niedziela, 19 czerwca 2016

17. Powroty.



Siedziałem w kuchni nad swoją kolacją i przysłuchiwałem się relacji z dzisiejszego dnia z ust Aleksa. A ten jadł i mówił jednocześnie, normalnie buzia mu się nie zamykała odkąd tylko wróciłem z wyjazdowego meczu w Kielcach. Nie mogłem się nadziwić, jak to dziecko zmieniło się w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Kiedy go tu przywiozłem, rzadko kiedy chciał wychodzić z domu, na spacer czy na plac zabaw trzeba go było wołami wyciągać, był jakiś taki przygaszony, cichy i smutny. A teraz? Nie to samo dziecko! Więcej się uśmiecha, wszędzie jest go pełno, buzia mu się nie zamyka, wciąż wyciąga nas a to na huśtawki, a to do parku, a to na gofry. Ma mnóstwo pomysłów i nawet jakoś tak więcej się psoci. Można powiedzieć, że w końcu zachowuje się jak każde normalne dziecko w jego wieku.
Czyli tak jak powinno być.
Nie miałem wątpliwości, że to zasługa Miśki. Bez niej na pewno nie udałoby mi się osiągnąć takiego efektu i to w tak krótkim czasie. Przecież nie znałem się na dzieciach, ba!, niemal w ogóle nie znałem Olka, nie spędzałem z nim tyle czasu, ile ojciec powinien był spędzać z własnym synem, zwłaszcza, jeśli ten nie miał matki. I stąd to wszystko się brało. Nie umiałem do niego trafić, nie wiedziałem nawet, jak mam to zrobić. Dopiero pojawienie się blondynki w naszym życiu wszystko zmieniło. Dzięki niej młody się otworzył na nasze wspólne życie w Olsztynie…
- …ale wtedy Misia powiedziała, że wracamy do domu. Rozumiesz to, tato? Tak nagle zmieniła zdanie! Zawróciła i pociągnęła mnie tutaj, mimo że mieliśmy iść na pączki, że obiecała, że byliśmy już tuż obok cukierni!
…a i ja musiałem przyznać, że ostatnio czułem się zupełnie inaczej. I to dzięki niej.
- A najlepsze, że to nie pierwszy raz – mówił dalej zaaferowany całą sytuacją Olek. – Ja nie wiem, tato, dlaczego ostatnio Misia tak szybko zmienia zdanie. Przecież robię wszystko, o co mnie prosi! A ona zawsze dotrzymuje obietnic!
- Może jednak byłeś niegrzeczny, hę? Nie psociłeś się jej po drodze? – podpytywałem go z uśmiechem. – No przyznaj się lepiej!
- Nie! – zaprzeczył żywo i gdyby tylko mógł, to by tupnął teraz nogą. Ale te, gdy siedział na krześle, wisiały mu w powietrzu i nie było takiej możliwości. – Byłem baaaaardzo grzeczny – zapewnił mnie, przeciągając samogłoski. – Nie wierzysz mi? – uraczył mnie spojrzeniem, które zmiękczyłoby serce nawet i największego twardziela.
- Wierzę ci, synku, ale też znam Miśkę i wiem, że na pewno bez powodu by czegoś takiego nie zrobiła. Musiało coś się stać – mruknąłem pod nosem, bo zastanowiło mnie to jej dziwne zachowanie. – A co ci powiedziała? – zainteresowałem się.
- Że jutro przyniesie pączki i że zjemy je w domu. A tam iść nie możemy. Nic więcej – mówił smutno, kręcąc głową. – Nie wiem, dlaczego ostatnio tak mało czasu spędzamy na dworze… Przecież nawet słoneczko już świeci! I wcale nie jest tak zimno…
- A to Miśka nie chce z tobą wychodzić? – spytałem, przyglądając mu się uważnie.
To niecodzienne zachowanie Miśki odrobinę wzmogło moją czujność.
- Nie, że nie chce. My wychodzimy, tato! Tylko tak jakoś na krócej i bliżej… nie wiem, może Misi jest zimno? A może boi się, że się przeziębię? Bo zawsze trzyma mnie mocno i się rozgląda na boki, jakby się bała, że zaraz zacznie padać. Nie wiem – ziewnął, wzruszając ramionkami – muszę z nią o tym porozmawiać – zadecydował, pocierając oczy.
Był zmęczony i nie miałem serca go już więcej dręczyć pytaniami, mimo że chętnie pociągnąłbym go jeszcze za język. Byłem zaniepokojony i może słowa Olka pomogłyby mi znaleźć powód takiego stanu rzeczy. Ostatnio bowiem w relacjach Aleksa zaczęły się pojawiać właśnie takiego typu żale odnośnie zachowania Miśki. Że często zmieniała zdanie, że nie zabierała go tam, gdzie mu wcześniej obiecała… a ponadto zauważyłem, że ostatnio sama zainteresowana jest jakaś taka bardziej nieobecna, zamyślona… Nie wiedziałem, kto i co stał za tym stanem rzeczy, ale zdecydowanie nie było to normalne.
- Chyba czas wziąć kąpiel, bo jeszcze trochę, to mi tu nad talerzem uśniesz i znowu będę cię musiał położyć do łózka nieumytego – zawyrokowałem, nie drążąc już dalej tego tematu, mimo że na końcu języka miałem jeszcze kilka pytań.
Tyle tylko, że raczej nie były one skierowane do Olka…



