niedziela, 5 czerwca 2016

16. Niespodzianka.



Weszłam do sali, którą wczoraj tak pieczołowicie przygotowywałyśmy z Korą i Moniką na ten  w i e l k i  dzień i nieskromnie musiałam przyznać, że byłam pod wrażeniem naszej pracy. Naprawdę. Wszystko wyglądało idealnie, dokładnie tak jak chciałyśmy. Tak jak miało być. I nawet udało się nam sprawić, by balony, serpentyny, kolorowe lampiony i lampki przywieszone pod sufitem współgrały z dmuchanym zamkiem, trampoliną i basenem z piłkami, które zostały tu dziś wczesnym rankiem przywiezione i ustawione. Tak, jakbyśmy przygotowując to wszystko, wiedziały, gdzie i co dzisiaj zostanie ustawione. Normalnie, medium! Najbardziej jednak byłam dumna z wielkiego napisu: 5-te urodziny Olka, nad którym siedziałyśmy z Korą ponad dwie godziny i który teraz od razu na wejściu rzucał się w oczy – tak, aby każdy z gości wiedział, dla kogo tu dzisiaj wszyscy przyszliśmy i kto tu jest najważniejszy (i żeby przypadkiem nikomu nie przyszło do głowy, że jest inaczej!). Co prawda więcej czasu od kaligrafowania spędziłam na sporach z Piotrem o to, czy mamy na ów płótnie użyć zdrobnienia Olek czy Aleks… I gdy już niemal byłam skłonna przyznać mu rację (chyba bardziej dla świętego spokoju, aniżeli dlatego, że ów racja była po jego stronie…) i zrobić tak jak mówił, to jednak ostatecznie stwierdziłyśmy z Korą, że przecież, hola!, to my dwie kaligrafujemy te trzy jakże ważne słowa przez kilka godzin i ozdabiamy je naszymi rysunkami, więc to uprawnia nas, abyśmy mogły napisać co nam się żywnie podoba i jemu mało co do tego. W końcu jak wie lepiej, to niech sam sobie robi.
Mam tylko nadzieję, że spodoba się to wszystko samemu zainteresowanemu… Bo to on tu jest dzisiaj najważniejszy. I to jego zdanie i reakcja jest wiążąca, a nie my i nasze pomysły.
- Pięknie jest – poklepała mnie Kora po ramieniu, jakby doskonale wiedziała, co chodzi mi w tym momencie po tej mojej blond łepetynie. – Nic ino czekać aż zaczną się schodzić te twoje wielkoludy.
- Hamuj z tym trochę, tylko nie moje – poprawiłam ją od razu. – Oby tylko nie narobili bałaganu przed przyjściem Olka… – martwiłam się na głos, poprawiając białą czapkę Smerfetki misternie przyczepioną wsuwkami do moich blond loków.
- Spokojnie, już ja ich przypilnuję – obiecała mi Kora solennie, zarzucając gwałtownie swoimi dredami. Powiedziała to w tak pewny siebie sposób, że naprawdę mogłam być spokojna o to, że nasza praca nie pójdzie na marne. Zwłaszcza, że już odrobinę zdążyłam poznać jej możliwości… – A teraz chodź, musimy poprawić ci makijaż, bo znowu się rozmazałaś – dodała niemal cierpiętniczo, wyciągając niebieską farbę do ciała ze swojej torebki.
Westchnęłam, ale pozwoliłam jej na wszystko. W końcu to ona była kreatorem mojego dzisiejszego przebrania, musiałam więc robić wszystko dokładnie tak, jak tego chciała... bez sprzeciwów i kręcenia nosem.
I tak oto w ferworze ostatnich poprawek minęła nam godzina, podczas której pomieszczenie się zaludniło. Był tu Bałwanek Olaf, Czerwony Kapturek, Tabaluga, Zorro, Kapitan Hak, Pszczółka Maja, Fizia Pończoszanka, Kapitan Jack Sparrow, Elmo i Ciasteczkowy Potwór, Królik Bugs, Królewna Śnieżka, nawet Rumcajs przyszedł, Kubuś Puchatek… i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Mówię wam – cały bajkowy świat przybył na urodziny jednego, ludzkiego pięciolatka! Wszyscy w dobrych nastrojach, z prezentami pod pachą, czekający cierpliwie na jubilata…
- Kiedy będzie tort?
