niedziela, 4 stycznia 2015

6. Poważna rozmowa.



Kiedy tylko następnego przedpołudnia wróciłam z naszym małym uciekinierem do jego aktualnego domu – dokładnie w momencie, w którym Piotrek wracał z przedpołudniowego treningu, czyli tak jak się umówiliśmy podczas naszej wieczornej rozmowy dnia poprzedniego – Hajnus momentalnie do nas dopadł, tak, że nawet nie zdążyłam zamknąć za nami drzwi wejściowych. Najpierw wyściskał Aleksa, upewniwszy się do końca, że naprawdę nic mu nie jest i że wszystko ma na swoim miejscu, tak jak w chwili, gdy niepostrzeżenie wychodził wczoraj z mieszkania, a później opieprzył go z góry do dołu za to, że go tak bardzo wystraszył, że nie w taki sposób powinien rozwiązywać tę sprawę, że postąpił nierozsądnie, że co on sobie wyobrażał, wpadając na taki pomysł i tym podobne, po czym zarządził mu karę – miesiąc bez jakiejkolwiek technologii, typu telewizja, Internet, telefon, bez których jak każdy współczesny dzieciak, Olek nie wyobrażał sobie życia. Nie było jednak zmiłuj dla małego i ten dobrze o tym wiedział, bo ów fakt przyjął z niesamowitą godnością. Choć w sumie to nie wiem do końca, dla kogo ta kara była bardziej dotkliwsza – dla Olka czy dla mnie. W końcu to ja będę musiała wymyślać co rusz, w jaki sposób spędzać z nim te godziny, podczas których Piotrek w pocie czoła będzie przygotowywał się do startu nowego sezonu…
I z racji tego, że nie można było włączyć Olkowi żadnej bajki, by zająć jego czas i uwagę, musiałam poczekać do wieczora, żeby dowiedzieć się wszystkiego na temat, co się stało po moim wyjściu w dniu wczorajszym, dzięki czemu lepiej mogłam zrozumieć, dlaczego to wszystko się wydarzyło. Kiedy więc mały w końcu zasnął, mogłam spokojnie usiąść z Piotrkiem w kuchni przy stole i pijąc herbatę, usłyszeć od niego, o co dokładnie poszło, mimo że już dawno temu powinnam była wrócić do siebie, a nie robić niepłatne nadgodziny. Moja ciekawość jednak zwyciężyła i na szczęście, została wtedy zaspokojona. Otóż Aleks po moim wyjściu tego feralnego popołudnia usłyszał rozmowę Piotrka z jego mamą na mój temat (podobno nie było to wcale takie trudne, bowiem pani Hain nie dbała zbytnio o odpowiednio cichy ton głosu), w której ta stwierdziła, że nie podobam jej się jako opieka dla jej jedynego, ukochanego wnuka, że ona nie życzy sobie, aby mały zostawał ze mną na tak długo i że lepiej będzie (dla Olka, rzecz jasna), gdy wróci z nią z powrotem do swojego poprzedniego domu. Tu, zaraz, natychmiast. Piotrek ma się przestać bawić w dorosłość i bycie odpowiedzialnym rodzicem, bo przecież i tak mu to nie wyjdzie, a po co mącić małemu w głowie? – takie było jej założenie. Niby chciała oszczędzić młodemu zawodu, kolejnych zmian burzących jego już poukładany świat, ale tak naprawdę wystraszyła go do tego stopnia, że postanowił uciec z mieszkania, od ojca i nadopiekuńczej, nieco zaborczej babci do… do mnie.
Poza tym trochę przykro słyszeć, że własna matka tak bardzo nie wierzy w Piotrka…
- Martwi mnie jedno – szepnął Hajnus, gdy już zakończył mi streszczać, jak po moim telefonie, informującym go o miejscu pobytu malca, powiedział swojej mamie, że Olek uciekł przez jej słowa, które ten usłyszał i że mały nigdzie z nią nie pojedzie, tylko zostanie z nim – że zamiast przyjść do mnie i powiedzieć mi, że nie chce wracać z babcią, tylko woli tu zostać, on uciekł do ciebie. Przecież mogło mu się coś stać! – przeraził się nie na żarty.
Chyba dopiero teraz dotarł do niego ogrom niebezpieczeństw, czyhających w mieście na takiego malca, jakim wciąż jest przecież Olek.
- Masz rację, to było niebezpieczne i bardzo nierozsądne, ale ja się mu jakoś specjalnie nie dziwię – odpowiedziałam spokojnie.
Bo choć kompletnie nie spodziewałam się, że to wszystko wydarzyło się z mojego powodu (i mówię to bez żadnej, nawet głęboko skrywanej kokieteryjności), z każdą kolejną chwilą rozumiałam więcej z tej sytuacji. A gdy pierwszy szok po usłyszeniu całej tej historii mi minął, zrozumiałam Olka. Naprawdę.