***



Po wczorajszej rozmowie z Aleksem nie mogłem zasnąć. Leżałem więc na wznak w łóżku i wpatrując się w sufit, analizowałem wszystko, co usłyszałem od Małego. I im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej nie byłem w stanie tego zrozumieć. Postanowiłem więc przyjrzeć się Miśce uważniej. Jeśli dobrze sobie przypominałem, to jej niecodzienne zachowanie zaczęło się tak jakoś po urodzinach Olka… Za pierwszym, drugim, czy trzecim razem zignorowałem to, ale teraz nie mogłem już puścić tego mimo uszu. Bo coś mi tu ewidentnie nie grało… Nie wiedziałem tylko co. Może to sprawka Adamajtisa? Może znowu się pokłócili i Miśka nie może sobie z tym poradzić? A może przeraziła ją ta krępująca sytuacja pod koniec przyjęcia urodzinowego? Choć wtedy wydawało mi się, że wszystko było w porządku… że oboje wyszliśmy z tego z twarzą. Najgorszą odpowiedzią byłaby ta, która przyszła tuż przed snem – że to przeze mnie… że może coś palnąłem niechcący i ją tym przestraszyłem… choć niczego takiego sobie nie przypominałem, to jednak może i taka sytuacja mogła mieć miejsce. Nie wiem.
Im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej nie wiedziałem, co się z nią działo. A najlepszym sposobem, by rozwiązać wszystkie wątpliwości i się dowiedzieć, o co tak naprawdę chodzi, była rozmowa. Rozmowa ze źródłem.
I dlatego postanowiłem ją przeprowadzić jak najszybciej tylko się da. Przygotować grunt i wyskoczyć do ataku. Nie miałem jednak ku temu odpowiednich warunków. Rano bowiem Miśka wpadła do naszego mieszkania, spóźniona i cała zdyszana, bo autobus się zepsuł i musiała trzy przystanki dreptać piechotą, żebym zdążył na przedpołudniowy trening. A popołudniu, gdy tylko wróciłem, w pośpiechu ubrała się i powiedziała, że skoro już jestem z powrotem, to ona wychodzi. Bo musi coś załatwić. Pilnie.
Tylko co ona ma do załatwienia w Olsztynie?, główkowałem, ale nic nie przychodziło mi do głowy, a Miśka nic więcej nie powiedziała. A ja nie byłem w stanie jej zatrzymać, bo nie miałem ku temu powodów. Dopiero, gdy po jej wyjściu z mieszkania, spojrzałem przez okno, by odprowadzić ją wzrokiem, zrozumiałem wszystko. Gdy tylko zobaczyłem, jak powolnym krokiem idzie w deszczu w kierunku swojego osiedla, olśniło mnie. Znałem już bowiem to zachowanie i właśnie dlatego wydawało mi się ono takie podejrzanie i niepokojące. Raz już bowiem podczas naszej znajomości Miśka tak reagowała na wszystko… i miała ku temu poważne powody.
To było wtedy, gdy ją zwolniłem. Gdy była śledzona. Gdy ją zaatakowano. Gdy przeszłość do niej wróciła.
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens mojego odkrycia. Przeraziłem się, bowiem mimo usilnych prób odpędzenia od siebie tego czarnego scenariusza, wiedziałem, że tym razem mam rację. I że muszę coś z tym zrobić. Natychmiast! Dopóki nie wydarzyła się jej jeszcze żadna krzywda…