…i na tort, oczywiście. Przecież to główny punkt programu. Obok Olka, rzecz jasna.
- Mówiłam ci, że kiedy tylko Piotrek z Olkiem się pojawią – odpowiedziałam po raz enty, nie spoglądając nawet przez chwilę na kolejnego wygłodniałego wielkoluda pojawiającego się co jakiś czas u mojego boku.
Boże, daj im wszystkim odrobinę cierpliwości, czy ja naprawdę proszę cię o tak wiele?
- W sumie to chyba już powinni być… – mruknęła Kora, wpatrując się w wejście.
Nie pomagała. Wcale, a wcale. Choć ona jedna mogłaby mnie wspierać podczas konfrontacji ze zniecierpliwionymi chłopakami!
- No i co ja ci na to poradzę? – wzruszyłam ramionami, będąc totalnie bezradną. – Naprawdę nie wiem, gdzie ich wcięło…
Musiałam przyznać, że Kora miała rację. Chłopcy powinni już tu być. Umówiliśmy się bowiem z Piotrkiem, że gdy wszyscy już będą w środku i wszystko będzie zapięte na ostatni guzik, wyślę mu SMS-a. A on wtedy miał zaaranżować wyjście z małym na spacer, który miał zakończyć się o, tutaj. Tak, aby Olek miał niespodziankę z prawdziwego zdarzenia…
I jakby na nasze zawołanie w sali rozległ się podekscytowany okrzyk Bałwanka Olafa, który stał dzisiaj na czatach i wypatrywał najważniejszych gości:
- IDĄ!
Momentalnie wszyscy, jak jeden mąż, schowaliśmy się po kątach pomieszczenia. Światło zgasło, by rozbłysnąć na nowo w momencie, w którym Piotrek i Olek stanęli na podeście.
- NIESPODZIANKA! – ryknęła cała wesoła kompania, gdy tylko znowu nastała jasność.
Jeszcze nigdy nie widziałam tak wyszczerzonego Piotrka i tak zdezorientowanego Olka, jak w tej chwili. Starszy Hajnus rozglądał się z zachwytem po sali wypełnionej poprzebieranymi gośćmi i przybranej przeróżnymi kolorowymi dekoracjami, natomiast Junior wpatrywał się w jeden punkt i mrugał… z każdą chwilą mrugał coraz szybciej i szybciej. Doskonale wiedziałam co to znaczy, nie pierwszy raz przecież miałam do czynienia z Olkiem, dlatego szybko ukucnęłam tuż przed nim.
- Hej brzdącu, co to za niemrawa mina? To wszystko jest dla ciebie, z okazji twoich dzisiejszych urodzin! Zobacz, wszyscy przyszli tu specjalnie dla ciebie, żeby się z tobą cieszyć i bawić – uśmiechnęłam się do niego ciepło i pstryknęłam go w nos na poprawę nastroju. Nie pomogło, niestety. – Nie podoba ci się? – spytałam więc, widząc, że zaraz naprawdę poleją się łzy.
Nie takiej reakcji bowiem się spodziewałam. Myślałam, że raczej będzie biegać po pomieszczeniu cały rozradowany, sprawdzać każdy zakątek i cieszyć się z tego wszystkiego, co dzisiaj dla niego przygotowaliśmy. A tu taki klops.
Chyba nie jestem dobrą organizatorką…
- Podoba – odpowiedział i pociągnął przy tym noskiem.
Jakoś mnie to nie uspokoiło ani nie przekonało. Spojrzałam na Piotrka, mając nadzieję, że może on wie o co chodzi. Może coś się wydarzyło dzisiaj rano, przez co mały ma taki kiepski humor? Ten jednak tylko wzruszył ramionami, równie mocno zakłopotany co ja.
- W takim razie co się dzieje? – ponowiłam pytanie, spoglądając z uwagą na Olka.
- No właśnie, synku. Powiedz nam, a my na pewno coś na to poradzimy – dorzucił swoje trzy grosze Piotrek, również kucając obok Olka.
- Bo ja… ja… – tymczasem ten jąkał się, nie bardzo wiedząc, jak ma nam to powiedzieć… jakby bał się, że sprawi nam przykrość swoimi słowami – bo ja nie mam przebrania! – krzyknął płaczliwie, w końcu wyrzucając z siebie to, co leżało mu właśnie na sercu.
Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam ukradkiem na Piotrka, który wyraźnie odetchnął z ulgą. Chyba też spodziewał się czegoś gorszego…
- I tylko dlatego się mażesz? – dopytywałam, co byśmy mieli stuprocentową pewność.
Mały tymczasem pokiwał zamaszyście głową, nie mogąc wydobyć z siebie głosu przez rosnącą od wstrzymywania płaczu gulę w gardle.
- To nie masz powodu, by płakać, bo mam dla ciebie prezent, który myślę, że rozwiąże ten problem – szepnęłam konspiracyjnie, puszczając przy tym oko. – Chcesz go zobaczyć? – spytałam, po czym wstałam i wyciągnęłam ku niemu dłoń, którą ten od razu złapał. Bez żadnych zbędnych pytań i obiekcji. Niewiarygodne. – Na moment państwa przepraszamy – powiedziałam reszcie towarzystwa, nagle przypominając sobie, że przecież nie jesteśmy tutaj dziś sami.
Wszyscy w zrozumieniu pokiwali głowami, doskonale wiedząc, że tak to właśnie miało wyglądać. Przecież nie moglibyśmy dopuścić, aby nasz dzisiejszy Jubilat odstawał od reszty towarzystwa!
- Misia, ale co to za prezent? – dopytywał Olek, kiedy już szliśmy w stronę zaplecza w o wiele lepszych humorach.
Jego pytanie sprawiło, że na moment przestałam się przyglądać, jak Kora i Piotrek o czymś żywo ze sobą dyskutują, idąc w przeciwną, aniżeli my, stronę. Hmm, ciekawe, co kombinują?, myślałam. Przecież oni nawet siebie nie lubią!
- No przecież nie mogłabym pozwolić, abyś odstawał od reszty, zwłaszcza, że w zamyśle miał to być twój bal przebierańców – tłumaczyłam małemu, po czym pchnęłam drzwi od zaplecza, dzięki czemu zostaliśmy sami, bez zbędnych spojrzeń reszty towarzystwa.
Puściłam rękę Olka i podreptałam w stronę krzesła, na które jeszcze kilka minut temu niedbale rzuciłam swoją torbę. Zaczęłam ją gorączkowo przeszukiwać, oczywiście nie mogąc znaleźć tego, czego w tym momencie najbardziej potrzebowałam.
Czyli jak zwykle.
Na szczęście Olek jest dość cierpliwym dzieckiem. I choć bardzo nie mógł się doczekać, cóż to dla niego tym razem przygotowałam, to dobrze wiedział, że ja i moja torba nie zawsze umiemy ze sobą współpracować na odpowiednim poziomie.
 - Proszę – powiedziałam, gdy w końcu znalazłam to, czego szukałam.
Podałam małemu misternie opakowane i przewiązane wstążką zawiniątko, czekając już tylko na jego reakcję. Aleks złapał je tak szybko, że ledwo zdążyłam to zarejestrować, po czym zaczął rozrywać ozdobny papier z taką energią, że jeszcze chwila, a zaczęłabym się bać, że niechcący uszkodzi zawartość. Uśmiechając się delikatnie pod nosem, przyglądałam się dokładnie jego twarzy, by nie przegapić żadnej emocji, jaka się na niej pojawi. By przekonać się na własne oczy, czy to, co wymyśliłam, mu się spodoba.
Po chwili nie miałam już żadnych wątpliwości…
- Miiiiiiiiiiiśka!!! – Olek pisnął tak głośno, że pewnie usłyszeli to wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu obok.
Ale niech słyszą, bo to była najlepsza reakcja z możliwych, jakie tylko mogłam sobie wyobrazić.
- Podoba ci się? – spytałam go, choć chyba nie musiałam tego robić.
- Taaaaaaaaaaaaak! – krzyknął.
- W takim razie przebieraj się, mój Spider-Manie! – zaśmiałam się, po czym pomogłam mu stać się super bohaterem dzisiejszego popołudnia.



