piątek, 27 lutego 2015

8. Nieprzyjemne niespodzianki.



Następnego dnia, momentalnie po otworzeniu oczu, odczułam skutki wczorajszych szaleństw. Wszystko – a już zwłaszcza wydarzenia wczorajszego wieczoru – widziałam jak przez mgłę, a w głowie mi szumiało, jakbym płynęła jakimś statkiem. Całe szczęście, że nie miałam choroby morskiej… a przynajmniej nic mi na ten temat nie było wiadomo. Najgorsze jednak było dopiero przede mną, bowiem to, co dotarło do mnie chwilę później, otrzeźwiło mnie lepiej niż kawa czy kubeł zimnej wody. Była to chwila, w której odzyskałam już w pełni świadomość i… poczułam czyjąś rękę obejmującą mnie w pasie.
- O kurwa! – przeklęłam, gdy tylko odwróciłam głowę w bok i zobaczyłam tam… smacznie śpiącego obok mnie Pawła.
Po chwili zorientowałam się, że najprawdopodobniej jesteśmy u niego, ja mam na sobie tylko jego koszulkę, moje rzeczy porozrzucane są po podłodze, a on też ilością ubrań założonych na siebie nie grzeszy. Przeraziłam się nie na żarty, bo to oznaczało tylko jedno – przespałam się z kumplem mojego pracodawcy, no lepiej być nie mogło!
Tfu, przepraszam, mojego BYŁEGO już pracodawcy. Wciąż jakoś nie potrafię sobie tego do końca uświadomić…
Miałam teraz jednak inny problem, niż utrwalanie sobie w głowie, że już nie pracuję u Haina, że jestem bezrobotna i więcej nie zobaczę się z Olkiem, bo mój nagły i głośny krzyk rozbudził mojego towarzysza, przez co ciche wymknięcie się z jego mieszkania i nie pojawienie się już nigdy więcej na jego drodze, nie wchodziło w grę.
- Miśka… – mruknął zaraz po tym, jak otworzył oczy i mnie ujrzał.
A najgorsze było to, że się do mnie uśmiechnął w taki sposób, jakby był niezwykle zachwycony tym, że mnie tu widzi.
- Ciii, ciii, śpij – szepnęłam, próbując jeszcze chwycić się resztek szansy na ucieczkę, zanim ten się na dobre rozbudzi.
Z marnym skutkiem, niestety.
- Jak mógłbym spać, mając obok siebie takiego anioła? A raczej anielicę – sprecyzował, uśmiechając do mnie się zawadiacko.
Nie pomagał. Wcale a wcale.
Nie wiedziałam tak naprawdę, co mam teraz począć. W końcu nikt mnie nie uczył, jak się zachować w takiej sytuacji. Jego nagi i umięśniony tors, będący tuż na wyciągnięcie mojej ręki, też w niczym mi nie pomagał. A wręcz przeszkadzał, bowiem przez to nie mogłam zebrać myśli i nie miałam pojęcia, gdzie mam podziać swoje oczy, by się na niego perfidnie nie gapić. Do tego na usta cisnęło mi się jedno, zasadnicze pytanie, ale… nie wiedziałam, w jaki sposób mam je zadać, co by uzyskać satysfakcjonującą mnie odpowiedź i przy tym nie urazić Pawła.
- Czy my… – zaczęłam nieśmiało po chwili, w końcu zbierając się na odwagę, by go zapytać o to, co mnie teraz trapiło.
Bo ja naprawdę niczego ze wczorajszego wieczora nie pamiętałam od momentu, w którym ruszyliśmy na parkiet. Potem najzwyczajniej w świecie urwał mi się film.
- Jeśli pytasz o to, czy spaliśmy ze sobą – zaczął Paweł, powoli ważąc słowa i idealnie domyślając się, o co mi chodzi – to tak. Ale tylko spaliśmy – dodał po chwili, widząc moje przerażenie wymalowane na twarzy.