***



Wypadłam z mieszkania Piotrka jak z procy. Widziałam, że ten chciał ze mną o czymś porozmawiać, ale nie dałam mu nawet dojść do głosu, zbywając go pospiesznie. Nie miałam czasu na rozmowy. Nie teraz, gdy podjęłam decyzję. W chwili, w której byłam zwarta i gotowa. Na wszystko. Musiałam bowiem coś załatwić. Pilnie. Teraz. Zaraz. Już. Natychmiast. Dopóki miałam w sobie na to siłę. Inaczej nie dałoby mi to spokoju.
Mimo że było ciemno i mżył deszcz, postanowiłam, że się przejdę. Tak naprawdę kłamałam – w ogóle mi się nie spieszyło. Ale jakoś Piotrka zbyć musiałam… Że też zebrało mu się na rozmowy akurat w takiej chwili! Ma chłopak wyczucie, nie powiem, że nie. Na całe szczęście – okazałam się od niego odrobinę sprytniejsza. Choć raz… Szłam więc powoli w sobie tylko znanym kierunku, czekając na odpowiedni moment. Wiedziałam, że jest tu i że znowu będzie śledził każdy mój krok. Myślał, że go nie widzę… och, jak bardzo się mylił! Od pierwszego dnia, w którym tylko się pojawił za moimi plecami, wiedziałam, że coś jest nie tak. Że ktoś znowu depcze mi po piętach… ewidentnie czułam na swych plecach czyiś oddech. Wiedziałam, że coś jest nie w porządku. Przecież miałam w tym wprawę. Wyczuwałam kłopoty na kilometr.
W końcu nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz miałam z nimi do czynienia. One najzwyczajniej w świecie mnie lubiły. I garnęły do mnie jak Kubuś Puchatek do miodu.
Był zaskoczony, gdy zamiast iść w stronę przystanku, ruszyłam w tylko sobie znanym kierunku. Cwaniak, zaparkował przy wyjściu z osiedla, sądząc, że nie zwrócę uwagi na to auto, które od jakiegoś czasu dziwnym trafem jest zawsze tam, gdzie ja, skoro tym razem nie stoi pod blokiem Hajnusów. Ja jednak znałam się na rzeczy, dobrze wiedziałam, jak to wszystko wygląda. I to nie tylko dlatego, że nie pierwszy raz jestem śledzona. Mój ojciec przecież był adwokatem. Praca detektywów przy jego sprawach rozwodowych była nieoceniona, dzięki czemu tak dobrze mi znana. Wiele słyszałam i wiele widziałam. I choć może nie miałam wtedy wiele lat, rozumiałam więcej niż wszystkim się wydawało. Właśnie dzięki temu wiedziałam też, że większość detektywów idzie na łatwiznę. Ten w niczym nie odbiegał od tego schematu.
Nie spodziewał się, że w taką pogodę wybiorę spacer, zamiast jechać autobusem. Bo kto normalny by tak zrobił? Pewnie nie był zadowolony, że musi wysiąść ze swojego przytulnego i zapewne odpowiednio nagrzanego autka, w którym siedział tu od mojego porannego przyjścia do Hainów, i się za mną przespacerować w ten ziąb. Myślę, że nie robiłby tego, gdybym szła w kierunku mieszkania. Wtedy pewnie najzwyczajniej w świecie by mnie wyprzedził i czekał spokojnie na mój powrót pod kamienicą, możliwe, że jeszcze po drodze wpadając na kawę do McDonald's. Ja jednak postanowiłam go przechytrzyć.
Od dwóch tygodni bowiem czułam na sobie jego oddech i z każdym kolejnym dniem robiło się to dla mnie coraz bardziej męczące. I nie tylko dla mnie. Przez niego powoli zaczynałam wariować, wpadać w niepotrzebną panikę i swoim niecodziennym zachowaniem stresować dziecko, które było pod moją opieką, które mi ufało i we mnie wierzyło. Widziałam, że Olkowi nie podobała się „nowa” Miśka, a moje dziwne zachowanie go coraz bardziej zastanawiało. W jego dziecięcej główce tworzyły się coraz to nowe pytania, które mi zadawał na każdym kroku i coraz to nowe odpowiedzi, którymi się ze mną codziennie dzielił. Próbowałam mu pokazać całą sobą, że wszystko jest w porządku, ale wiedziałam, że nie bardzo mi to wychodziło. Aż tak dobrą aktorką nie byłam… dzieci zawsze umiały mnie przejrzeć. Dlatego też od tygodnia zbierałam się w sobie, aby coś z tym zrobić. Nie mogłam przecież tego tak zostawić! I tu nie chodziło o mnie. Ja w tym wszystkim byłam najmniej ważna. Najważniejszy był Olek. Nie mogłam pozwolić, aby czuł się niekomfortowo. Aby musiał się czegoś bać i kryć przed czymś, co jego przecież nie dotyczy. Aby nie mógł cieszyć się życiem jak normalny pięciolatek. A najważniejsze – aby przeze mnie miało mu się stać coś złego. Pal licho mnie, on był tu najważniejszy i właśnie dlatego usilnie szukałam jakiegoś rozwiązania. Z początku wydawało mi się, że wystawiając się jak na talerzu temu, który mnie tak dręczy, postępuję głupio. I może tak właśnie było, jednak robiłam to w dobrej wierze. I wydawało mi się, że to mnie w pełni usprawiedliwia.