Piotrek tymczasem otworzył szeroko oczy, słysząc moje słowa. On chyba – w odróżnieniu ode mnie – wciąż niczego nie rozumiał.
- Powiedz mi, ile spędziłeś z nim czasu w jego prawie pięcioletnim życiu? – spytałam więc, chcąc naświetlić mu całą tę sytuację z mojego punktu widzenia.
Hajnus podrapał się po głowie, zastanawiając się nad tym tak bardzo, że prawie dym mu uszami poszedł. Chyba usilnie próbował znaleźć odpowiedni wzór, który pomoże mu podać prawdopodobnie możliwie dobry wynik.
- Masz rację, jestem fatalnym ojcem – odpowiedział w końcu, zwieszając przy tym swój nos na kwintę, jakby ogłaszał kapitulację.
- Nie to chciałam powiedzieć – od razu zaprzeczyłam, bo naprawdę nie o to mi chodziło, zadając mu to pytanie. – Po prostu nie znasz Olka tak dobrze, jak powinieneś, będąc jego ojcem. Ja wiem, że takie rozwiązanie było wtedy w twojej sytuacji najlepsze i to nie tylko dla ciebie, ale przede wszystkim dla małego, ale przez to wiele straciłeś z jego życia. A skoro zdecydowałeś się, że od teraz chcesz być ojcem już na pełen etat, bez wyręczania się dziadkami, to nie możesz się od tego uchylać przy pierwszym kryzysie.
- Ale ja nie mam zamiaru się uchylać... – wtrącił Hain od razu.
- Wiem to i bardzo się z tego cieszę – uśmiechnęłam się, bo naprawdę cieszyłam się, że mały tu zostaje. Przywiązałam się już do niego. A może nawet i do jego trochę nierozgarniętego ojca. – To jednak dopiero początek. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
Starszy Hain pokiwał głową w odpowiedzi na moje pytanie. Przez chwilę w pomieszczeniu zapanowała cisza, podczas której oboje myśleliśmy zapewne o jednej i tej samej osobie, śpiącej spokojnie za ścianą, ale pewnie w zupełnie innym kontekście, mimo że wszystko wciąż kręciło się wokół jednej sytuacji, która tak nami wstrząsnęła.
- Miśka, mogę cię poprosić o radę? – spytał nagle Piotrek, wybijając mnie z rozmyślań. I muszę przyznać, że troszkę zaskoczyło mnie jego pytanie, jednak mimo to pokiwałam twierdząco głową. – Bo ty masz większe doświadczenie z dzieciakami niż ja… I ten, tego… powiedz mi, jak ja mam nadrobić to, co straciłem? Bo czasu już niestety nie cofnę… Nie umiem…
- Tego się już nie da nadrobić – pokręciłam przecząco głową, ku niezadowoleniu Hajnusa. – Już nie będziesz widział jego pierwszych kroków, bo mały biega, aż zdążyć za nim nie można. Nie usłyszysz jego pierwszych słów, bo gada jak najęty, aż mu się buzia czasem nie zamyka. Ale będzie jeszcze wiele jego pierwszych chwil, których będziesz świadkiem. Dlatego musisz się do niego zbliżyć, w końcu to ty powinieneś być najważniejszą osobą w jego życiu, jesteś jego najbliższą rodziną…
- Ale jak mam to zrobić? – przerwał mi, bo wciąż nie bardzo wiedział.
- Nie jestem ekspertem ani nikim takim, ale… powiedz mi, ile razy gdzieś razem wyszliście, odkąd mały mieszka w Olsztynie? Ile razy po powrocie z treningu gdzieś go zabrałeś albo się z nim pobawiłeś, tak zwyczajnie, jak ojciec z synem? Wysłuchałeś go do końca, nawet tego, co było mało istotne z twojej perspektywy, ale dla Olka mogło mieć szalone znaczenie? – zasypałam go pytaniami, próbując mu wszystko naświetlić najłagodniej, jak tylko umiałam. – Nie twierdzę, że w ogóle tego nie robisz, bo wiem, że to nieprawda, ale na pewno mógłbyś robić to częściej. A dzięki temu poznasz go lepiej i zrozumiesz. Ja wiem, że masz nielimitowany czas pracy, ale musisz w swoim napiętym grafiku znaleźć miejsce dla Olka, bo nikt nie zbuduje nierozerwalnej więzi tylko ze sobą mieszkając. Musicie rozmawiać, robić coś razem, a szczególnie to, co oboje lubicie. A na pewno coś takiego macie. To sprawi, że Olek będzie wiedział, że ma w tobie kompana do wszystkiego, że może ci o wszystkim powiedzieć, a ty zawsze będziesz przy nim i mu pomożesz. Masz naprawdę odpowiedzialne zadanie, musisz być dla niego nie tylko dwojgiem rodziców, ale też i przyjacielem. Brzmi to strasznie, wiem – powiedziałam z uśmiechem, widząc jego przerażoną minę – ale wcale takie nie jest, wierz mi.