- Co? – spytałam głupio, bo go kompletnie nie zrozumiałam w tym momencie.
- Nie pamiętasz? – zdziwił się. W odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. – Najpierw mnie nie kojarzysz, teraz nie pamiętasz tego, co wczoraj robiliśmy. Niedobrze z tobą, moja droga – oświadczył mi ze śmiechem. – Wiesz, że mógłbym ci teraz każdy kit wcisnąć, a ty byś musiała mi w to uwierzyć? – podpuszczał mnie, przyglądając mi się dokładnie.
- Wiem, ale wiem też, że byś mi tego nie zrobił – odpowiedziałam pewna swego. Nie wiem, skąd brałam ów pewność, ale w ogóle nie mieściło mi się w głowie, by Paweł mógł mnie okłamać. – No więc, to jak było naprawdę? – dopytywałam.
Siatkarz uśmiechnął się nikle pod nosem, jakby miał zamiar się jeszcze przez jakiś czas nade mną pastwić i nic mi nie powiedzieć.
- Wczoraj, gdy wychodziliśmy – zaczął w końcu, dokładnie w momencie, w którym otwierałam usta, by jakoś przyśpieszyć jego odpowiedź – odczytałaś smsa od swojej współlokatorki, że tej nocy będziecie miały gościa… a raczej, że ona będzie go miała i ty stwierdziłaś, że tam nie wracasz i że nie masz gdzie spać. No to zaproponowałem ci nocleg u siebie i własne łóżko, ale nie chciałaś się zgodzić na to, abym spał na kanapie, bo jak stwierdziłaś, jest dla mnie za krótka. Ja jednak nie mogłem pozwolić na to, abyś to ty na niej spała, w końcu byłaś moim gościem. I tak sprzeczaliśmy się ze sobą dobrych kilka minut, aż ostatecznie stwierdziłaś, że przecież możemy spać razem w moim łóżku, bo bez problemu się zmieścimy – zakończył.
- I… i nic z tych rzeczy? – spytałam, patrząc na niego podejrzliwie.
- Rączki miałem przy sobie – zapewnił mnie, unosząc je w górę na potwierdzenie. – Wszystko inne również – dodał, uśmiechając się pod nosem.
- W takim razie dlaczego mam na sobie twoją koszulkę? – dopytywałam, wciąż węsząc tu jakiś podstęp.
- A co, miałaś się kisić w tym gorsecie? – zdziwił się i był w tym totalnie autentyczny.
A mi ulżyło, gdy tylko to usłyszałam i utwierdziłam się w tym, że na serio wczoraj nic niepożądanego między nami się nie wydarzyło. Aż uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wyglądasz teraz, jakbyś poczuła wielką ulgę – wytknął mi Paweł.
- Bo tak jest – potwierdziłam to od razu, nawet nie zastanawiając się nad tym, że ta odpowiedź może urazić jego męskie ego. Dopiero po chwili zorientowałam się, jaką gafę palnęłam, gdy zobaczyłam, jak mu mina zrzedła. I szczerze, to trochę zrobiło mi się go żal, dlatego kontynuowałam: – Po prostu nie lubię komplikować sobie już i tak mocno skomplikowanego życia…
Paweł przytaknął, ale jego twarz już nie była tak rozpromieniona jak chwilę temu. Bałam się trochę tego, co chodziło mu teraz po głowie… Nawet nie chciałam wiedzieć, co tam teraz w niej było.
- To może w ramach wdzięczności za tę noc zrobię nam jakieś śniadanie – zaproponowałam, nie mogąc już dłużej wytrzymać tej ciszy.
I – jeśli mam być szczera – chcąc się uwolnić od niego choćby na momencik.
- Nie, to ja je zrobię, a ty tu sobie leż – zaprzeczył nagle Paweł, co mnie trochę zaskoczyło. – W końcu jesteś moim gościem! – przypomniał mi i już zrywał się z łóżka, by ruszyć do kuchni tak, jakby nagle wrócił mu jego dobry humor sprzed kilku minut.