Poza tym nie miałam innego pomysłu…
Może powinnam była o wszystkim powiedzieć Piotrkowi albo chociaż Pawłowi. Może to byłoby właściwsze rozwiązanie. Może oni by mi jakoś pomogli. Może… Nie przekonam się jednak o tym, ponieważ nie było już drogi ucieczki. Postanowiłam zrobić tak, jak uważałam i nie warto było zaprzątać sobie głowy innymi scenariuszami. One już nie wchodzą w grę. Zwłaszcza, że on był tuż za mną. Dzisiejszego popołudnia musiał się trzymać blisko, aby w tej mgle mnie nie zgubić. A ja właśnie byłam w ślepej uliczce, w którą świadomie skręciłam…
Co ma być, to będzie, pomyślałam, przystając nagle. Wzięłam głęboki wdech, po czym odwróciłam się wprost w stronę jego kaptura naciągniętego na głowę.
- Kim jesteś i po co za mną łazisz? Czego chcesz ode mnie? – spytałam ostro. Jeszcze wam mało? Oddałam wszystko z nawiązką, cały dług, a nawet więcej niż powinnam była! A wy w zamian mieliście dać mi spokój i co? I to jest właśnie ten spokój? Nie boję się was, już nie…
Zamilkłam w chwili, w której koleś ściągnął z głowy przemoknięty kaptur i spojrzał na mnie zaskoczony.
- Skąd wiesz, że cię śledzę? – spytał.
Nie znałam go. Spodziewałam się, że to będzie ktoś z przeszłości. Ktoś, kogo dobrze znam. Kogo nie raz widziałam i kogo dobrze pamiętam. Kto znowu zechce ode mnie wszystkiego, co mam. A nawet więcej. Że znów mi zagrozi, będzie chciał zastraszyć, a potem zabierze wszystko, co mogę mu dać, zapewniając spokój, by za jakiś czas znowu wrócić. Jak zawsze. Bo do łatwych kąsków szybko się wraca, żeby znów zastraszyć i znów czerpać swoje korzyści.
Ale nie tym razem. Nie ze mną te numery.
- Nie pierwszy raz jestem śledzona, doskonale więc znam wasze postępowanie, a ty nie odbiegałeś w niczym od reszty. Jeśli mam być szczera, to byłeś bardzo przewidywalny – uśmiechnęłam się pod nosem z satysfakcją. – A teraz mów mi lepiej, co z ciebie za jeden i czego ode mnie chcesz? – zażądałam.
Wiem, powinnam mu była w tej chwili czymś pogrozić, ale nie miałam czym. Nawet parasolki ze sobą nie zabrałam, taka ze mnie groźna bestia.
Tymczasem facet podszedł bliżej i zaczął wyciągać rękę z kieszeni płaszcza. Świat jakby stanął w miejscu, a przynajmniej na moment drastycznie zwolnił. Moje serce automatycznie przyśpieszyło, wyobrażałam sobie wszystko, co najgorsze, a całe życie zaczynało przelatywać mi przed oczami w pożegnaniu z moją egzystencją… Po chwili okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Bo to była ręka. Pusta. Goła dłoń, wyciągnięta w moim kierunku. Żadnej spluwy, paralizatora, gazu pieprzowego. Niczego takiego.
Zamrugałam gwałtownie. Nie tego się spodziewałam.
- Ryszard Wilczyński, detektyw – przedstawił mi się, a ja stałam tam jeszcze bardziej oniemiała. Mimo to nieśmiało uścisnęłam jego rękę. – Ludzie mieli rację, jest pani bardzo podobna do ojca. Nie z wyglądu, bo z wyglądu to czysta mama, ale z zachowania.
To zdanie kompletnie zbiło mnie z tropu. O ile jeszcze jakikolwiek trop w tym momencie wyczuwałam…
- Do ojca? – spytałam go słabo.
- Tak – przytaknął – bo to właśnie on mnie wynajął. Abym panią znalazł. I przywiózł z powrotem do domu. Do Krakowa.
Tego już było dla mnie za wiele jak na jeden moment. I nawet nie wiem, kiedy świat zaczął się zmniejszać, powietrza było coraz mniej, a mi zrobiło się ciemno przed oczami…
Zemdlałam.