- Masz rację. We wszystkim masz rację – przytakiwał mi. – Myślałem jednak, że to będzie łatwiejsze... – westchnął.
- Nic nie przychodzi łatwo – uśmiechnęłam się nieśmiało pod nosem. – A początki zazwyczaj są najtrudniejsze, później pójdzie już z górki.
- Ale tobie się udało – Piotrek od razu zakwestionował moje słowa. – Mały nie widzi świata poza tobą. Był nawet w stanie uciec, bylebyś się wciąż nim zajmowała…
- A wiesz, dlaczego tak się stało? – zapytałam. Hajnus pokręcił głowa, zaprzeczając. – Bo poświęcam mu swój czas bez reszty. Bo jestem z nim, słucham go, co jest dla niego miłą odmianą. Staram się go poznać jak najlepiej, byśmy nadawali na podobnej fali i złapać z nim jak najlepszy kontakt. Tak jak ty powinieneś robić. Ale nie powiem, że nie martwi mnie to...
- Co cię martwi? – zdziwił się Piotrek, chyba nie do końca rozumiejąc mojej nagłej zmiany tematu. Albo chcąc zapobiec kolejnej ewentualnej ucieczce swojego syna.
- To, jak bardzo on się do mnie przywiązał i to w tak krótkim okresie czasu – szepnęłam, oglądając dokładnie swoje dłonie z każdej strony. – Nigdy wcześniej mi się to z żadnym dzieckiem nie zdarzyło. I to nie jest dobre przede wszystkim dla niego, zważywszy na to, że ja nie będę z nim cały czas, oboje to doskonale wiemy…
Piotrek smętnie pokiwał głową.
- Ale na razie może tak jest dobrze? – łudził się na głos, mimo że doskonale wiedział, że to nieprawda.
- Nie wiem, ale chyba nie – zaprzeczyłam. – Fajnie, że Olek mnie tak lubi i ma do mnie zaufanie, bardzo mnie to cieszy, naprawdę, bo go uwielbiam, ale nie chcę, abym stała się dla niego kimś nadzwyczajnym, a już przede wszystkim ważniejszym od jego własnego ojca. Nie możemy do tego dopuścić, Piotrek. Ja jestem tylko zwykłą opiekunką, a nie...
- O przepraszam, nie taką zwykłą – przerwał mi kategorycznie. – Raczej niezwykłą.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić, a tym bardziej, co powiedzieć. Zabrakło mi języka w gębie, co naprawdę bardzo rzadko mi się zdarzało. Tego się jednak po nim nie spodziewałam w tej chwili. Kompletnie. Taki komplement? I to z jego ust?
Hain chyba również zorientował się, że się trochę zagalopował ze swoimi słowami (albo że na głos powiedział to, co powinien zostawić dla siebie w swych myślach), bo spuścił głowę z zażenowaniem, a między nami zaległa dość nieprzyjemna cisza. Dlatego postanowiłam ją przerwać, ignorując poprzednie słowa mojego pracodawcy. I to dość brutalnie przerwać. Musiałam jednak podzielić się z nim moimi wszystkimi przemyśleniami, nawet jeśli nie były one dla niego zbyt przyjemne… Ale łudziłam się, że może dzięki temu im trochę pomogę.
- Poza tym wydaje mi się, że jest jeszcze jedna sprawa, która skłoniła Olka do takiej decyzji... – szepnęłam nieśmiało.
- Jaka? – zaciekawił się Hajnus od razu, chyba zadowolony z tego, że wróciłam do poprzedniego tematu.
Za chwilę mu jednak mina zrzednie...
- Powiedz mi, czy Olek był kiedyś świadkiem, jak przeciwstawiłeś się swojej mamie? – zapytałam powoli, przyglądając się Piotrkowi z uwagą, by zdążyć zarejestrować jego reakcję. Nie spodziewałam się bowiem uzyskać odpowiedzi na to pytanie. – Jak zrobiłeś coś inaczej niż ona chciała? Nie twierdzę, że jesteś maminsynkiem... ale może po prostu Olek wystraszył się, że skoro twoja mama powiedziała, że on z nią wraca, to ty się na to zgodzisz bez żadnego ale, bo zawsze podporządkowujesz się każdej jej decyzji.