- Kpisz czy o drogę pytasz? – spojrzałam na niego jak na idiotę. – Nie dość, że mnie przechowałeś, to jeszcze masz mi śniadania robić? Niedoczekanie! – oburzyłam się, również wstając z łóżka.
- Tak mówisz? – Paweł spojrzał na mnie przenikliwym spojrzeniem, przekrzywiając przy tym głowę i uśmiechając się do mnie zawadiacko. – To w takim razie najpierw musisz mnie dogonić – oznajmił mi po chwili.
I tym oto sposobem rozpoczęła się gonitwa do kuchni, którą… przegrałam. Ale to nie moja wina, że Paweł jest większy i silniejszy ode mnie, i że to wykorzystał na swoją korzyść, siłą przytrzymując mnie w łóżku, a potem zabarykadował mnie w sypialni! Udało mi się jednak jakoś stamtąd wydostać po negocjacjach z mym oprawcą i… ostatecznie śniadanie zrobiliśmy wspólnie, niczym stare dobre małżeństwo.
Tfu, Hradecka, wypluj to lepiej. To nie czas i miejsce na takie deklaracje.


***


I znowu wpadłam w wir wysyłania swojego CV gdzie popadnie, chodzenia w przeróżne miejsca i imania się złudnej nadziei, że gdzieś mnie przyjmą. Tym razem jednak nie było lepiej niż poprzednio. A może nawet i gorzej, bowiem czułam się niesprawiedliwie potraktowana przez Piotrka. Wiem, powinnam była wrócić do mieszkania numer jedenaście i wbić Hajnusowi do głowy, że się myli co do mnie, tyle tylko że… nie miałam na to żadnych dowodów. Poza tym tylko winny się tłumaczy, a ja nią nie byłam ani się taką nie czułam, dlatego też nie dążyłam do kolejnego spotkania z siatkarzem i zostawiłam to tak, jak jest. Nie walczyłam, bo czułam, że cokolwiek bym nie zrobiła i tak jestem na straconej pozycji. Może właśnie tak musiało być? Może nawet lepiej, że tak się stało? Właśnie to próbowałam sobie wmówić, ale – jeśli mam być szczera – to nie bardzo mi to wychodziło, zwłaszcza, gdy przed moimi oczami stawał obraz śmiejącego się Olka. Zdecydowanie za mocno pokochałam tego chłopca i to w tak krótkim okresie czasu, przez co teraz nie potrafiłam znaleźć dla siebie miejsca…
W tych ciężkich dla mnie chwilach pomagał mi… Paweł Adamajtis. Kto by pomyślał, że kumpel Hajnusa, którego do tej pory kompletnie nie kojarzyłam, po jednej wspólnej nocy stanie się dla mnie taką podporą? Jego smsy rozweselały mnie w te ponure dla mnie dni, a to, że trzymał za mnie kciuki i mi dopingował, dodawało mi odwagi i wiary, że jednak uda mi się tu coś znaleźć, przez co nie będę zmuszona po raz kolejny się przeprowadzać. Albo, co gorsza, by wrócić do ojca.
Poza tym łączyła nas jeszcze jedna sprawa. Podobno wśród chłopaków rozeszła się plotka, że się z Pawłem… spotykamy. Jako para. Jak to się stało? I skąd to wiem? Otóż niedługo po moim wyjściu ów ranka z mieszkania Adamajtisa zadzwonił do mnie zaaferowany całą sytuacją Paweł.
- Przed chwilą był u mnie Biku. Nie uwierzysz, co on wymyślił! – zaczął na wstępie, nawet się ze mną nie witając.
Choć w sumie to widzieliśmy się kilkadziesiąt minut temu.
- A kto to Biku? – spytałam, kompletnie nie interesując się tym, na co ów gościu wpadł o tak wczesnej porze.