***



Impreza trwała w najlepsze. Stałam oparta o bar, który dzisiaj wyjątkowo serwował wszystko, tylko nie alkohole, i przyglądałam się zamieszaniu powstałemu w pomieszczeniu. Właśnie wielki bałwan Olaf (w tej roli Miłosz Zniszczoł) zanurkował w basenie z kulkami, mając na plecach – a raczej na środkowej śniegowej kuli – roześmianego Olka, który śmiał się jeszcze głośniej, gdy po „wypłynięciu” z kulek okazało się, że bałwanowi odpadł… jego marchewkowy nos. Nie minęło nawet kilka sekund od tej chwili, kiedy to reszta wielkoludów postanowiła dołączyć do nich, przez co teraz to nie basen był pełen kulek, a cała sala.
Będzie co sprzątać, oj będzie…
- Podoba mu się – usłyszałam głos tuż obok swojego lewego ucha. – Jest zachwycony, Miśka. Dziękuję.
To był Piotrek, który uśmiechnął się do mnie ciepło i życzliwie.
- Nie masz za co. Mnie równie mocno zależy na jego uśmiechniętej buźce, co tobie.
- Wiem – pokiwał głową, po czym podał mi pucharek z lodami – a mimo to ci dziękuję. Bo mam za co.
Wzięłam pierwszą łyżeczkę przyniesionych przez niego lodów do buzi, uśmiechając się do niego w podzięce, że mu się chciało mi je przynosić. Mm, truskawkowe. Z bitą śmietaną i owocami. Wspaniała bomba kaloryczna.
- Sprzeczałabym się, ale nie mam w tej chwili do tego odpowiedniego nastroju – odpowiedziałam uśmiechnięta, kiedy już przełknęłam pierwsze kęsy.
Piotrek pokręcił głową, ale nic więcej nie powiedział. Przez kilka minut staliśmy więc w milczeniu i delektowaliśmy się naszymi pucharkami pełnymi lodów, obserwując jak duże dzieci dorównują w zabawie dzisiejszemu Jubilatowi i śmiejąc się z ich nie zawsze najlepszych pomysłów.
- Może zabrzmię w tej chwili jak stary zgred – zaczął Piotrek, przerywając nagle ciszę między nami – ale jak tylko sobie pomyślę, że jeszcze niedawno Aleks był taki malutki… a teraz ma już 5 lat…
- Czas szybko leci, rzeczywiście – przytaknęłam, przyglądając się, jak wesołe towarzystwo właśnie przygotowywało się do gry w gorące krzesło.
- Taaaaaak – mruknął zamyślony Hajnus. – Tyle się zmieniło w międzyczasie w moim życiu… tyle się wydarzyło… złego jak i dobrego. I wiesz – westchnął, nagle zmieniając ton swojej wypowiedzi i spoglądając na mnie ukradkiem. Wyglądał, jakby zbierał się w sobie, by powiedzieć mi coś naprawdę ważnego… – Nie wiem, co by teraz z nami było, gdybyś wtedy do nas nie przyszła, nie zapukała do moich drzwi… Pojawiłaś się w naszym życiu akurat wtedy, gdy najmocniej cię potrzebowaliśmy i nie wiem, co się stanie, jeśli…
- Ej! Miśka! Piotrek! Chodźcie tu do nas, a nie się tak od wszystkich izolujecie! – krzyknął Miły, przerywając Piotrkowi w pół zdania.
Spojrzałam na Haina Seniora, licząc, że dokończy swoją wypowiedź i dopiero potem dołączymy do reszty. Ten jednak spuścił głowę i westchnął ciężko.
Widząc, że raczej nie dowiem się już, o co mu chodziło, powiedziałam:
- Cóż, chyba nas wołają...
- No tak – przytaknął, po czym ruszył przed siebie nawet na mnie nie czekając, nawet nie mówiąc znamiennego „wrócimy do tego”…
Dziwne.



***



Przegrałam, ale przecież nie o to tu chodziło.
Wszyscy, no dobra – PRAWIE wszyscy, starali się, aby Olek wygrał. Ale z drugiej strony nie można też pozwalać, by małemu się wszystko udawało, bo jeszcze smak zwycięstwa zaszumi mu w głowie i jeszcze będą z tego problemy. A najgorzej jest, jeśli człowiek przyzwyczai się do dobrego. Do tego, że wszystko mu w życiu wychodzi. Bo gdy tak nagle jego dobra passa życiowa minie, człowiek nie jest w stanie sobie sam poradzić…
Wygrała więc Monika. Całe szczęście, że nie Bedni, który tak oszukiwał, że aż się do finału dostał. Może dlatego też tak trudno było przełknąć mu gorycz porażki?