Z początku mina Piotrka wskazywała na to, że zaraz zacznie na mnie krzyczeć coś w stylu, co ja sobie wyobrażam, jakim prawem go oceniam i takie tam, co mogłoby się skończyć nawet wyrzuceniem mnie na zbity pysk, ale po chwili chyba coś sobie uświadomił, bo jego wyraz twarzy drastycznie się zmienił na taki… przygaszony. Jakby nagle cały ogrom problemów spadł mu na głowę.
- Może masz rację – przyznał z trudnością. – Do tej pory zawsze mi się wydawało, że jako bardziej doświadczona osoba, mama wie lepiej, co jest dla mnie, a przede wszystkim dla Olka, najlepsze, dlatego się jej nie przeciwstawiałem…
- I może właśnie dlatego nie przyszedł do ciebie, bo bał się, że decyzja już została podjęta? – podsunęłam mu odpowiedź.
Próbowałam pomóc mu to wszystko zrozumieć najlepiej, jak umiałam. A przede wszystkim chciałam podnieść go na duchu. Bo to by oznaczało, że problem wcale nie tkwi w ich relacji, tylko w tym, co się kiedyś działo. Nie chciałam też nastawiać Piotrka przeciwko własnej rodzicielce, tylko uświadomić mu, że jest już dużym chłopcem i powinien sam decydować o sobie i swojej rodzinie. Oczywiście, powinien przy podejmowaniu decyzji uwzględniać rady innych, starszych, mądrzejszych od siebie, ale zawsze to on powinien mieć ostateczne słowo. W końcu to jego życie i nawet jeśli popełni w nim jakiś błąd, to on będzie za niego płacił (dzięki czemu może się czegoś nauczyć na przyszłość).
Poza tym nie do końca rozumiałam też jego mamę, a przede wszystkim nie mieściło mi się w głowie, jak mogła wyjechać z Olsztyna, nawet nie pożegnawszy się z własnym wnukiem, nie upewniwszy się, że nic mu nie jest… To dla mnie nie było normalne. Widocznie jednak nie wiedziałam jeszcze wszystkiego.
- Możliwe – Piotrek pokiwał głową, zastanawiając się nad tym. – Ale powiem ci, że nawet gdyby Alek nie uciekł, to i tak bym go nie odesłał do domu, bo uważam, że oboje już jesteśmy na tyle duzi, że razem sobie poradzimy. Sami, z dala od pomocy babci. A poza tym nawet gdyby coś nam nie szło, to... znalazłem najlepszą pomoc, jaką tylko mogłem znaleźć – dodał po chwili, uśmiechając się szeroko w moim kierunku.
A ja spaliłam rumieńca, co mi się naprawdę rzadko zdarzało.


***

Piotrek wziął sobie moje słowa do serca, choć w sumie to mógł mnie zignorować. W końcu nie byłam ekspertką. On jednak postanowił zacieśnić więź z swym synem, stosując się do moich wskazówek, co – nie powiem – trochę mi schlebiało. Ale zaznaczam, że tylko trochę. Z początku jednak starszy Hain grał zagniewanego, kategorycznego ojca, mimo że wiedziałam, iż już dawno małemu odpuścił. Tak właściwie, to chyba w ogóle się na niego za tę ucieczkę nie gniewał… Musiał jednak pokazać mu, że takie sytuacje nie przejdą bez echa, że takich rzeczy się zwyczajnie swojemu ojcu nie robi i w pełni się z tym zgadzałam. Nie można małemu za bardzo pobłażać, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie. Z każdym kolejnym dniem jednak Piotrek coraz bardziej mu odpuszczał, tak, że po półtora tygodnia nawet dał się namówić na małą wycieczkę z nami po Olsztynie, mimo że był padnięty po kolejnym męczącym treningu.
To ja wpadłam na pomysł, aby pozwiedzać miasto. Po pierwsze – trzeba było jakoś Olkowi zająć czas, nie używając przy tym wszelakich technologicznych nowinek, a po drugie – on dokładnie tak samo jak ja, mieszkał w stolicy Warmii i Mazur od niedawna i kompletnie nie znał miasta. Dlatego też wydało mi się być dobrym pomysłem, aby jego czas zajmować wycieczkami krajoznawczymi. W końcu powinien znać swoją nową, małą ojczyznę (dokładnie tak jak ja), a przy tym mógł się dotlenić i wyszaleć, nie łamiąc postanowień kary. Bo lody, czy jakieś inne słodycze, którymi się podczas tych wycieczek raczyliśmy, nie były zabronione. A przynajmniej nic mi o tym nie było wiadomo.