I tak dobrze wiedziałam, że Paweł zaraz powie mi, o co chodzi.
- A taki mały, natrętny trochę niczym Bedni, był wtedy z nami w mieszkaniu u Hajnusa – siatkarz zaczął mi to tłumaczyć tak od niechcenia. – Zresztą to nieważne. On cię widział! – krzyknął po chwili.
- I co z tego? – zdziwiłam się, nie widząc w tym nic złego. – Dużo osób mnie widuje.
- No, ale on cię widział, jak wychodziłaś dzisiaj ode mnie rano z mieszkania i… i no wiesz, co sobie pomyślał – mówił trochę speszony.
Swoją drogą, to każdy by to sobie pomyślał, gdyby rozanielona dziewczyna wyszła z mieszkania faceta porą przedpołudniową. Bo gdyby wyszła cichaczem o poranku to oznaczałoby to, że ucieka. Ale jeśli wychodzi później, to oznacza, że było dobrze i że zjedli jeszcze wspólnie śniadanie. Co w sumie w naszym przypadku było prawdą.
Ale Paweł to nie wszyscy. On był zbyt grzeczny, żeby myśleć o TAKICH rzeczach.
- I co, przyszedł zapytać jak było? – spytałam ze śmiechem, bo ta sytuacja naprawdę zaczynała mnie bawić. Odpowiedziała mi jednak głucha cisza, co odebrałam za zgodę. – To miło z jego strony – śmiałam się w najlepsze.
- Miśka, czy ty nic nie rozumiesz?! – oburzył się Adamajtis. – Przecież on tego nie zostawi dla siebie, bo nie byłby sobą i teraz wszyscy się dowiedzą, że ze sobą… spaliśmy – zakończył i mogę dać sobie rękę urwać, że spalił przy tym buraka.
- Bo ty go oczywiście z błędu nie wyprowadziłeś.
- No wiesz… jakoś tak… nie wyszło – jąkał się zakłopotany.
Zaśmiałam się, bo najbardziej zabawne w tym wszystkim było zakłopotanie mojego rozmówcy właśnie.
- Nie rozumiem jednak, dlaczego do mnie dzwonisz i mi to mówisz – powiedziałam po chwili, starając się być przy tym osobą poważną, choć przychodziło mi to z niemałym trudem. – Przecież ja i tak już więcej ich nie zobaczę, bo nie będę miała ku temu okazji i sposobności…
- Bo wiesz, ja naprawdę nie chcę, żeby oni o tobie źle myśleli, ale jakoś tak… no… nie umiałem zaprzeczyć… – jąkał się.
- Paweł, Boże!, to jest naprawdę słodkie, że tak się martwisz o moją reputację, ale zrozum, że mnie ich zdanie za grosz nie obchodzi – wyjaśniłam mu tonem, jaki używam do rozmów wychowawczych z dziećmi. – A jeśli dzięki temu będą cię lepiej traktować, to cieszę się, że ci pomogłam.
- Co? Skąd to wiesz? – zdziwił się.
Nie, on był przerażony tym, że wiem.
- Ty też wczoraj nie byłeś najtrzeźwiejszy i to, i owo mi zdążyłeś powiedzieć, zanim na dobre straciłam kontakt z rzeczywistością – wyjaśniłam. – I nie przejmuj się nimi, i ich gadaniem. Fajny facet z ciebie, wiele dziewczyn woli takiego opiekuńczego, wrażliwego i troskliwego chłopaka, nie wszystkie jara jakiś nieczuły bad boy, wierz mi, wiem, co mówię – powtarzałam mu to, co mówiłam wczoraj, bo widocznie nie tylko ja mam słabą pamięć.
I mówiłam to całkiem poważnie, bo Paweł był na swój sposób uroczy. Nie w moim typie, ale na pewno wiele dziewczyn uznałoby go za swój ideał.