- Wiesz co? Na początku jakoś nie byłem przekonany do tego pomysłu, ale teraz muszę ci przyznać, że naprawdę nieźle to wymyśliłaś – usłyszałam nagle od mojego Zorro. – Wszyscy świetnie się bawią. To zdecydowanie twoja zasługa.
Siedzieliśmy obok siebie na kanapie i przyglądaliśmy się, jak jakiś magik, cyrkowiec czy kto to tam do diaska jest, przygotowuje się wraz ze swoją asystentką do z pewnością porywającego występu. Piotrek bowiem uparł się, że na każdych takich urodzinach zawsze jest ktoś w rodzaju klauna i nie byłam w stanie mu przegadać, że przecież mamy Bedniego i on w zupełności nam wystarczy. I tak zrobił swoje.
Ale w końcu to jest jego syn i to on chyba powinien wiedzieć lepiej ode mnie, co mu się spodoba, a co nie. Nie powinnam się więc w to aż tak wtrącać…
- Miło mi to słyszeć – odpowiedziałam, nie spuszczając oka z kobiety, która właśnie usadzała wszystkich na właściwych według niej miejscach, począwszy od Olka, który przecież był tu dzisiaj gwiazdą wieczoru.
Choć jak tak patrzę po reszcie towarzystwa, to wydaje mi się, że niektóre wielkoludy są bardziej podekscytowane zbliżającym się występem niż sam Jubilat…
- Myślę, że nie tylko ja to powiem, ale naprawdę świetnie to zorganizowałaś – kontynuował Paweł, próbując za wszelką cenę zwrócić na siebie moją uwagę.
Po naszym ostatnim prawie-rozstaniu Adamajtis naprawdę starał się jak mógł, aby zatrzeć swoje ostatnie niezbyt dobre wrażenie. I choć ewidentnie widziałam, że nie bardzo podobał mu się mój pomysł odnośnie urodzinowej imprezy niespodzianki dla Olka (hmm, w sumie to chyba nie chodziło tu o sam pomysł, a o to co się z nim wiązało...), to jednak dzielnie znosił wszystkie tego konsekwencje i fakt, że teraz jeszcze więcej czasu spędzałam z Piotrkiem aniżeli do tej pory. Co prawda starałam się jak mogłam, aby przez ostatni miesiąc Paweł aż tak bardzo nie odczuł, że jest mnie mniej dla niego niż zazwyczaj, ale nie wiedziałam, z jakim skutkiem mi się to udało. Poza tym do tej pory niesmak sylwestrowej sytuacji gdzieś tam we mnie tkwił, przez co już nie było między nami tak jak przedtem… i ja nic nie mogłam na to poradzić. Nie umiałam się bowiem do niego przekonać, na nowo mu zaufać, nie po tym, co mi zaserwował w ostatni dzień roku… ale przynajmniej widziałam, że się stara. A to było dobrą wróżbą na przyszłość.
Nie wiedziałam jednak, jaka ta nasza przyszłość będzie… czy w ogóle jakakolwiek będzie...
- ...prawda, Miły? – Paweł-Zorro zagadał właśnie do przechodzącego tuż obok nas bałwana Olafa.
Coś czułam, że przez to moje rozmyślanie ominęło mnie pół monologu Adamajtisa. Ups?
- Ależ oczywiście! Nasza Smerfetka miała naprawdę zacnego pomysła – zakrzyknął Zniszczoł, po czym ucałował oba moje policzki.
A raczej próbował to zrobić, bowiem biała pianka stroju bałwanka mu to uniemożliwiała. I zamiast całusów, to tylko odbijał się tymi swoimi nowymi, bardziej wydatnymi polikami o mnie.
- Pamiętajcie, że to nie tylko moja zasługa – hamowałam ich zapędy, bo z każdą kolejną sekundą ich zachwytów robiło mi się coraz bardziej głupio.
No bo powiedzcie, nie byłoby wam głupio, gdyby tak nagle Zorro i Bałwan rozpływali się w zachwytach nad taką skromną i nic nieznaczącą Smerfetką, jaką przecież jestem?