***



Było grubo po dwudziestej drugiej, kiedy zapukałam do jego drzwi. Całe popołudnie bombardował mnie SMS-ami, telefonami, a ja nie miałam jak odebrać ani jak się do niego odezwać, ponieważ znowu brakowało mi środków na koncie. W sumie powinien być do tego przyzwyczajony. Rzadko kiedy bywało inaczej. Dlatego postanowiłam, że przyjdę i dowiem się, co jest tak bardzo pilnego, że nie daje mi spokoju.
Poza tym potrzebowałam rozmowy. A z nim rozmawiało mi się najlepiej.
- Boże, Miśka! – przywitał mnie od progu. – Jesteś cała mokra, wchodź szybko – dorzucił, niemal wciągając mnie do środka.
Nie miałam już siły na cokolwiek, ledwo co się tutaj doczłapałam i zrzuciłam z nóg kalosze w przedpokoju. Dzisiejsze popołudnie wyprało mnie z emocji doszczętnie. Dlatego pozwoliłam mu zdjąć ze mnie płaszcz, narzucić na siebie ręcznik i zaprowadzić do salonu, gdzie usadził mnie na kanapie i uraczył gorącą herbatą.
- Całe popołudnie do ciebie dzwoniłem. Gdzieś ty była, dziewczyno? – spojrzał na mnie wyczekująco.
- Musiałam coś załatwić – wyjąkałam słabo, szczelniej okrywając się kocem i ogrzewając ręce o szklankę z ciepłą herbatą w środku.
- Co się z tobą działo? Ostatnio zachowujesz się dziwnie… martwiłem się – wyszeptał ostatnie dwa słowa niemal bezgłośnie, siadając w fotelu naprzeciwko mnie.
Wyciągnął mi herbatę z dłoni, po czym ujął je w swoje ręce i powolnymi ruchami zaczął rozgrzewać. Przymknęłam oczy. Było mi przyjemnie w tym momencie, w jego towarzystwie, w tej ciszy, która teraz panowała w pomieszczeniu. Bo to była taka dobra cisza. Nasza cisza. Kojąca zmysły, podczas której mogłam unormować swój oddech i poukładać sobie w głowie wszystko, co się dzisiaj wydarzyło.
- Miśka – szepnął po kilku minutach wpatrywania się w moją twarz – ja chyba wiem, co się dzieje.
Momentalnie otworzyłam oczy i spojrzałam na niego przerażona, ostatkiem sił powstrzymując się przed zabraniem rąk z jego uścisku.
Choć chyba nawet by mi na to nie pozwolił…
- Skąd wiesz? – przełknęłam ślinę.
- Domyśliłem się. Nie pierwszy raz tak się zachowujesz. Trochę czasu mi zajęło, zanim to do mnie dotarło, ale już wiem… ktoś cię śledzi, prawda? Niepokoi? – podpytywał mnie. Chyba moja mina świadczyła o tym, że ma rację, ponieważ zapytał po chwili: – Dlaczego mi nie powiedziałaś? Przecież ci pomogę, Misia!
- Raz mi pomogłeś i bardzo ci za to dziękuję, Piotrek – odpowiedziałam spokojnie – ale nie chciałam ładować cię w to znów. Musiałam to załatwić sama. Raz na zawsze – dodałam pewnie.
Musiałam zabrzmieć naprawdę zdecydowanie, ponieważ mina Hajnusa mówiła, że nie tego się spodziewał.
- Miśka… co ty zrobiłaś? – spytał nieśmiało.