- Wow, dziękuję – odpowiedział chyba tym wyznaniem zaskoczony. – A ty na kogo czekasz? – spytał jakoś dziwnie ośmielony.
- Aktualnie to czekam aż mnie Kora wpuści do budynku, bo zapomniałam wczoraj zabrać z mieszkania kluczy i sterczę teraz jak ta idiotka pod zamkniętymi drzwiami, a ona się pewnie bawi w najlepsze tam na górze – narzekałam. – Całe szczęście, że mnie nakarmiłeś, bo to chyba może dłużej potrwać – zaśmiałam się.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedział, darując sobie drążenie poprzedniego tematu, orientując się, że mu nic więcej nie powiem.
- Do tego muszę ci się do czegoś przyznać – westchnęłam, mając zamiar kontynuować tę rozmowę dopóki Kora z łaski swojej nie ruszy swej wielmożnej dupy i mi nie otworzy, bo samej jakoś nie chciało mi się tu sterczeć. – Chyba wczorajszy wieczór wciąż mi uderza do głowy, bo wydaje mi się, że ktoś mnie śledzi…
Rzeczywiście, miałam jakieś dziwne uczucie, że ktoś za mną idzie, odkąd tylko wyszłam z mieszkania Adamajtisa. Ale gdy tylko się oglądałam, to nikogo za sobą nie widziałam. To uczucie jednak z każdym momentem się potęgowało, gdy przyśpieszałam, on/a przyśpieszał/a, gdy zwalniałam, zwalniał/a. Wciąż czułam na swoich plecach czyiś oddech, jakbym miała jakąś przyczepkę…
- Mam przyjechać? – spytał Paweł od razu, zmartwiony tym wielce. – Jedno twoje słowo i już jestem – zapewnił mnie.
- Nie po to ci to mówiłam, głupku, żebyś gnał tu do mnie na łeb na szyję – zaśmiałam się, jednak nie powiem, że nie zrobiło mi się przyjemnie na te słowa. – Wszystko jest w porządku, to tylko takie dziwne… – zamilkłam.
Nie tego się spodziewałam. Tak właściwie to miałam nadzieję, że już wszystko zostało załatwione, że już nie muszę się tym martwić, że przeszłość mnie tu nie dogoni. Było jednak inaczej, a ten, który zagrodził mi w tym momencie drogę, udowadniał mi właśnie, że jeszcze nie stanęłam na nogi…
- Miśka? Wszystko dobrze? – pytał Paweł zmartwiony moją nagłą ciszą w słuchawce.
- Tak, tak, jak najbardziej – zapewniłam go w pośpiechu. – Muszę kończyć, bo Kora właśnie się zorientowała, że dobijam się do drzwi – skłamałam gładko. – Do usłyszenia kiedy indziej –  dodałam, po czym się rozłączyłam, nie dając mu nawet cokolwiek powiedzieć.
Włożyłam telefon do torebki i spojrzałam w ów twarz. Uśmiechnął się dokładnie w ten sam swój obleśny sposób, co kiedyś.
- Witaj, złociutka. Myślałaś, że jak się przeprowadzisz, to o tobie zapomnimy? – zaśmiał się złowieszczo. – Nic z tych rzeczy, moja droga, przed nami nie da się uciec, powinnaś o tym doskonale wiedzieć.
A potem widziałam już tylko ciemność.


***


- Ty imbecylu! – usłyszałem od razu po otworzeniu drzwi, do których od kilku chwil dobijał się Miły z Monią. – Kompletny debilu! – kontynuował Zniszczoł, jednocześnie wchodząc do środka.
Nie ma to jak miłe powitanie z ust przyjaciela, mówię wam.
- Może mógłbyś pohamować swoje odzywki przy moim dziecku? – obruszyłem się trochę.