- A nie myślałaś, aby zająć się organizacją takich kinderbali na poważnie? – spytał nagle Paweł, a mi prawie moje białe pantofelki ze stóp spadły, bowiem takiego pomysłu to się nie spodziewałam usłyszeć i to jeszcze od niego.
- O nie, nie, nie. Jeden w zupełności mi wystarczy – odpowiedziałam przekonana.
Naprawdę, gdybym miała to powtórzyć w najbliższej przyszłości, to chyba bym osiwiała. Całe szczęście, że jestem blondynką i tych siwków nie byłoby widać tak od razu… ale mimo to nie była to zbyt kusząca propozycja.
- Szkoda… ale teraz przynajmniej będę miał cię już tylko dla siebie – zaśmiał się Paweł, od razu jakiś taki bardziej zadowolony, odgarniając swoją pelerynę, by móc objąć mnie ramieniem bez żadnych przeszkód.
Miły spojrzał na nas z miną nie do rozszyfrowania.
- Rzeczywiście szkoda – mruknął zamyślony – bo widać, że masz do tego talent. Piotrek nie może się ciebie nachwalić i ja wcale mu się nie dziwię.
Pawłowi od razu, jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki, dobry humor minął. Spiął się na samo wspomnienie o Hajnusie. Wyczuwałam jego reakcję już na kilometr, nie musiałby mnie nawet w tym momencie obejmować, a i tak wiedziałabym, o co mu chodzi. A już zwłaszcza, jeśli w grę wchodził Piotrek.
Zirytowałam się od razu, bo tak nie może być. Tak to my nie będziemy funkcjonować ze sobą.
- Boże, chłopaki, a co to za kółko wzajemnej adoracji? – spytałam, zrzucając ze swojego ramienia rękę Adamajtisa. – Czy wy przypadkiem nie chcecie czegoś ode mnie? – spojrzałam spod byka na Miłego, robiąc poważną minę.
- No coś ty, Miśka! – zaperzył się Miły. – Po prostu mówimy najprawdziwszą prawdę. Pokazałaś nam swój kolejny talent.
Spojrzałam na niego, jakby się przed chwilą w głowę uderzył. I to mocno.
- I nie patrz tak na mnie, Smerfetko Organizatorko! – rzucił oskarżycielsko. – Wszystko przewidziałaś, wszystko zaplanowałaś na tip-top, tak, że nie jest w stanie cię nic zaskoczyć, naprawdę! Chapeaus bas!
Nie wiedziałam, czy mam go trzepnąć po tym jego bałwanim łbie i się roześmiać, czy spalić buraka i mu dziękować za te słowa, czy jeszcze co innego. Z impasu jednak uratowała mnie asystentka naszego komiko-magika, która ni stąd, ni zowąd wypaliła w moją stronę:
- Już wszystko gotowe, zaraz zaczynamy, tylko jeszcze na mamę dzisiejszego solenizanta czekamy.
Popatrzyłam na nią, jakby z księżyca spadła i zaczęła nam tu odprawiać marsjańskie obrzędy. I to nawet nie dlatego, że nazwała Olka tak, jakby miał dzisiaj imieniny, a nie urodziny. Bo, do diabła, o jakiej ona mamie mówiła? Zaczęłam się rozglądać dookoła siebie w poszukiwaniu osoby, którą ów nieszczęśnica postanowiła określić rodzicielką Aleksa i najgorsze, że wszystko wskazywało na to, że to o mnie jej chodziło. Byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam, jak mam się teraz zachować. W pomieszczeniu zapanowała dziwna cisza, chyba po raz pierwszy od początku imprezy można było usłyszeć muchę w sali (o ile by tu się jakaś w zimie uchowała). Jedni wlepiali swoje gały w panią asystentkę, drudzy we mnie, ale wszyscy oczekiwali jakiejkolwiek reakcji – obojętnie z której strony. A mnie po prostu zabrakło języka w gębie. Rzadko mi się to zdarzało, ale nie byłam przygotowana na taką sytuację. Nigdy, w nawet najśmielszych snach, coś takiego nie przyszłoby mi do głowy!
Chłopaki przechwalili z tym swoim gadaniem, że „nic nie jest w stanie cię zaskoczyć, wszystko masz tak pięknie zaplanowane”.