Zabrałam ręce z jego uścisku, po czym wzięłam łyk herbaty, rozsiadłam się na kanapie i zaczęłam mówić. Ot tak, po prostu, jakbym opowiadała o wczorajszej kawce z przyjaciółkami spotkanymi przypadkiem w galerii handlowej. A ja mówiłam o tym, jak i kiedy zorientowałam się, że ktoś za mną chodzi, o tym, jak bardzo się bałam o Olka, jak próbowałam mu wszelkimi sposobami zapewnić bezpieczeństwo, mimo że jemu się to nie bardzo podobało, o tym, jak próbowałam znaleźć odpowiednie rozwiązanie z tej sytuacji, o tym, jak podjęłam decyzję i jak dzisiejszego popołudnia wcieliłam ją w życie.
- …I wiesz, co się okazało? Myślałam, że to oni. Że znowu czegoś ode mnie chcą. Że już nigdy się nie uwolnię od Darka i przeszłości, która przez niego się za mną ciągnie latami. Że zawsze będą wracać, choćbym nie wiem, co zrobiła, gdzie uciekła albo ile im zapłaciła. Ale to nie oni. Tym razem tak bardzo się pomyliłam.
- Nie oni? – powtórzył, jakby nie docierało to do niego.
- Nie – pokręciłam przecząco głową, uśmiechając się słabo. – Ten gość akurat jest nieszkodliwy. A przynajmniej nie w takim sensie. To detektyw. Mój ojciec wynajął go, żeby mnie odnalazł – prychnęłam. – Tak bardzo się tego nie spodziewałam, że aż mnie z nóg ścięło. Zemdlałam facetowi zaraz po tym, jak mi powiedział, jak to bardzo jestem podobna do mojego staruszka… mimo że ja nie to chciałam usłyszeć. Nigdy nie pomyślałabym, że będzie mnie szukać. Nawet nie łudziłam się, że kiedykolwiek wpadnie na taki pomysł. Myślałam, że już dawno mnie skreślił. Że nie chce mnie znać. Sam mi to w końcu powiedział. Prosto w twarz. Że nie spełniam nadziei, które we mnie pokładał i że jeśli tak bardzo chcę, to proszę bardzo, mogę się wynieść, skoro już i tak zmarnowałam cały jego trud włożony w moje wychowanie po śmierci matki. A najgorsze było to jak stwierdził na odchodne, że mama się pewnie za mnie wstydzi tam, gdzie teraz jest… – automatycznie w moich oczach pojawiły się łzy na wspomnienie tego momentu.
To było najgorsze, co mógł powiedzieć. Nic nigdy nie raniło mnie równie mocno, jak wspomnienia mamy, dla której zawsze starałam się w życiu dwa razy mocniej. Aby obietnica dana jej przed śmiercią, była spełniona. Że nigdy się nie poddam i spełnię swoje marzenia. Że będę szczęśliwa…
- A teraz tak nagle mu się odmieniło! – kontynuowałam z dobrze wyczuwalnym żalem. – Podobno tęskni. Żałuje swoich słów i tego, jak potoczyły się nasze relacje. Chodzi do psychologa i rozbiera na części swoje życie. I chce wszystko naprawić, posklejać… Podobno dotarło do niego to, co zrobił i chce mnie odnaleźć. Dlatego wynajął pana Ryszarda, by ten mnie odnalazł i przyprowadził z powrotem do domu. I podobno jest mu obojętne to, kim teraz jestem, co robię i czy nadal Darek jest w moim życiu. Rozumiesz? – spojrzałam na niego. – Bo ja wcale. Nie wierzę w takie nagłe przemiany. Miał na to pięć lat. Gdzie był w tym czasie? Czy kiedykolwiek mi pomógł? Dał znać, że gdzieś tam jest i że mogę na niego liczyć, choćby nie wiem co? I dlaczego wraca właśnie teraz, kiedy ja już sobie ułożyłam życie na nowo? Bez rodziny, bez przyjaciół, bez wspomnień zapachu Krakowa, które zawsze nawiedzało mnie w marzeniach… bez domu.