Już i tak Aleks od tygodnia był na mnie wściekły o tę akcję z Miśką, a Miły zamiast mnie wspierać i pomagać mi w odzyskaniu jego zaufania, to mi jeszcze dokładał. I to nie tylko w taki sposób, bo do jego obraźliwych tekstów na mój temat zdążyłem się już przyzwyczaić, ale przede wszystkim tym, że stanął murem za blondynką, a nie za mną, kompletnie mnie nie rozumiejąc. Nie przyjmował do wiadomości moich argumentów. A ja zwyczajnie musiałem tak zrobić, bo nie mógłbym zostawiać mojego dziecka pod opieką osoby, której przestałem ufać.
- Niech wie, jakiego ma ojca idiotę! – kontynuował niczym niezrażony Zniszczoł.
- Miłosz! – skarciła go Monia, chyba już nie mogąc znieść jego gadania.
Co prawda ona też nie pochwalała mojej decyzji, ale przynajmniej tak jawnie mnie na każdym kroku nie krytykowała. Ba, nawet obiecała mi zająć się małym dopóki nie znajdę kogoś odpowiedniego na miejsce Hradeckiej.
Choć, jeśli mam być całkowicie szczery, było to bardzo trudne…
- Kochanie, ale jak mam mu w inny sposób uświadomić, że miałem rację? – Miłosz spytał ją, będąc już całkowicie spokojnym i łagodnym człowiekiem.
Muszę powiedzieć, że Monia ma niezłą siłę perswazji. Jedno jej słowo, a ten już jest cicho. Też chciałbym tak umieć, bo odkąd tylko znam Miłego, to właśnie w taki sposób się nade mną pastwi. A odkąd zwolniłem Miśkę, to już w ogóle.
Uważam, że zdecydowanie przesadzał.
- Normalnie – Monia spojrzała na niego jak na idiotę, po czym zabrała Aleksa do pokoju, żeby dać nam swobodę, bo podobno mieliśmy do pogadania.
- O czym tym razem chcesz ze mną rozmawiać? – spytałem, kiedy już Monia z Aleksem zniknęli za drzwiami, wzdychając przy tym cierpiętniczo. – Znów będziesz próbował wpłynąć na moją decyzję?
- Nie, tym razem chcę ci zakomunikować, że miałem rację, bo informacji o Aleksie nie sprzedała mediom Miśka! – krzyknął triumfalnie Miły.
- Jak nie ona, to kto? – spytałem, nie rozumiejąc go i będąc już znudzony rozmowami na jeden i ten sam temat. – Naprawdę wciąż uważasz, że moje pojawienie się z małym w Spodku wzmogło taką falę domysłów i plotek…
- To Malwina! – Zniszczoł nie wytrzymał mojego gadania i przerwał mi wpół zdania. – Ta twoja była niedoszła opiekunka – dokończył już spokojniej.
A mnie zatkało. To rozwiązanie by mi nigdy do głowy nie przyszło. Już chyba prędzej uwierzyłbym w pierwotną wersję Miłosza, że ktoś uchwycił naszą dwójkę na hali i puścił taką wiadomość w obieg, nie licząc się z tym, jaką burzę w nocniku to może wywołać. Choć i to było dla mnie nie do pojęcia.
Tak jak i to, kogo obchodzi moje życie prywatne. Po co?
- Skąd wiesz? – spytałem, kiedy już na trochę ochłonąłem.
- Popytałem tu i ówdzie i, jak się okazało, znajomości w mediach czasem się przydają. No i po prośbach, i małych groźbach – zaśmiał się – od nitki do kłębka wiem już, co i jak. Twoje zdjęcie z Aleksem ze Spodka wywołało falę domysłów, ale niczym nie popartych. Dopóki  ruda nie zadzwoniła i ich nie potwierdziła. A potem już poszło.
- Ale jesteś tego pewien? – spytałem słabo, bo nie chciałem po raz kolejny kogoś pochopnie ocenić.
Już i tak to zrobiłem. I jak widać po „śledztwie” Zniszczoła – zupełnie niesłusznie.