Poza tym, gdy poszliśmy na wycieczkę ze starszym Hainem, to na koniec też wylądowaliśmy w lodziarni z wielkimi włoskimi lodami z polewą czekoladową w rękach, więc widocznie tym razem niczego nie przeoczyłam. Uff. Łączyliśmy więc przyjemne z pożytecznym.
Ale to nie to było aż tak istotne, by wam o tym opowiadać, tylko coś zupełnie innego. Bo to właśnie tego dnia dotarło do mnie, że Piotrek wtedy wysłuchał mnie ze zrozumieniem, a nawet postanowił zastosować się do moich słów. I gdy tylko całą trójką wróciliśmy do mieszkania ze spaceru i zjedliśmy obiad, Hajnus rzucił propozycją, która zwaliła naszą dwójkę z nóg, a mnie zatrzymała w połowie drogi do drzwi frontowych, którymi miałam zamiar wyjść i udać się do siebie.
- Co powiecie, abyśmy pojechali w weekend do Katowic na finały Mistrzostw Świata?
Otworzyłam szeroko oczy, bo po pierwsze – nie miałam bladego pojęcia, że są w Polsce jakiekolwiek mistrzostwa świata, a po drugie – nie spodziewałam się usłyszeć dzisiaj takiej propozycji z jego ust. Ba, jakiejkolwiek propozycji!
- Tak, tato, jedźmy! Jedźmy! – krzyczał Olek tymczasem, podskakując z radości wokół swojego ojca. – Miśka, zgódź się, prooooooooszę! – po chwili złapał mnie za rękę i zaczął nią ciągnąć w tylko sobie znanym kierunku.
- Kochanie, ja nie mam nic do gadania, to twój tata tu decyduje – popatrzyłam na niego i odpowiedziałam mu ze spokojem, mimo że wciąż byłam w szoku.
- Czyli jedziemy? Powiedz tato, że tak! – mały krzyczał więc dalej, nie mogąc się uspokoić.
- Jedziemy, oczywiście, że jedziemy – Piotrek uśmiechał się pod nosem tak szeroko, jak jeszcze nigdy nie widziałam, zadowolony, że udał mu się pomysł. – Zaraz załatwię nam bilety, także Miśka, pakuj się – poinformował mnie Hajnus.
A mi prawie oczy z orbit wyszły przy akompaniamencie krzyku radości z ust Olka.
- Zaraz, zaraz. Powoli – próbowałam zahamować jakoś zapędy chłopaków, zanim przerodzą się w coś kompletnie niepożądanego. – Po pierwsze kto, z kim i dlaczego? – spytałam, wciąż niezorientowana w temacie.
Piotrek westchnął ciężko, jakbym urwała się z księżyca.
- Nasi grają, w siatkówkę, o mistrzostwo świata, na własnym boisku – Piotrek odpowiadał krótko i konkretnie na moje pytania, będąc chyba troszkę zniecierpliwionym z powodu mojej niewiedzy. – Powiem chłopakom, to nam trzy bilety bez problemu skombinują, a spać też będziemy mieli gdzie, o to nie musisz się martwić – zaznaczył od razu, jakby to było dla mnie największym problemem.
- Ale po co ja mam tam z wami jechać? – zapytałam wciąż zaskoczona całą tą sytuacją. – Przecież sobie poradzicie, a ja do niczego wam się nie przydam, będę tylko przeszkadzać. Przecież ja nawet się na sporcie nie znam! Nawet nie wiedziałam, że my mamy u siebie jakieś mistrzostwa świata i szanse w nich na medal! A już nie mówiąc o tym, że zasad kompletnie nie ogarniam…
Próbowałam się jakoś wymigać, choć tak naprawdę to nie to było głównym powodem, przez który nie chciałam jechać. Po pierwsze – nie wypadało mi korzystać z uprzejmości Piotrka, bo przecież tak naprawdę w ogóle się nie znaliśmy i czułabym się tam głupio, a po drugie była to idealna okazja, by chłopcy ten czas spędzili ze sobą, sami, na zacieśnianiu swoich więzi. Ja byłam niepotrzebna do tego duetu, czułabym się jak przyzwoitka.
- Spokojnie, Miśka, ja cię wszystkiego nauczę – zapewnił mnie Olek, łapiąc za rękę. – Tylko zgódź się, proszę – spojrzał na mnie prosząco.
Muszę przyznać, że miękłam pod wpływem tego spojrzenia (bo kto by nie zmiękł, w momencie w którym Olek robi oczy a la Puszek ze „Shreka”?), ale wiedziałam, że zgodzenie się byłoby niewłaściwe. Musiałam więc być twarda.