I gdy już Piotrek otwierał buzię, by wyjaśnić pani asystentce jej katastrofalną pomyłkę, usłyszeliśmy spokojny głos Olka, który chyba dopiero teraz zorientował się, że to o jego mamę tej babie chodziło.
- Ale ja nie mam mamy. Moja mama nie żyje.
Zrobiło mi się cholernie głupio. Wyobrażałam sobie już wszelkie uczucia, jakie w tej chwili muszą małym targać. Dlaczego ta zła kobieta musiała mu właśnie w jego urodziny przypominać, że jest pół-sierotą?! I to niemalże od urodzenia?
- Och, przepraszam – jęknęła zaskoczona kobieta – nie wiedziałam, ja… myślałam, że… – jąkała się, wyraźnie zakłopotana, nie wiedząc, gdzie podziać swój wzrok.
Nikt nie wiedział, co powinien teraz zrobić. N I K T. Ja siedziałam na fotelu obok zesztywniałego Pawła i zapomniałam, jak się oddycha. Piotrek łypał groźnie na kobietę, zapewne bluzgając na nią w swojej głowie niemiłosiernie. A reszta towarzystwa przenosiła swój wzrok z jednej strony na drugą i z powrotem.
I tak oto z super imprezy tak nagle zrobiła się stypa…
- Ale nie ma za co, proszę pani – wypalił nagle Olek, zaskakując wszystkich swoimi słowami bardziej niż jeszcze chwilę temu ów asystentka. – Ja nie potrzebuję mamy. Wystarczy, że mam Miśkę – dodał, po czym wstał ze swojego miejsca, przydreptał do mnie, wdrapał się na moje kolana i przytulił się do mnie. Tak mocno, bezgranicznie, jak nigdy przedtem. – Kocham cię, Misia – powiedział poważnie, będąc w pełni szczerym. Tak, jak to tylko dzieci potrafią.
Odwzajemniłam jego uścisk dopiero po kilku chwilach, bowiem zaskoczenie całą tą sytuacją nie chciało tak łatwo odpuścić. Ponadto wzruszenie odebrało mi mowę do tego stopnia, że ledwo udało mi się wykrztusić:
- Ja ciebie też.
Bo po raz pierwszy od dawna poczułam, na czym polega prawdziwa miłość.



­­­____________________________________
PRZEPRASZAM. Ja ciebie też.
debrało mowę do tego stopnia, że ledwo udało mi się wykrztusić:
oba.POę bać, że niechcący uszkodzi zawartość. P
Za wszystko.

4 komentarze:

  1. Po pierwsze: nie przepraszaj, bo naprawdę nie masz za co.
    Po drugie: jejku, jak ja się cieszę, że w końcu Hajnusy wróciły!
    Po trzecie: Adamajtis, spadaj.
    Kurczę, ten przez większość tego rozdziału się uśmiechałam od ucha do ucha, zwłaszcza kiedy Piotrek zaczął taką szczerą rozmowę z Miśką. Niestety, wybrał trochę kiepski moment, ale również liczę na to, że ją kontynuują. I powtórzę się po raz kolejny, ale uwielbiam Olka, ten brzdąc jest takim cudownym dzieckiem i okazał tyle miłości Miśce, która zasługuje na to, by być kochaną. A miłość dzieci zawsze jest szczera. Tak więc wysyłam duuuużo weny i będę czekać na 17-tkę choćby i milion lat, ale zawsze chętnie tutaj zajrzę. Pozdrawiam i ściskam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O BOŻE. O KURDE.