Nawet nie wiem, kiedy podczas mojego monologu, Piotrek wstał z fotela, ustawionego naprzeciwko kanapy, po czym uniósł na moment koc, którym się teraz okrywałam i usadowił się obok mnie. Objął ramieniem moją roztrzęsioną osobę. Wrak tego, co tak dobrze znał.
- A co jeśli to prawda? – spytał nieśmiało. – Jeśli naprawdę się zmienił?
- Nie znasz go, nic o nim nie wiesz. Tak naprawdę wciąż nie wiesz nic o mnie… – zaśmiałam się smutno.
- O przepraszam, to akurat są pomówienia! – zaperzył się. – Na pewno nie wiem o tobie wszystkiego, ale nie możesz mówić, że nic nie wiem! Jesteś piękną kobietą, która zawsze robi wrażenie na facetach, których mija. Oni jednak nie mają żadnych szans, bo ty kompletnie nie dostrzegasz tego, że się za tobą oglądają. Masz to gdzieś. Masz piękny uśmiech, ale tak rzadko się uśmiechasz. A szkoda, bo to wielka strata dla świata. Jesteś bardzo mądra, zapewne dlatego, że wiele przeżyłaś. Twoje rady zawsze trafiają w punkt. Masz dobre serce i mimo że próbujesz postępować egoistycznie, to twój wewnętrzny altruizm zawsze wygrywa z samolubstwem. Masz cięte riposty i nie obchodzi cię zdanie innych. Twoja głowa wpada nie zawsze na najlepsze pomysły, ale na pewno na nietuzinkowe. Jesteś odpowiedzialna, mimo że na taką nie wyglądasz i zorganizowana. Zgrywasz silną i nieprzejednaną, a tak naprawdę gdzieś tam w środku ciebie siedzi krucha dziewczynka, która szuka pomocy. Tworzysz mur odgradzający cię od świata, mimo że tak bardzo potrzebujesz towarzystwa. Do tego jesteś Zosią Samosią, nie poprosisz o pomoc, tylko będziesz zagryzać zęby i realizować to, co sobie umyślisz, nawet jeśli jest to najgłupszym rozwiązaniem świata. Tak jak dzisiaj. Przecież mogło ci się coś stać, a ty zamiast do mnie przyjść z problemem, to idziesz prosto w paszczę lwa! I nie wiem, czy nie powinienem się obrazić za to, że wciąż zapominasz, że nie jesteś sama, że masz tu w Olsztynie osobę, do której możesz przyjść obojętnie kiedy i porozmawiać, która zawsze ci pomoże…
- Tu to akurat ty się mylisz, Piotrek – przerwałam mu. –  Nie zapominam. A co ty myślisz, że przyszłam tu, bo bombardowałeś mnie wiadomościami i nieodebranymi połączeniami? Zawsze mogłam wyłączyć telefon i mieć cię gdzieś uśmiechnęłam się.
- No to dlaczego tu jesteś? – spytał, lekko zdezorientowany moim wtrąceniem.
- Bo po tym, co się dzisiaj stało, chodziłam po mieście i nie mogłam się pozbierać. Musiałam z kimś porozmawiać. A z tobą rozmawia mi się zawsze najlepiej – odpowiedział poważnie, wtulając się w niego z ufnością.
Piotrek po chwili objął mnie ramieniem i jeszcze mocniej przycisnął do siebie, opierając brodę na mojej głowie.
- I jest jeszcze jedno. Zawsze wiesz, co odpowiedzieć.
A mi nie pozostało nic innego, jak tylko uśmiechnąć się w jego tors.