- Rozmówiłem się z nią i wszystko potwierdziła – odpowiedział zadowolony z siebie. – Tamci, dla których zrezygnowała z pracy u ciebie, zwolnili ją po tygodniu. Chciała wrócić, ale okazało się, że wakatu już nie ma…
- Taka zemsta? – zdziwiłem się.
Nie mieściło mi się w głowie, że taka rozsądna osoba, jaką wydała mi się być pani Malwina, może kierować się tak niskimi pobudkami.
- Nie, raczej brak środków ją do tego zmusił – wyjaśnił Miły, chyba nawet jej trochę współczując. – Ale jeśli nadal mi nie wierzysz i chcesz się upewnić, że znowu nie zmyślam, to do niej zadzwoń, a wszystko potwierdzi – powiedział z widoczną urazą w głosie.
No tak, od początku mi powtarzał, że Michalina by tego nie zrobiła, ale ja nie umiałem w to uwierzyć. Blondynka znała sytuację najkrócej z nas wszystkich, nie ufałem jej więc na tyle, aby oskarżyć o to kogoś innego, bardziej dla mnie zaufanego. Do tego jej pokorne przyjęcie mojej decyzji i brak jakiegokolwiek sprzeciwu utwierdził mnie w przekonaniu, że mam rację. Choć może ja ją wtedy zwyczajnie zaskoczyłem? Może uniosła się dumą i honorem, nie mając zamiaru mi się tłumaczyć z czegoś, czego nie zrobiła? Nie wiem, może gdybym najpierw z nią porozmawiał tak na spokojnie, to by do tego nie doszło… Ale ja zawsze byłem w gorącej wodzie kąpany.
I teraz mam za swoje.
- Co ja mam teraz zrobić? – spytałem, łapiąc się za głowę, bo to było dla mnie za wiele, jak na jeden moment.
Dopiero teraz tak naprawdę dotarło do mnie, co najlepszego zrobiłem. Oskarżyłem Bogu ducha winną osobę, która do tej pory tak bardzo mi pomagała i mnie wspierała w samotnym wychowywaniu dziecka. Skrzywdziłem tym nie tylko ją, ale przede wszystkim mojego własnego syna.
Jestem głupi, Zniszczoł ma rację.
- Jak to co? – zdziwił się Miły moim pytaniem. – Kupić największy bukiet kwiatów, jaki mają w kwiaciarni, pójść do niej i błagać ją na kolanach, by wróciła, bo sam sobie nie radzisz – odpowiedział, jak zawsze doskonale wiedząc, co mam począć.
- Bo ja ci wciąż pomagać nie będę – dodała Monia, pojawiając się w pomieszczeniu dosłownie znikąd.
A z nią wszedł tu również mój syn, który teraz patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami z wymalowaną w nich dziecięcą ufnością.
- Tato, to prawda, że idziesz do Misi? – spytał z doskonale wyczuwalną nadzieją w głosie, widocznie dobrze słysząc końcówkę mojej rozmowy ze Zniszczołem.
Pokiwałem głową, kucając tuż przy nim.
- I ona wróci? – dopytywał.
- Obiecuję ci, synu, że nie wrócę do domu bez niej – powiedziałem naprawdę poważnie, doskonale zdając sobie świadomość z tego, co mu właśnie obiecuję.
A on? On momentalnie wtulił się we mnie z niesamowitą mocą i radością, jaką dawno u niego nie widziałem. I to tylko dlatego, że blondynka ma wrócić...
Boże, co ta dziewczyna z nami zrobiła? Zmieniła nasz nie do końca poukładany w świat w… w jeszcze większy bałagan.



_______________________

I nikt się nie domyślił, co wymyśliłam, ha!