    1. TY DURNA KOBIETY TY! Dzięki Bogu, że Olek tak... dobrze zareagował. No i to wyznanie miłości - czy może być coś słodszego i bardziej szczerego? <3
    Fakt, Adamajtis mnie wkurzył i czuję, że wcale nie skończył, a nawet dopiero zaczął, ale z drugiej strony Hajnus jest taki... bojaźliwy. Nie lubię takich, jeśli chodzi o ten kontekst. No ale, jak to się mówi, w różnych sytuacjach różni ludzie zachowują się różnie, więc... :>
    I nie przepraszaj! Nie masz za co! Bo w taki sposób to "przepraszam" się nigdy nie skończy! :D
    Wenki dużo! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Niespodzianką było dla mnie to,że:
    a) Piotrek nie dokończył ważnej,a tak naprawdę ledwo rozpoczętej rozmowy z Michaliną. Słuchaj,Piotrze,jak już się wreszcie odwazasz na operację na otwartym sercu,to rób to do końca,przecinaj te wrzody niewyjaśnionych spraw,ok? Bo inaczej Ty się denerwujesz tym,że coś Ci przerwało i ja się denerwuję-tym,że coś Ci przerwało,Ty się zdenerwujesz i juz,kurna,drugi raz na wiwsekcję emocjonalną się nie ośmielisz. A to przecież nie o to chodzi! Miałam nadzieję na padniecie wielkich słów o wzajemnym oddaniu,nieuchronnosci pewnych rzeczy,niejednoznacznosci (z kazda chwila mniejszej!) pewnego szalenie milego uczucia... A tu nic! Tak ze Piotrze - ja do Ciebie apeluje niczym na plenum PZPR! Wez sie w garsc i poczuj wkrótce ten sam flow,ktory Cie niósł przez iles sekund,zanim opadl. Hehe.
    b) Paweł i Miśka tak na serio? Ona mu wybaczyla czy mnie sie tylko tak niepokojąco wydaje? Fcuk,Misko,do Ciebie tez mam apelowac? Czy my jestesmy w Sejmie? x) A na powaznie - jeeenyyyy,na miejscu Hradeckiej kopnelabym Adamajtisa nie powiem,gdzie (w dupe! co mam zreszta unikac normalnego slowa! xD) i przy okazji wylozylabym mu kilka prawd o zasadach znamionujacych zdrowe uczucie,nietoksyczny zwiazek i te de. Slowo - nie wierzę w cudowna przemiane tego bohatera. Nie ufam mu i juz. Moge se xD Adamajtis od poczatku jest dla mnie troche zawada,jest tak ludzaco correct,ze az sie boje,co mu dymi pod czacha. Jeden popis juz dal,ale obawiam sie,ze moze ich byc wiecej,dlatego - y-y-m,Misko,przybastuj. Niemile sytuacje wyczuwam,Adamajtis emituje wyraznie zle fluidy!
    c) Hradecka i Kora porwaly sie na organizacje kinderparty (dla jednego kindera i kinder-siatkarzy). Ale musze im przyznac,ze fantazje to one maja! Wow,alez mi sie przyjemnie czytalo opis tego calego przedsięwzięcia! Tak lekko,ciekawie opisałas przyjecie - miodzio! Reakcja Olka mnie rozczulila na maxa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - ciul z prezentami,co tam goście poprzebierani za postacie z tysiaca bajek - Olek nie ma własnego stroju i caly swiat placze :( Ta scena mnie rozbroila. Nie musze chyba dodawac,ze nie mniej wpłynęła na mnie sytuacja z nieogarnieta pania asystentka-dizajnerskiego-czarodzieja i pozniejszym,wynikajacym ze szczerości i dzieciecej wrazliwosci,wyznaniem Olka. Jeeeeej,jakie to bylo chwytajace za serce-nawet mnie,wzmocniona cynizmem ze wzgledu na obcowanie ze współpracownikami xD Ogolnie rzecz biorąc,rozplywam sie nad Olkiem. Za te jedna chwile szczęścia bylabym gotowa wybaczyc mu wszystkie przewiny,jakich sie kiedykolwiek wobec mnie dopuscil. I czyz nie mialabym jakze slodkiego prawa?
      d) Miska schowała pazurki i pokazala sie z totalnie uladnej strony. Ukladnej,milej,pelnej zdrowego dystansu (o tyle,o ile), profesjonalizmu i zdrowego rrozsądku. Rozumiem - pod pewnymi wzgledami musiala sir hamowac ze wzgledu.na charakter imprezy,w ktorej uczestniczyła,ale mniemam,ze bal byl dla dziewczyny takze forma odpoczynku psychicznego od problemow. Dobrze by bylo,gdyby nie ci dorosli faceci i ich walka o bycir samcem alfa... Coz poradzic,takie geny xD

      Teraz juz nie moge pytac o nowke,wiec bede smutna xD A skądinąd ciesze sie,zes sie wreszcie tu zjawila. I missed u <3333 <3333

      Kieeedy jakas nowka gdzies indziej? xD

      pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

      Usuń