- Nie, przykro mi Oluś, ale nigdzie z wami nie jadę. Wy jednak korzystajcie z okazji  – od razu zaznaczyłam, patrząc na Piotrka i licząc, że zrozumie moją decyzję. – Spędzicie trochę czasu ze sobą, a ty, kochanie, przynajmniej odpoczniesz trochę ode mnie, bo niedługo będziemy spędzać ze sobą o wiele więcej czasu – powiedziałam do małego, uśmiechając się przy tym najłagodniej jak tylko umiałam.
W końcu liga zaczynała się za półtora tygodnia, a w ciągu jej trwania nie raz będziemy z Olkiem zostawali sami ze sobą nawet na więcej niż dobę, kiedy Piotrek będzie w rozjazdach ze swoim klubem!
- Ale ja nie chcę od ciebie odpoczywać! – krzyknął Olek i tupnął nogą ze złością.
- To tylko trzy dni – powiedziałam, spokojnie znosząc jego fochy i kucając przy nim. Krzykiem nic się nie zdziała, doskonale to wiedziałam. – Pomyśl sobie. Cały weekend wśród reprezentacji, z tatą u boku, z dala od wszystkiego, tylko wy i wasza siatkówka. Czy to nie brzmi cudownie? – uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Tak, ale…
- Olek, skoro Miśka nie chce, to jej do tego nie zmusimy – wtrącił Piotrek, chyba pojąwszy, dlaczego to robię. – No chyba, że nie chcesz jechać z samym ojcem… - dodał smętnie, próbując zagrać mu na poczuciu winy.
- Nie, ale…
- Obiecuję ci, że jeszcze będziesz miał okazję, by mi wszystko na temat tej gry wytłumaczyć podczas ligi – powiedziałam szybko Olkowi, by go do reszty przekonać. – Nawet dam ci się namówić na pójście na halę, ale musisz zrozumieć, że nie tym razem…
- Ale obiecujesz, że pójdziemy na mecz taty? – upewniał się mały, spoglądając na mnie z dobrze wyczuwalną nadzieją.
- Przyrzekam – odpowiedziałam poważnie, unosząc dwa palce w górę w geście przysięgi, by miał pewność, że nie żartuję.
Bo Michalina Hradecka zawsze dotrzymuje danego słowa!
- No dobrze – pokiwał węc ostatecznie głową, zgadzając się na wszystko, co właśnie ustaliliśmy, a po chwili znów zaczął podskakiwać po pokoju, krzycząc: - Już tego lata, Polska będzie mistrzem świata! Już tego lata, Polska będzie mistrzem świata! Ratatata!
Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok. Rozbrajający.


***

Wiedziałam, że Hainów nie ma, bo Olek wysłał mi godzinę temu MMS-a (mimo że podobno ma zakaz używania telefonu) ze swoim i Piotrka zdjęciem na trybunach Spodka z podpisem, że super się bawią, choć szkoda, że mnie tam z nimi nie ma, ale mimo to serce waliło mi jak oszalałe. Trzęsłam się jak osika, gdy wciskałam klucz w zamek ich mieszkania, mimo że przecież robiłam to już wielokrotnie i nie powinno to być dla nikogo podejrzane.   Tym razem jednak nie było nikogo w domu. Co prawda mogłam zadzwonić do Piotrka i zapytać się go, czy nie mogę skorzystać z ich telewizora podczas ich nieobecności, bo u mnie o takich luksusach można było tylko pomarzyć, ale wtedy on pewnie zacząłby mi wygadywać, że przecież mogłam jechać z nimi i widzieć wszystko na żywo, a nie zasłaniać się tym, że powinni więcej czasu spędzać ze sobą, bo moja obecność by im w tym nie przeszkadzała. Tyle tylko, że nie czułabym się komfortowo, gdybym skorzystała z jego uprzejmości, a poza tym to nie była wymówka – oboje powinni więcej czasu spędzać ze sobą beze mnie, a już zwłaszcza przy tym, co oboje kochają. Tym była właśnie siatkówka, więc te mistrzostwa były dla nich jak znalazł. Taki wyjazd wyjdzie im tylko na dobre, a ja byłabym tylko zbędnym balastem, kompletnie nierozeznanym w temacie…
To mi jednak nie przeszkadzało, by postanowić obejrzeć dzisiejszy finał. W sumie to nie wiedziałam, czego mam się spodziewać, bo tak naprawdę nie miałam zielonego pojęcia na temat siatkówki. Chyba nawet nigdy jej nie oglądałam, nie mówiąc już o próbach grania w nią (grania w cokolwiek). Mimo wszystko postanowiłam, że nie przepuszczę takiego wydarzenia! A to wszystko przez Olka, który przed wyjazdem z ekscytacją w głosie opowiadał mi o wszystkim, co według niego powinnam wiedzieć na temat tych mistrzostw. I mimo że niezbyt wiele rozumiałam z jego słów, to jakoś tak cały ten nastrój mi się udzielił. Do sfinalizowania mojego pomysłu jednak potrzebna mi była transmisja meczu, a że Internet na naszym poddaszu chodził wolniej niż zagubiony żółw podczas wyścigu strusiów pędziwiatrów, postanowiłam skorzystać z telewizora Hainów. Do tego mój nieudolny resarch mówił mi, że te mistrzostwa są zakodowane przez Polsat z tylko im znanych powodów, więc potrzebowałam ich stacji, a te akurat chłopaki mieli – wiedziałam to na pewno.