7 komentarzy:

  1. Niektórym nie dałaś szansy, by się domyślili, bo im nie powiedziałaś o rozdziale :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież dobrze mnie znasz i doskonale powinnaś wiedzieć, że ja i informowanie o nowościach nie idziemy ze sobą w parze :)

      Usuń
  2. To się podpina pod powiadomienia i wszystko okej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam bliska tego, że ktoś z otoczenia Piotrka ma za długi język przynajmniej ;) Ten Adamajtis skoro już wpadłam na to kim jest okazał się być całkiem spoko ;) Piotrek był głupi chwilowo, ale teraz ciekawe co z Miśką.
      Wena życzę! :)

      Usuń
  3. Adamajtis! mam do niego słabość, bo jest trochę politechnikowy, także, już go lubię!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojapierdziu! Malwina! Żodyn nie przypuszczał, że to właśnie ona okazała się tą żmiją zdradziecką! Żodyn! ;d Owa informacja sprawiła, iż mój punkt widzenia na sprawę ze zwolnieniem Miśki zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Już nie poczuwam się do sykania i plucia w stronę matki Hajnusa, a pewnie, gdybym mogła, to bym ją przeprosiła na to, że tak na nią wcześniej napadłam. Ale skądinąd dobrze się stało. ;d
    Adamajtis! <3 Nie dość, że jego życie nie jest podporządkowane spełnianiu rozkazów dolnej części ciała każdego faceta (no, szczerze: ilu facetów, mając możliwość przespania się z fajną laską po pijaku, nie wybrałoby tej opcji? Choć może ja jestem jakaś dziwna i zbyt nie wierzę w szlachetność i uczciwość większości płci brzydkiej... ?;D), to jeszcze okazał się przy tym gościem z klasą! A klasą! Ekstra-klasą! x) Jestem pełna podziwu dla tempa, w jakim rozwinęła się jego znajomość z Miśką. Jakoś tak mi się podoba myśl, że Hradecka mogłaby się spotykać z Pawłem.. Sądzę, że pasują do siebie. No, ale jest w tej beczce miodu łyżka dziegciu - Pawełek nie ma syna, a ów syn nie jest Olkiem (bo go w ogóle nie ma, choć nawet, gdyby ten syn istniał, to on i tak nie byłby Olkiem ). Myślę, że to znacząco zaburza przejrzysty wizerunek Adamajtisa, który, poza tym, pomimo tego braku, jest niczym do raaanyyy przyłóż! I to nie do takiej rany, z której chcemy, aby wyciekła ropa, ale do rany, która ma się zagoić w najszybszym możliwym terminie (np. do wesela ). ;D Zastanawia mnie jeno, co się stało Misi. Jakiś ludzki element jej przeszłości wychynął na światło dzienne i wcale a wcale nie podoba mi się wizja możliwych konsekwencji tego faktu. Zwłaszcza, że mam swoje podejrzenia co do potencjalnej sekwencji przyszłych zdarzeń (jak zwykle) i wzbudza ona we mnie głównie strach. Tak że tego.
    Suuuper, że ktoś przemówił Piotrkowi do rozumu, ino szkoda, iż miało to miejsce po tym (albo w chwili, gdy) Miśka dostawała w głowę czymś ciężkim (jak mniemam). Co teraz ona może zrobić z przeprosinami Haina? Wsadzić je sobie do nosa? OK, jakaś cięta dzisiaj jestem na cały świat. Chyba wstałam lewą nogą. ;d Niemniej dalsza postawa Hajnusa mnie cokolwiek ujęła za serduszko. Niech kupuje te kwiaty, jak mu kolega kazał, i niech ciśnie do Hradeckiej - wyratować ją z opresji niczym rycerz na kuniu. ;d Musi się zrehabilitować wszak nie tylko w oczach Michaliny! x)
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czo ten komentarz powyżej? Zjadł wszystkie "< heheszki >" itd. rozluźniające atmosferę, co sprawiło, że zapewne wyszłam w Twych oczach na niezłą wariatkę.. No, ale chociaż koment jest śmieszny (mam nadzieję). ;d
    buuuźka!

    OdpowiedzUsuń