__________________________________

Niespodzianka! Spodziewaliście się mnie tutaj tak szybko od ostatniej notki? Przyznać się! :)

3 komentarze:

  1. Jasne że nie, ale lubię takie niespodzianki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic, a nic. Pomimo tego co się wydarzyło w rozdziale podoba mi się to ;) a szczególnie końcówka ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, Szanowna, zbierałam się do napisania komentarza jakieś tysiąc lat, ale oto jestem i, jak zwykle, przepraszam za obsuwę! ;)***

    Nie ukrywam, że na początku, gdy czytałam ten rozdział i zagłębiałam się w informacje dozowane aptekarsko przez Młodego, opanował mnie niepokój co do nagłej tajemniczości charakternej Miśki. Obawiałam się, że oto niechlubna, fatalistyczna przeszłość znowu się upomniała o jej życie, pieniądze i uczucia pod postacią przebiegłego Dareczka, któremu najchętniej zasadziłabym kopniaka w szmaty i nasadziła bratków za krzywdy wyrządzone naszej bohaterce. ;) Później jednak okazało się, że prawda jest mniej demoniczna... tak jakby. Informacja o tatusiu chcącym nagle odnowić kontakt z wyklętą niczym w tragedii antycznej córką zwaliła mnie z nóg i, nie ukrywam, dała do myślenia. Mam swoje podejrzenia co do celowości detektywistycznych zapędów ojca Michaliny, ale, póki co, zachowam je dla siebie, żeby nie siać defetyzmu albo głupoty (haha :D). Bo skądinąd to, że pan Hradecki wykonał pierwszy krok po latach - krok w stronę odnalezienia dziecka - może okazać się zbawienny w skutkach i np. doprowadzi do zjednoczenia ojca i córki. Nie przypuszczam, by miało się to szybko stać, bo wszak blondynka znana jest ze swojego ostrego charakteru, ale mam nadzieję na choć odrobinę dobrych momentów, bo ostatni życie dało się Hradeckiej mocno we znaki choćby pod postacią brutala Adamajtisa (któremu NATUTAĆ PO RYJOKU też by się przydało). A swoją drogą - co go tak tutaj nie było?Nie, żebym tęskniła... Za takim nie będę!
    Piotruś jest w owym rozdziale boski i słoneczny. Jest dobrym fluidem i prawdziwym facetem. Jest rozsądnym ojcem i czułym przyjacielem wypełnionym empatią od pięt po cebulki włosów. A jednak... Trąci pewną nieśmiałością. Czy on się w końcu zadeklaruje wobec Miśki, czy długo jeszcze trzymał nas, czytelników, w niepewności co do swoich prawdziwych uczuć względem opiekunki Olka? Dobrze jest teraz między nimi - co widać, słychać i czuć - ale w głębi duszy czuję, że szykujesz w zanadrzu bombę, która wszystko spierdoli xD Szanowna, znamy się już na tyle, że wiesz, iż żartuję ;D :* ;* Tak naprawdę miałam na myśli tyle, iż u Ciebie - u Twoich bohaterów - spokoju ze świecą szukać, a więc przewiduję w niedługim czasie komplikacje. Oby tylko miały pozytywny rezultat! O niczym innym nie myślę.
    Swoją drogą, z Miśki też jest niezły numer. Nauczyła się przewidywać ruchy obłąkańców, którzy ją śledzą... Czapki z głów, że stosunkowo szybko zauważyła w swej okolicy obecność niepożądanego elementu. I punkt dla niej, że chciała chronić Aleksa. Jak ona to określiła? "Jestem w tym wszystkim najmniej ważna". To mnie złapało za serce na długo. Bo jednak to ONA jest ważna w tym wszystkim, to o nią - jak widać - toczy się stawka, a jednak Miśka w swym nieskończonym altruizmie jest gotowa postawić siebie na samym końcu listy beneficjentów... Wow. Imponuje mi taka postawa, imponuje mi Miśka.
    Nie wiem, czy wcześniej o tym pisałam, ale Michalina w ogóle jest dla mnie swoistym cudem. Po traumatycznej przeszłości znalazła w sobie dość odwagi do rozpoczęcia spokojnego życia w nowym miejscu i odszukała w sobie na nowo umiejętność do otoczenia się wartościowymi ludźmi (MINUS POKRAKA ADAMAJTIS, KTÓRY NIEDŁUGO BĘDZIE MIAŁ NASADZONE). Pokazała, że jest mocna i silna. Wow (2). Ja bym chyba tak nie umiała. Podobno znamy się na tyle, na ile nas sprawdzono, więc... Chyba Miśka zna siebie na wylot. A teraz jeszcze ma nowe przeboje, które, o czym jestem przekonana, jeszcze ją uszlachetnią, bo Hradecka to typ osoby, która przekuwa porażki w atuty. Tak że summa summarum dziękuję Ci za nią. Nie sądziłam, że aż tak się emocjonalnie przywiążę do Miśki...

    Kiedy jakaś nowość tu będzie? Nówka na LITR-ze tworzy się w bólach, walczę z nadmiarem pomysłów i słowem pisanym... Wierzę, że niedługo uda mi się coś zjadliwego wysmażyć - oczywiście, zostaniesz o tym powiadomiona, bo jakże by inaczej :D :**

    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    Podpisała Twoja wierna fanka i wieczna entuzjastka Twoich literackich fantazji ;)

    OdpowiedzUsuń