczynałam sezon…
- My to wiemy, ale Bartkowi tego nie wyjaśnisz – westchnął ciężko Paweł, jakby za tym zdaniem kryła się jakaś ciężka przeprawa słowna (a może nie tylko).
- A to on ma jednak jakieś imię? – zdziwiłam się nie na żarty.
Paweł zaczął się śmiać, widząc moją minę. Spoważniał dopiero wtedy, gdy zorientował się, że ja tak na serio.
- A ma, ma. I to nawet całkiem normalne.
- Zupełnie jak nie on – skwitowałam, co również rozśmieszyło mojego towarzysza.
Widocznie nabijanie się z Chomika nie było tylko moim hobby.
- Ale rozumiem teraz, dlaczego Piotrek dzisiaj nie przyszedł – powiedział nagle Paweł, gdy już się uspokoił. – Skoro ty się dzisiaj bawisz, ktoś się Aleksem musi zajmować, no i padło na niego – uśmiechnął się szeroko do swojej tezy.
- No tak, tak – przytaknęłam ze smutkiem, bo każda wzmianka o Hainach wywoływała dzisiejszego dnia u mnie tylko taką reakcją. – Choć tak naprawdę to… ja już u niego nie pracuję – przyznałam się mu, bawiąc się słomką.
- Co? Ale jak to? Dlaczego? – zdziwił się Paweł i zrobił to całkiem serio.
Widocznie ta wieść się jeszcze w ich towarzystwie nie rozniosła...
- Zwolnił mnie – odpowiedziałam. – Ale wybacz, nie chcę o tym teraz rozmawiać, przyszłam tutaj, aby o tym choćby na moment zapomnieć – zastrzegłam od razu, nie mając zamiaru po raz kolejny wdawać się w szczegóły tej sprawy.
- W porządku, w porządku – przytakiwał mi Paweł, unosząc ręce w górę w geście obronnym – choć teraz już rozumiem, dlaczego Miły się dzisiaj tak wściekł po rozmowie z Hajnusem, że zawsze z Monią muszą po nim sprzątać... – powiedział jakby do siebie.
Nie wiedziałam, co mam mu na to powiedzieć, więc zamilkłam i dalej w najlepsze bawiłam się słomką w moim drinku. Bo jakoś trudno było mi zrozumieć tę reakcję Miłego. Czyżby nie zgadzał się z decyzją Piotrka? A może uważał, że nie trzeba mnie było pakować w jego prywatne sprawy? Nie wiedziałam, różnie można to było interpretować, dlatego dałam sobie z tym spokój.
Paweł w czasie, w którym ja próbowałam w głowie rozebrać reakcję Zniszczoła na czynniki pierwsze, zdążył mnie już z dziesięć razy przeprosić za to, że zepsuł mi humor swoją paplaniną i że pewnie swoją osobą przypomina mi o tym wszystkim, i że może lepiej będzie, jak już sobie pójdzie. Zapewniałam go, że jego osoba nie ma nic z tym wspólnego, ale on i tak gadał swoje. Więc żeby się zamknął, wyciągnęłam go na parkiet. I tym sposobem bawiliśmy się wspólnie do świtu.
A ja zapomniałam o bożym świecie.




___________________________


4 komentarze:

  1. Hain a tobie co? Ewidentnie ktoś ze wtajemniczonych ma za długi język a jestem pewna że nie Misia. Długo musiałam się zastanowić co to za Paweł aż złapałam facepalma że przecież Adamajtis. Mój nieogar mnie czasami przeraża. Ciekawie ciekawie
    Weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Halo halo panie Piotrze tak się nie bawimy. Jestem ciekawa kto się wygadał. Mam nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hain, czyś ty już zupełnie na głowę upadł? Jak on mógł Miśkę zwolnić? Nie ogarniam kolesia kompletnie. O, i proszę, kolejny panicz nam się pojawił, Adamajtis tym razem, no miło i jestem ciekawa o co mu chodziło z tym Miłym i sprzątaniem. No cóż... Mam nadzieję, że wena teraz będzie się Ciebie trzymać, czego Ci życzę i czekam na następny! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaaa wyczuwam w tym nagłym zwolnieniu Miśki macki pani babci i na razie nie dam sobie przegadać, że jest inaczej! Nie wiem, w jaki sposób pani Hain mogłaby dokonać podobnego nadpsucia wizerunku Hradeckiej, ale mam świadomość, że ona jest, mimo wszystko, do tego zdolna. Sprawiała wrażenie dość zdeterminowanej... No i też nieugiętej. To, jednym słowem, osoba, która dąży bezwzględnie do wyznaczonego sobie celu, a wszyscy wiemy, że tym celem było sprawienie, aby Olek z nią zamieszkał. Tak że... Nie przychodzi mi do głowy inna persona, która Miśce życzyłaby źle, a w nagłą chorobę psychiczną Piotrka nie wierzę, zatem, póki co, będę podtrzymywać wersję z knowaniem babci. Kto wie, może ta teza się obroni. ;) Choć sama nie wiem, czy, jeśli tak się stanie, powinnam się z tego cieszyć.. Bo potwierdzenie mej hipotezy jawnie dowodziłoby, że Hajnus jednak jest zdecydowanie bardziej podatny na manipulacje swojej matki niż ktokolwiek mógłby przypuszczać...
    Wyjście do klubu jest zawsze pro, a już zwłaszcza pro jest tańcowanie wbrew złemu humorowi. x) Jednak wyzwalane podczas ruchu i drinkowania endorfiny zmieniają człowiekowi sposób patrzenia na świat! ;D I, jak widać, okazują się także przydatne w lekkim, delikatnym i subtelnym flirtowaniu... Dobrze, że Bedni zmył się zanim zdążył się pojawić, ale ciekawa jestem, co wykombinujesz z Pawłem. Bo on jednak wprost wyznał, że Miśka mu odpowiada jako kobieta, partnerka, luba (haha ;D), a ona dość łagodnie to przyjęła (zapewne ze względu na stan, w którym jest ;D). Dobrze by było, gdyby Hradecka wreszcie z kimś szczerze pogadała (z kimś płci męskiej i z kimś, kto przebywa w otoczeniu zmiennonastrojowego Hajnusa) i spróbowała choć w małym stopniu dowiedzieć się, kto intryguje przeciwko niej. A poza tym opinia kogoś zupełnie niezwiązanego z tematem może okazać się wartościowa. Opinia Kory idealnie wpasowała się w moje odczucia, więc pozostaje mi tylko jej przyklasnąć. x)
    Czekam na nn! A! Niedługo dodam coś na LITR. Wiem, wieki mnie tam nie było....
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    OdpowiedzUsuń