I choć wmawiałam sobie, że robię to wszystko dla wyższej konieczności, to i tak czułam się trochę jak włamywacz, gdy wchodziła cichaczem do ich mieszkania, mimo że nie miałam zamiaru niczego stamtąd wynosić, poza kilkoma godzinami korzystania z prądu. Mimo mojej małej paranoi, że zaraz ktoś mnie przyłapie (nie wiem, na przykład Bedni nagle wyskoczy z szafy i zacznie śpiewać „Merry Christmas everyone” jak w moim ostatnim śnie, mimo że do Bożego Narodzenia jeszcze daleko), siedziałam uparcie na kanapie w ich salonie i po raz pierwszy w życiu oglądałam mecz siatkówki. A przynajmniej po raz pierwszy z takim zainteresowaniem, z własnej, nieprzymuszonej woli. I mimo że nie znałam zawodników i kompletnie nie rozumiałam, o co w tym chodzi (choć nie powiem, pod koniec spotkania zaczęłam już łapać co nieco), nie przeszkadzało mi to w cieszeniu się z każdej udanej akcji Polaków.
A gdy tylko komentatorzy krzyknęli razem JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA, popłakałam się z radości jak dziecko.



_________________________________
Witajcie w 2015! :) Kilka noworocznych ogłoszeń:
1)   Nowy Rok = nowe wyzwania, czyż nie? Zapraszam więc na nic-do-stracenia. Coś nowego, siatkówkowego. Moja mała perełka, którą żyję już od dawna. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się tę sprawę dociągnąć do końca.
2)      Mieliście rację, że to babcia namieszała, moje Szerloki. Przed Wami nic się nie ukryje :)
3)  Rozdział nie najwyższych lotów, doskonale zdaję sobie z tego sprawę i was za to przepraszam, ale w końcu jest i z tego się radujmy.
4)      Ach, i na koniec - poniżej jest mała ankietka, będzie mi miło, jak zagłosujecie.

Wszystkiego dobrego w 2015 dla kibiców Mistrzów Świata (i nie tylko)!


3 komentarze:

  1. Nie spodziewałam się, że Miśka nie pojedzie, ale po przemyśleniu sprawy, nie dziwię jej się. Też nie czułabym się komfortowo, gdyby mój pracodawca zechciał zabrać mnie, niby jako opiekunkę dziecka, ale zawsze, na jakąś "wycieczkę". Babcia jest beznadziejna, nie wiem, jak mogła coś takiego odstawić, ale kobiecina chyba była w szoku, że zawsze potulny synek wreszcie się przeciwstawił i nie robi wszystkiego tak, jak ona zarządzi. Nie wiem, co ona sobie wyobraża, ale chyba zapomniała, że Olek to dziecko Piotrka, a nie jej. może mu pomagać, dawać rady, ale nie wychowa dziecka za niego, na co on by nie pozwolił. Dobrze, że do Piotrka dotarło, że bycie ojcem to nie tylko zapewnienie dziecku bezpieczeństwa finansowego i najlepszej opiekunki, ale bycie z nim, dzielenie jego zainteresowań, smutków czy radości. Co on by bez tej Miśki zrobił? Zginąłby jak Andzia w kwiatkach, to prawie pewne, dlatego niech dziękuje za nią niebiosom. Ona więcej wie i bardziej się na temacie zna, niż się komukolwiek wydaje. Rzeczywiście, przerażające jest to, że mały się tak do niej przywiązał, dlatego może najlepszym wyjściem będzie jak zacznie więcej czasu spędzać z ojcem, a ją będzie traktował tylko jak opiekunkę? Przecież wiadomo, nie będzie z nim do końca życia, biorąc pod uwagę, że Miśka nie spiknie się z jego tatusiem, co bardzo by mi się podobało, aczkolwiek nie wiem, co ci siedzi w głowie i jak chcesz to rozwiązać. Jeśli kiedyś przyszłoby do rozstania, to dziecko bardzo to przeżyje i będzie miało żal, że ich rozdzielają... Ale on tak przylgnął do Miśki, bo wreszcie ktoś się nim zainteresował. Rozumiem, że Piotrek jest zmęczony po treningach czy meczach, ale na Boga, on ma dziecko i musi się nim zająć, jak na ojca przystało. Teraz, po tym jak mu Miśka wszystko wyłożyła czarno na białym, to chyba wreszcie to zrozumiał i coś z tym zrobi. Przecież nie ma nic piękniejszego niż relacja ojca z synem, nie? No to Piotruś, do roboty! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio miałam blogowe zawiasy, ale w końcu nadrobiłam, więc nie mogę nie zostawić po sobie śladu. Matko, ten dzieciak to jest złoto, bo jest naprawdę przeuroczy i kochany. Szkoda tylko, że musiało dojść do takiego nieprzyjemnego zdarzenia, by Piotrek uświadomił sobie, że za mało czasu poświęca swojemu synkowi, ale najważniejsze, że Miśka otworzyła mu oczy i teraz będzie inaczej. Znając życie to mamuśka tu nieźle namiesza, choć z początku się na to nie zapowiadało. No i Bedni, niech on lepiej się zajmie grą w siatkówkę niż jakimiś tanimi podrywami i tekstami, co nikogo nie bawią, a tylko żenują.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowna, przebacz! Jestem taka beznadziejna, że aż mnie samą to zadziwia! Sto razy obiecywałam sobie napisać wreszcie coś sensownego pod tym postem, sto razy obiecywałam sobie nadrobić zaległości, które się wytworzyły samoistnie u Ciebie... I dopiero dziś znalazłam tę odpowiednią chwilę. Czuję się podle, bo Ty wobec mnie zawsze wykazujesz się chwalebną sumiennością. Przepraszam więc! ;(
    Matka Hajnusa nie podoba mi się w ogóle. To znaczy, uściślijmy - nie podoba mi się jej zachowanie. Ani trochę. Jej mało subtelne węszenie za sensacją, czyli najmniejszym potknięciem pedagogicznym syna, wytrąca mnie z równowagi i sprawia, że nie mam ochoty ufać tej bohaterce, ani tym bardziej czytać o niej więcej. ;D Wiem, że babcia na pewno kocha Olka mocno-mocno-mocno-mocno, ale to nie oznacza, że może się wpi3rdalać w życie wszystkich wkoło tylko dlatego, iż poczynania Piotrka nie leżą w jej guście. A fe, pani babciu! I jeszcze ta awersja wobec Miśki, która przecież jest jak najbardziej cool, odpowiedzialna i do rany przyłóż, a przy tym ma niesamowite podejście do dzieci, jak również do dorosłych (co pokazała już nieraz, ale w rozmowie z Hajnusem o Olku i ich wzajemnym relacjach naprawdę przeszła samą siebie, wykazała się wspaniałą wręcz subtelnością, znajomością tematu, wyczuciem chwili... Musiała być niezła, skoro trafiła starszemu Hainowi do przekonania). ;)
    Ale że Hradecka nie pojechała do Kato na finał??? Jacieprzepraszambardzonaprawde, ale jak to? Jakąś super wielką fanką siatkówki nie jestem, ale gdybym miała okazję wybrać się za darmochę, aby naocznie zobaczyć walkę Naszych o złoto, to chyba wiadomo, co bym zrobiła. ;D No, ale skoro Miśka nie ogarniała w ogóle, że w Polsce ma miejsce wielka impreza siatkarska to jestem w stanie zrozumieć jej nieogar. Swoją drogą, już myślałam, że Michalina się zgodzi na propozycję Piotrka, pojedzie z nim i Aleksem na Ślunsk i tam zacznie się między Hajnusem a Hradecką płomienny romans... x) A tu nic! Czuję się niemalże oszukana! ;D
    Nie mogę nie wspomnieć też o cudownej metamorfozie siatkarza, o której krótko nadmieniłam wyżej w kontekście Miśki.Jestem zdania, że Piotrek czuł mimowolnie przez skórę, iż jego relacje z synem nie są prawilne, ale dopiero musiał otrzymać kopniaka od opiekunki swego dziecięcia, aby w pełni przejrzeć na oczy i zdać sobie sprawę z tego, co dotychczas przewalił, zaniedbał, zlekceważył... Pozostaje mi mieć nadzieję, że epizod katowicki i epizod olsztyński będą się powtarzać z regularnością - zwiedzanie, wpierniczanie lodów, śmichy, chichy, rozmowy o życiu... ;D I że przy okazji Piotrek i Miśka poznają się lepiej. I że mama Hajnusa już nie będzie mieszać. I że Olek będzie wzorowym dzieckiem. I że Miśka nie będzie biedowała. ;D
    Aczkolwiek mam też świadomość, że różowo to u nich nie będzie...
    Dziś lub jutro nadrobię to, co pozostało. Ajpromis.
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    OdpowiedzUsuń